Doskonale pamiętałaś dzień, w którym zostałaś przedstawiona Tsunade. Nie chodziło o zobaczenie nieznajomej sylwetki w sali szpitalnej Naruto czy Lee, kiedy byli młodzi i głupi, a ciągła walka stanowiła sens ich życia. Chociaż wciąż dużo nie zmieniło się w tej kwestii. Ani kiedy zaprzysiężono ją na Hokage, a ty mogłaś dostrzec tylko małą sylwetkę na szczycie siedziby władz wioski. Wymachiwała okryciem głowy przywódcy, symbolem panowania, jak starą wymemłaną czapką, a ona dzieckiem bawiącym się w piratów lub odkrywców, którzy żegnali pozostawionych w porcie kompanów. Masz na myśli dzień, w którym Kakashi zaprowadził cię do jej gabinetu i zostawił was same. Stałaś na środku pokoju, mierząc się z jej wyzywającym spojrzeniem i nie mogłaś zrozumieć, dlaczego patrzy na ciebie z drwiną. Czasami zapominałaś, jak wyglądałaś i jakie pierwsze wrażenie sprawiałaś. Nie dasz rady, powiedziała. Mała wściekłość, która czasem pojawiała się gdzieś w twojej głowie, w zadziwiająco łatwy sposób ustąpiła. Po raz pierwszy się nie bałaś. W takim razie sprawdź to, nakazałaś. W odpowiedzi uśmiechnęła się tak życzliwie i beztrosko, jak miała to robić jeszcze długie lata, dopóki wioska nie postanowiła ją zmienić.
Kiedy pierwszy raz (po naprawdę długim treningu i bólu, o którym nie miałaś wcześniej pojęcia) mogłaś użyć ostrza chakry w walce, czułaś euforię. Nigdy nie przyznałaś się nikomu, ale w tamtej chwili mogłaś zrozumieć, dlaczego Sasuke odszedł, jacyś ludzie znów próbowali porwać jednego z rodu Hyūga i zdobyć ich byakugan, a Lee, mimo widma kalectwa, wstawał każdego ranka i forsował swoje ciało. Każdy pragnął siły. Kiedy jej skosztowałaś, wiedziałaś już czym była moc, która napędza wszystkich ludzi i cały znany świat.
Gdy twoja mentorka zaczęła spędzać z tobą coraz mniej czasu, przestała również słuchać próśb. Nie pozwalała ci wysunąć nosa spoza osady. Po raz kolejny oddelegowano cię do szpitala, w którym kompletnie nic się nie działo. Chciałaś wyruszyć na misje albo zacząć kolejny trening, ale na nic zdawały się błagania. Byłaś zamknięta w wiosce.
Nikt nie dowiedział się o eskapadzie, która miała miejsce ponad trzy miesiące temu. Kakashi, gdy chciał, potrafił być bardzo przebiegły i umiejętnie ukrywał niewygodne informacje. Było tak, jakbyście spędzili noc w domach, a dzień i popołudnie na treningu w swoim towarzystwie. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło, żeby podważyć słowa Sharingan Kakashiego.
Cicha melodia dobiegała z włączonego radia. Wybijałaś rytm, stukając palcami o blat biurka.
— Senpai, zaparzyłem ci kawę.
W progu pojawił się młodzieniec z włosami koloru zboża i oczami granatowymi jak grudniowa noc. W dłoni trzymał biały i odpychająco sterylny kubek, jednak para unosząca się nad nim wyglądała zachęcająco. Przełknęłaś ślinę, co nie uszło jego uwadze. Roześmiał się beztrosko.
Cholerny napój bogów!
— Dziękuję Ikki.
Zamiast szybko się ulotnić, jak większość kolegów z pracy, zajął miejsce z drugiej strony biurka.
Pewny siebie do granic możliwości.
Jakby nie patrzeć, to przyjemna odskocznia. Większość współpracowników raczej nie pałała sympatią do twojej osoby. Patrzyli nieprzychylnym okiem na gabinet, uprzywilejowaną pozycję i młody wiek. Nawet blondyn był trzy lata starszy, jednak jako jednemu z nielicznych nie sprawiało problemu nazywanie cię „starszą koleżanką”.
Wcześniej nie zwróciłaś na to uwagi, ale powoli zaczynałaś mieć dość, że każdy znajdował jakiś problem związany z twoją osobą. Większość geniniów z rocznika nie odzywała się słowem. Początkowo nie chcieli rozmawiać przez napiętą sytuacją związaną z odejściem obojga kompanów. Później najwyraźniej nie potrafili zacząć rozmowy i to ich skutecznie odstraszało od podjęcia jakiejkolwiek próby interakcji. Oczywiście był Lee, który zasypywał cię kwiatami zerwanymi z pól treningowych. Wiecznie zabiegany, w każdej chwili gotów rzucić się w wir walki, kipiący młodością do znudzenia. Był i Kiba, który czasem rzucił tekst, od którego bolała głowa. Wyrastał na mężczyznę przepełnionego chucią i testosteronem. Jednak żaden z nich nigdy nie miał wystarczająco czasu, aby usłyszeć odpowiedź na przywitanie lub zdawkowe pytanie typu „co u ciebie”.
— Chciałeś czegoś więcej?
Jego wąskie usta ułożyły się w niemiły dla oka dzióbek. Cmoknął zniesmaczony.
— Czy każda próba rozmowy musi kończyć się w ten sposób? Powiedz mi Sakura, dlaczego jesteś tak cholernie irytująca?
Zimny pot zalał ci plecy, ale zdusiłaś nagłą reakcję.
Przecież mam to już za sobą i tylko durne przyzwyczajenie każe mi zachowywać się w ten sposób.
Wyszczerzyłaś się nieprzyjemnie.
— Już to kiedyś słyszałam. Osobiście uważam tę cechę za mój główny atut.
— Jesteś naprawdę wyjątkowa.
Kątem oka spostrzegłaś ruch w drzwiach. Dłoń, wyciągnięta w niedbałym geście, mogła symbolizować nadejście tylko jednej osoby.
— Yo, Sakura. Nie jesteś zajęta?
Ciemne oczy Ikkiego rozświetliły się radośnie.
— Kakashi-sama, dobrze znów cię widzieć!
— Czekaj, czekaj. Chyba cię skądś kojarzę, kolego.
Wargi blondyna drgnęły, a jego twarz przez ułamek sekundy wyglądała na zranioną.
— Oblałeś mnie na pierwszym roku, sensei. Nie zdałem twojego testu i odesłałeś naszą drużynę do akademii. Ach, aż poczułem nutę nostalgii. Dobre, stare czasy!
— Racja. Nie miej mi za złe. Nawet ja byłem młody i głupi. Próbowałem udowodnić coś sobie i całemu światu.
— Nonsens! Nawet przez tę krótką chwilę wiele mnie nauczyłeś!
Oczy młodego mężczyzny płonęły uwielbieniem.
— O co chodzi, Kakashi?
— Widzisz Sakura, potrzebuję kartoteki medycznej jednego z pretendentów do ANBU. Tu masz jego dane. Nie zostały dostarczone razem z resztą dokumentów.
— Och, znowu ANBU? Nie jesteś już na to za stary?
Zmrużył oko, teatralnie unosząc głos.
— Gdzie są czasy, kiedy byłaś grzecznym i uroczym dziewczęciem? Z wiekiem wyostrza ci się język.
— To jeden z moich wielu uroków.
Wychylając się przed siebie, z jedną dłonią wciąż zaczepioną na framudze drzwi, położył mały rulonik papieru na białym biurku.
— Liczę na ciebie!
— Jasne.
Nawet nie zauważyