Bee leżał na ziemi, kiedy odzyskał przytomność. Próbował chwycić sakwę. Na tej czynności skupił swoją całą uwagę, wszystko inne odepchnął na bok. Schowany był w niej zwój przywołania, który dostał od A.
Muszę mu powiedzieć, pomyślał. Nieustannie te słowa pojawiły się w jego głowie. Powtarzał je jak mantrę. Był tak wycieńczony, że przez chwilę zapomniał, kim jest i gdzie się znajduje.
Piekły go rany i zadrapania na okaleczonej ręce. Jako shinobi doświadczył o wiele gorszego bólu i nawet teraz gdzieś w świadomości majaczyła mu informacja, że jakiś z jego narządów wewnętrznych krwawi. Jednak to to irytujące, powracające szczypanie doprowadzało go do czystego obłędu.
Starał się nie wydawać najmniejszego dźwięku, nawet gdy piasek dostał się do otwartych ran. Warknął dopiero, kiedy czyjaś stopa nadepnęła z impetem na jego rękę. Miał wrażenie, że pod podeszwą buta przeciwnika palce spłaszczyły się jak papier. Kiedyś widział to jakieś kreskówce.
— Już się obudziłeś? — zapytał mężczyzna w płaszczu Akatsuki. Miał krótkie rude włosy i dziwne szare oczy. — Masz tam coś, czym możesz wezwać swojego brata Raikage?
Bee chciał coś powiedzieć, ale przypomniał sobie, że ma zmiażdżone gardło. Nie wydobywa się z niego nic poza warczeniem.
— Myślałem, że będziesz bardziej chroniony, ale najwyraźniej tylko Konoha traktuje nas jak rzeczywiste zagrożenie. Nie pozwolą dziewięcioogoniastym opuścić osady, ale nawet to mnie nie powstrzyma.
Mężczyzna kopnął drugą stopą jego sakwę do pobliskiego jeziora. Ból znów go otumanił. Musiał odpocząć. Chociaż na chwilę zamknąć oczy.
— Nie rób tego, Bee! Wstawaj! — krzyczał Gyūki w jego głowie.
Tylko na moment, kolego.
Las był cichy i ciemny, chociaż świt nastał parę godzin wcześniej. Gęste konary drzew utworzyły kopułę, która blokowała promienie słoneczne. Tylko nieliczne z nich przedostawały się przez szczelną zasłonę. Jeden tańczył na dłoni Sasuke, który siedział zgarbiony u podstawy pnia.
Prawda o klanie była zbyt nierealna, żeby kiedykolwiek podobne myśli same wpadły mu do głowy. Nie czuł wielkiej więzi z wioską, tak jak Naruto, ale to ona dała mu schronienie, kiedy nic mu nie pozostało.
Mimowolnie w głowie majaczył mu obraz Hokage. Tego, którego znał; przywódcy wioski z dziecięcych lat. Miał uśmiechnięte, dobre oblicze. Szeptał uspokajającym głosem, że wioska pogrąża się w żałobie razem z nim — jedynym ocalałym z klanu, który Konoha ceniła. Chociaż Sasuke czuł złość, gniew, czystą nienawiść po raz pierwszy w swoim małym, siedmioletnim ciele, to wierzył w słowa Hiruzena. Patrząc w ciepłe, dobre oczy przywódcy czuł nikłą więź. Pomyślał, że ktoś, chociaż w małym stopniu, może go zrozumieć. To przynosiło ulgę.
Spojrzał na swoje dłonie, ale nie wiedział, czego w nich szuka. Czego chciał od życia? Miało się skończyć wraz ze śmiercią Itachiego albo zamienić się w rodzaj stagnacji. Wiedział, że nienawiść wywarła na nim zbyt dużo piętno i nigdy nie wróci do normalności.
Nawet nie pamiętał, jak to było, ani kiedy ostatni raz jego myśli były wolne, chociaż na sekundę, od planów zemsty. Teraz nie czuł nienawiści. To było w tym najgorsze. Mimo pobudek Itachi nadal wyrżnął ich klan. Nawet jeśli zrobiłby to ktoś inny, nawet jeśli to była część planu, który miał utrzymać Sasuke przy życiu, to nadal był grzech, za który mógłby żądać krwi. Tylko… Wszystko z niego uleciało. To przerażało najbardziej. Chciał coś poczuć.
Od samego początku brodził we mgle niepewności. Trening u Orochimaru był najlepszym rozwiązaniem, które podsunął mu los. Zabicie Sannina koniecznością, ponieważ chciał przejąć jego ciało. Stworzenie Taki — mądrym posunięciem, które miało przybliżyć go do celu. Czy potrafiłby teraz stanąć ramię w ramię przy bracie, którego latami nienawidził? Walcząc w imię czego? Słyszał ich rozmowę, kiedy mówili o odejściu z Brzasku. Czy Sasuke potrafił stanąć po stronie Konohy? To ostatnie, czego chciał, a gniewny głos ojca w jego głowie utwierdzał go w słuszności tej decyzji.
Kraj Herbaty był kombinacją Ognia i Wiatru. Na wschodzie małego państwa rosły lasy podobne do konoszańskich labiryntów okalających wioskę, a od zachodu znajdowały się piaskowe wydmy żywcem wyrwane z sunijskich pustyń. Zmiana klimatu z przyjemnie wilgotnego do bardzo suchego następowała w przeciągu godzinnej podróży.
Skrawki małej chaty były rozrzucone po okolicy. Kawałki dachu leżały nawet kilkaset metrów dalej na ścieżce, którą tu przyszliście. Podniosłaś z ziemi długą, drewnianą fajkę. Była ozdobiona imitacją zielonych, drobnych liści.
— Nasza ptaszyna tu była — powiedział Sasori, trzymając w dłoni jedną z dziesiątek kartek papieru z ziemi. — Origami — westchnął. — Zabawa dla dzieci.
— Całkowicie sucha — zauważył Itachi. — Nawet w tym klimacie musiało minąć parę godzin. Utakata używał żywiołu wody.
— Wszystko idzie zgodnie z planem. Mam wrażenie, że wcale nie pozbyliśmy się problemu.
— Tak, Pain prawdopodobnie przetrwał.
— Co teraz? — zapytałaś.
Czarne oczy zwróciły się w twoim kierunku. Jego spojrzenie złagodniało.
— Najpierw znajdziemy miejsce na nocleg, później będziemy musieli wszystko przemyśleć. Wątpię, żeby szukanie pozostałych jinchuuriki cokolwiek dało.
— Prawdopodobnie zastaniemy ten sam widok — dodałaś.
— Albo natkniemy się na jedno z nich — wtrącił Sasori. — To nie jest dobry pomysł. Pain może być w złym stanie, ale ty Itachi też nie jesteś u szczytu swoich możliwości.
Uchiha przytaknął.
— To kwestia paru godzin, ale masz racje. Poza tym, mimo wycieńczenia, ma teraz co najmniej jedną bestię więcej.
— W najlepszym wypadku, chłopcze.
Itachi przebiegł wzrokiem po pobojowisku.
— Nie mamy czego tu więcej szukać. Musimy pomyśleć, gdzie teraz się udać.
Zamknęłaś jedną z jego dłoni w uścisku. Wiedziałaś, gdzie musieliście iść. Ciało chciało ruszyć z miejsca bez wyjaśnień, biec tam dokąd podpowiadał instynkt, ale powstrzymałaś zapędy. To nie jedna z durnych misji, do której można podejść lekceważąco. Musieliście mieć plan.
— Masz rację — powiedział Itachi, odczytując wszystko z twojej twarzy. Palcami dotknął delikatnie twojego policzka w uspokajającym geście, a druga dłoń wzmocniła uścisk. — Pójdziemy do niego. Obronimy Naruto.
W drodze do Konohy zatrzymaliście się na noc w jednej z dawnych siedzib Brzasku na terenie Kraju Jezior. Mieliście spędzić tu tylko parę godzin, żeby Itachi mógł zregenerować się do końca. Zgodziłaś się, widząc, że nie jest w pełni sił. Sasori mówił, iż Akatsuki nie używało tego miejsca od lat przez wzgląd na zbyt duże zainteresowanie pobliskiej wioski shinobi.
Itachi spał na piętrze. Chwilę wcześniej zebrałaś zioła potrzebne do zrobienia tabletek militarnych. Nie wiadomo, jak potoczą się następne dni, więc martwienie się o posiłki to ostatnia potrzebna rzecz.
Stojąc w prowizorycznej pracowni, która składała się ze zwykłego stołu i moździerza, usłyszałaś czyjeś kroki. Byłaś pewna, że to Sasori wrócił z oględzin okolicy.
— Cześć, słodka, zgubiłaś się?
W przejściu stanął wysoki mężczyzna z długą kosą w ręce. Na jego twarzy widniał odpychający uśmiech szaleńca. Zaczął powoli iść w twoją stronę, przerzucając broń z jednej dłoni do drugiej.
— Niebezpiecznie jest wchodzić do czyjegoś domu bez zaproszenia. Mogłaś poprosić, z chęcią bym ci wszystko pokazał. — Wyszczerzył zęby jeszcze bardziej i ruszył w twoją stronę. Chwyciłaś jedno z krzeseł i rzuciłaś w jego kierunku. Podobnie zrobiłaś z drewnianym stołem.
— No proszę, masz krzepę, dziewczyno! Też lubię pobawić się w kotka i myszkę.
Miał na sobie płaszcz Akatsuki. Pomyślałaś, że to Pain wysłał go, aby odnalazł i zabił Itachiego. Może myślał, iż Uchiha jest w o wiele gorszym stanie niż w rzeczywistości.
Mężczyzna zamachnął się kosą, robiąc w drewnianym parkiecie głęboką rysę. Uskoczyłaś w ostatniej chwili.
— Przestań tańczyć, maleńka.
Stalowe ostrze pojawiło się tuż przed twoją twarzą. Na szczęście zdołało ściąć zaledwie parę różowych włosów. Z gardła nieznajomego wydobył się niezadowolony charkot. Zaczął wymierzać cios za ciosem w szybkim tempie. Z trudem potrafiłaś za nim nadążyć. Przy ostatnim potknęłaś się o torby Sasoriego, które w ferworze walki spadły na podłogę. Ostrzę pędziło w twoją stronę. Instynktownie zasłoniłaś się ramieniem. Byłaś zdziwiona, jak płytką ranę zadał. Uleczyłaś się w sekundę i podniosłaś na równe nogi. Twoje dłonie zamieniły się w ostrza czakry.
— Fajna sztuczka, ale kompletnie nieprzydatna.
— Słuchaj, nie szukam kłopotów…
— Ciii. Troszkę za późno, maleńka, kłopoty znalazły ciebie.
Miał zadowolony wyraz twarzy, kiedy strzepnął część krwi na podłogę. Obserwowałaś go uważnie, szykując się na jego technikę, kiedy niespodziewanie poczułaś czyjeś dłonie odsuwające cię w tył.
— Nie ją! — krzyknął Itachi.
Długi język Hidana znajdował się zaledwie centymetr od ostrza jego kosy, która nagle wypadła mu z rąk. Wyglądał jakby chciał krzyknąć, ale w ułamku sekundy zastygł. Podążyłaś w ślad za jego wzrokiem i napotkałaś uaktywnione mangeyo w oczach Itachiego.
— Jezu, chodź z nim na smyczy — warknął Sasori, wchodząc do budynku. Trzymał broń Hidana za pomocą nici chakry. — Jest gorszy niż Deidara.
— Gdybym chciał wychowywać jakiegokolwiek bachora, nie skończyłbym w takim miejscu — odezwał się postawny mężczyzna, który towarzyszył lalkarzowi. — Mam pytać? — Jego wzrok spoczął na ramionach Itachiego, które nadal mocno cię trzymały, i twojej twarzy.
— Moja uczennica, jego przyjaciółka. Koniec tematu. Chyba że przyszedłeś tu na plotki.
— Jestem tu, bo lekkomyślnie złamałeś pieczęć na drzwiach. Akurat byliśmy w pobliżu — wyjaśnił. — Itachi. — Skinął głową w stronę bruneta.
— Kakuzu. Czy przychodzisz tu z rozkazu?
Mężczyzna z zasłonięta twarzą podniósł jedno z porozrzucanych krzeseł i usiadł na nim.
— Nie. Jeśli chcesz rozmowy, to radzę ci nie zrywać genjutsu.
Sparaliżowany Hidan nadal stał na środku pomieszczenia. Dostrzegałaś w jego oczach czystą wściekłość.
— To doskonały pomysł! — Ożywił się Sasori. Podszedł do mężczyzny i przesunął jego nieruchome ciało w drugą stronę. — Poniekąd będzie uczestniczył w rozmowie. Nawet sparaliżowany, nie przypominasz lalki — westchnął z bólem w głosie. — Niektórzy się po prostu do tego nie nadają. — Wzruszył ramionami i ustawił trzy krzesła w pewnej odległości od Kakuzu.
— Mam rozumieć, że odłączyliście się od Paina? — zapytał Itachi, gestem prosząc, byś zajęła najbardziej oddalone, najbezpieczniejsze miejsce. Sam również usiadł. — Czy może nic nie słyszeliście?
— Wiem, że walczyliście. Nie mieliśmy was szukać, ale jeśli nadarzyłaby się okazja, to możemy was zabić.
— Kochany szef — zaśmiał się Sasori. — Chyba nie jestem już pracownikiem miesiąca.
— Jednak rozmawiamy — zauważył Itachi.
— Jak widać. Dostarczyliśmy mu demona z Iwy i kiedy nadarzyła się sposobność, odeszliśmy.
— Skąd ta decyzja?
Kakuzu westchnął zmęczony.
— Nigdy nie interesowały mnie jego pobudki, dopóki miałem z tego zysk. Teraz sytuacja stała się osobista, a ja nie zamierzam bawić się w wojnę, którą umyśliło sobie dziecko z Ame. Potrafię rozpoznać beznadziejnego fanatyka. To nie moja walka, nie będę ginął za jego idee.
— Za żadne, tak właściwie. Wyznajesz tylko potęgę pieniądza — zaśmiał się Sasori. — Pozwolił wam odejść?
— Wykorzystaliśmy moment, kiedy ruszył do Kumo po brata Raikage, a Konan gdzieś zniknęła.
— Pojmała sześćioogoniastego — powiedział Itachi. — Co teraz zamierzacie?
— Odchodzimy.
— Możecie do nas dołączyć. To już nie jest sprawa Ame czy Akatsuki, on zamierza…
— Odchodzimy. — Powtórzył Kakuzu. — Nie obchodzi mnie jego wojna ani twoja. Żyję dostatecznie długo, żeby wiedzieć, co dla mnie dobre.
— Czyli uciekacie? — zapytał Sasori. W jego głosie pobrzmiewała drwina.
— Uciekaliśmy prawie całe życie. Los wygnańca. Akatsuki było chwilą wytchnienia. Teraz wracamy do starego życia.
— A on? — Lalkarz wskazał na nieruchomego Hidana.
— Zabieram go ze sobą jako zwierzątko.
Postać zamruczała złowrogo. Nic więcej nie mógł zrobić będąc sparaliżowanym przez sharingan.
Sasori spojrzał na niego pobłażliwie.
— Och, jest taki pocieszny.
Pół godziny później ponownie byliście w drodze. Ruszyliście na wschód w stronę Kraju Ognia. Sasori szedł przodem, sprawdzając trasę i dając wam chwilę upragnionej prywatności. Trzymałaś dłoń Itachiego, a jego dotyk był przyjemny i ciepły.
— Chciałbym powiedzieć, żebyś to zostawiła, że to nie twoja walka. Ale zdaje się, że to wojna nas wszystkich.
— Nie pozwoliłabym na to. Musimy wymyślić w jaki sposób niepostrzeżenie skontaktować się z Naruto — powiedziałaś. — Nie możemy szukać go bezpośrednio w wiosce.
Itachi westchnął cicho.
— Powinniśmy się z nimi sprzymierzyć.
— Z Konohą?! — krzyknęłaś, szarpiąc go za rękę. — Chyba oszalałeś. To miejsce zmusiło cię…
— Nie — przerwał. — Nie możesz skreślać całej osady przez błędy z przeszłości. Wioska to nie władcy, to nie Hokage stojący na czele, ale ludzie — niewinne dzieci i rodzice, którzy chcą ich bronić. Pamiętaj o tym.
Przypomniałaś sobie ludzi, przez których twoja matka opuściła wioskę. Konoszan, którzy szeptali za plecami Kakashigo i wciąż obwiniali go za wydarzenia z młodości. Hołotę nienawidzącą Naruto za zapieczętowanego w nim demona i mającą gdzieś jego dobre serce. Mimo to, wiedziałaś, że gdyby nie poświęcenie Itachigo, Sasuke nie miałby żadnego dzieciństwa. Prawdopodobnie zginąłby z resztą klanu. Tak samo jak ty, nie mógłby żyć, chociaż przez parę lat, w pozornie bezpiecznym kraju. Chociaż z wielkim trudem, to mogłaś go zrozumieć.
— Wolałabym, żebyś nie miał kontaktu z tym miejscem. Nigdy więcej.
Itachi uśmiechnął się smutno.
— Koniec końców to nasz dom.
Chwilę dłużej mi to zajęło, ale oto jest następny rozdział!
Wracam również do starego formatu, gdzie polecałam blogi, które czytam.
Wracam również do starego formatu, gdzie polecałam blogi, które czytam.
Zapraszam fanów różowego pokurcza (czyt. Sakury) na blog prowadzony przez Eriko i Eleine, które wspaniałomyślnie tłumaczą i publikują anglojęzyczne ff-iki.
buziaki~
Na początku bardzo dziękuję za polecenie. Wow, bardzo miłe z Twojej strony! Mogę Ci za to wysłać ciasto, bo Eleine jest dla mnie wredna i nie zasłużyła XD A ty jesteś kochana, ot co.
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale nie będę pisać o tym jak bardzo chce, żebyś zabiła Sasgeja (słownik zapamietal XD). Chciałabym wysłać swoją całą nienawiść do Hiruzena, który jest u mnie na 1 miejscu czarnej listy najgorszych postaci w tym anime. Słodki Jezu, jak ja go nienawidzę. Przypomina mi nieco dyrektora Hogwartu aka największego manipulatora w HP.
Tak poza tym, to mogłabym się powtórzyć, że kocham Sasoriego. Ale jest też kilka uroczych scen z ItaSaku i baaardzo mnie to cieszy, bo ostatnio mój mózg ostatnio pochłania samo Madasaku i Kakasaku (zero presji, ale nadal czekam na coś przy Napraw mnie sensei XD).
No i baaaardzo podobała mi się sekwencja z Hidanem, Kakuzu, Itachim, Sasorim I Sakurą. Taka "pocieszna" XD swoją drogą bardzo lubiłam w anime tą dziwną relację Hidana i Kakuzu, a ty tutaj mniej więcej przypominasz mi czemu.
No, I MOJ KOMENTARZ JEST PIERWSZY HEHE.
Pozdrowionka ❤️
Lubię tą relację między Kakauzu i Hidanem w rozmaitych fanfikach. Ich droczenie i fakt, że są na siebie skazani (bo innych partnerów zabiją) mnie rozczula xD
UsuńDruga!
OdpowiedzUsuńO nie, Bee jest w tarapatach! Mam nadzieję, że się wykaraska... D:
Nienawidzę Hiruzena za wiele rzeczy, ale Ty tylko zwiększyłaś tą nienawiść. Jak mógł z uśmiechem na twarzy kłamać małemu Sasuke, który przeżył koszmar, prosto w oczy?! Wiem, że nie powinnam tego pisać, ale dobrze się stało, że Orochimaru go zabił. Pierwsze zdania o Sasgeju chwyciły mnie za serduszko, nawet zrobiło mi się autentycznie żal naszego Sasgeja, ale końcówka fragmentu rozsierdziła - właśnie przez to jego niezdecydowanie go nie cierpię. Raz jest za wioską, raz nie, raz tak, raz nie... Weź się, do cholery jasnej, wreszcie ogarnij, chłopaku albo najlepiej idź nad jezioro, skocz do niego i się w nim utop.
Atmosfera się zagęszcza coraz bardziej, a moja ciekawość rośnie z każdym kolejnym wyrazem. Ciekawa jestem, jak poprowadzisz kolejne wątki? Ciekawi mnie też same zakończenie historii, dużo jeszcze rozdziałów planujesz?
Nigdy nie lubiłam Sasoriego, ale jego tekst o pracowniku miesiąca sprawił, że poczułam do niego odrobinę sympatii, która zniknęła zaraz po tym jak powiedział, że nie każdy człowiek nadaje się na lalkę.xD Hidan zamknięty w genjutsu, ale słyszący ich rozmowę i reagujący na ich docinki pod swoim adresem był komiczny. Zastanawiam się tylko, czy nie wykorzysta zasłyszanych informacji przeciwko naszej wesołej ferajnie? W końcu zawsze był niezłą szują niegodną zaufania... Neutralność Kakuzu mnie wkurzyła; przecież w wojnie przydaje się każdy wojownik, on byłby idealnym sprzymierzeńcem do walki przeciwko Painowi i Konan, bo jest silny. Ale nie, on woli uciec!:/ Dobrze, że weźmie za sobą Hidana, to chociaż ta szuja nie namiesza! Oooo, pod koniec wymieniłaś wszystkie moje wąty do Konohy - ja po tym co przeżyli Naruto, Kakashi, Itachi i Sasuke nawet bym palcem nie kiwnęła, żeby pomóc i nawet argument o "niewinnych dzieciach i troskliwych rodzicach" by mnie nie przekonał.
Pozdrawiam! :D
Hiruzen to zło. Tak jak wcześniej mówiłam na chacie przypomina mi chuja Dumbledoraa. Ach, dwa dobre oblicza, przywódcy, którym wybacza się wszystko. A fe.
UsuńSasori-dono wie, że jest zajebisty nie ważne co o nim mówisz xD
A Konoha. Kurde, chyba tez bym ją spaliła do popiołu, ale ff potrzebuję czego innego. Chociaż nie obejdzie się bez pewnych rzeczy. Więcej nie powiem ;)
Ja także dziękuję za polecenie naszego bloga. Przyda się na pewno. I Eriko obejdę skę2bez twojego ciasta, mam swoje. Możesz oddać Sayuri ten kawałek i ja też się z nią swoim podzielę.
OdpowiedzUsuńUhuhu, Bee jest w złej sytuacji. W anime przyszedł go pojmać Sasgej razem z Taką, a tutaj Pain i jestem raczej pewna, że Pain nie popełni takiego samego jak on i nie pozwoli mu zwiać. Wobec czego pozostaje nam tylko Naruto. WTF, Pain, zwolnij trochę. W takim tempie to nawet wojny nie będzie, bo wyłapiesz wszystkie Bijuu.
Starałam się bardzo mocno, by nie powiedzieć czegoś o Sasgeju, ale nie mogę tego nie zrobić. Sama jego obecność w rozdziale nawołuje mnie do skomentowanka tego. ZGIŃ, PRZEPADNIJ, MARO NIECZYSTA!
Bardzo podobał mi się fragment z Hidanem, Sakurą, Itachim, Sasorim i Kakuzu. Narwany Hidan przywołał uśmiech na moją twarz i jeszcze bardziej obezwładnienie go przez Itachiego. To że mógł tylko słuchać i był przez to wściekły bardzo mnie rozśmieszylo.
Końcówka tak wiele mówi o Wiosce Liścia. Mnie strasznie wkurzyli jej mieszkańcy, kiedy po ataku Paina wszyscy zaczęli traktować Naruto jak bohatera podczas gdy do tej pory gnoili go i prześladowali. Tak nagle jakby zapomnieli, że Naruto ma w sobie przecież demona, który zabił wielu ich bliskich. Niektórzy z nich zaczęli nawet Naruto nazywac tym demonem.
Pozdrawiam ciepło. :)
Mnie też wkurzało zachowanie mieszkańców Konohy. OH CZYLI ZAUWAŻYLIŚCIE, ŻE JEST CZYMŚ WIĘCEJ NIŻ DEMONEM? GOOD FOR U!
UsuńJeju, rozpieszczasz nas po tak długiej przerwie! :D Dwa rozdziały w tak małym odstępie czasowym? Oby tak dalej! <3
OdpowiedzUsuńMam słabość do Bee i mam nadzieję, że się biedaczysko jakoś wykaraska z tych tarapatów! :( Skoro Taka wypadła z misji pojmania go i przejął to Pain, to na pewno nie pójdzie tak gładko, jak w kanonie... Jestem ciekawa, gdzie to wszystko zmierza. Widać, że masz oryginalny pomysł na rozwiązanie tych wątków i nie mogę się doczekać, aż odkryjesz przed nami wszystkie karty. ^^
Mi jest z każdym rozdziałem coraz bardziej szkoda Sasuke... W anime było podobnie. Rozumiem, dlaczego wiele osób za nim nie przepada, ale moim zdaniem to jest psychologicznie dobrze i rzetelnie rozpisana postać... zarówno w kanonie, jak i u Ciebie. I ja stworzę tutaj ruch oporu i zakrzyknę wbrew powszechnej opinii: Proszę mi go tu nie zabijać, a napisać dla niego satysfakcjonujące zakończenie, które zadowoli wszystkich! Nie po to Itachi tyle dla niego poświęcił, by ten zginął przy pierwszej lepszej okazji, co nie? :(
Hidan zdecydowanie podbija w tym rozdziale moje serducho. Uwielbiam tę postać i nigdy mi jej nie mało, a konfrontacja została tutaj oddana w naprawdę realistyczny, ciekawy sposób! :D Zastanawia mnie jakie będą dalsze losy Akatsuki, skoro Pain odbił w trochę inną stronę, a nie wszyscy za nim poszli...
Fragment z Konohą to strzał w dychę. Nic dodać, nic ująć. ;) Czekam niecierpliwie na kontynuację! ^^
Ty, moja kochana, masz po prostu zbyt dobre serduszko nawet dla takiego palanta xd Ale fakt, jest w jego postaci coś tragicznego. Gdyby nie moja niechęć spowodowana całokształtem jego osoby, to też bym go żałowała. Stracił wiele.
UsuńPisałam już to wielokrotnie, ale bardzo lubię Twojego Sasoriego. W scenach z nim zawsze czekam na jakiś tekst, którym zmiesza pozostałych albo tak zwyczajnie rozbawi czytelnika.
OdpowiedzUsuńNie wiem, co myśleć o Hiruzenie. Nie czuję wobec niego niechęci, bo mam w pamięci realia, w jakich jest osadzone uniwersum. To silnie zmilitaryzowane społeczeństwa, które funkcjonują na pograniczu układów plemiennych, gdzie piękne słowa o pokoju, miłości, szacunku, honorze to... tylko piękne słowa. Może i jestem cyniczna, ale w takich realiach bardzo pasuje mi makiaweliczny Książę. Wręcz irytowało mnie, kiedy w kanonie próbowano przedstawić Konohę jako osadę, której kage kierują się empatią. To znajduje się - moim zdaniem - w top 10 największych absurdów tego anime.
Rozpaliłaś małą iskierkę nadziei. Może Itaś przeżyje? Szybko duszę ją w sobie i nie liczę na to. A Sasuke... znasz moje zdanie. ;)
Jestem strasznie ciekawa, co się stanie po wniknięciu do Konohy.
Mignęła mi gdzieś w jakimś Twoim komentarzu informacja, że Zbawienie na sprzedaż piszesz bez bety, ale w Ogniu Konohy ktoś Cię sprawdza. Jestem ciekawa - ten rozdział też? Nie mam na myśli kilku drobnych potknięć, tylko ortograf odsówające.
Ten rozdział nie był na czas betowany. Byłam zbyt niecierpliwa. Dzięki za info o błędach.
UsuńCo będzie z Itachim? Oczywiście nie odpowiem. To by zdradziło zbyt wiele :)
Aww tym rozdziałem tylko rozpaliłaś moją ciekawość na dalsze wydarzenia.
OdpowiedzUsuńHidan i Kakuzu - złoto :D i te teksty Sasoriego <3 mistrzostwo :D
Sakura i Itachi są tacy uroczy :) uwielbiam ich <3
Czekam na następny rozdział <3
Całe akatsuki w twoim wykonaniu jest tak cudownie pocieszne, że no nie mogę.
OdpowiedzUsuńSasori udający starca. Kakuzu matkujacy Hidanowi. No po prostu uwielbiam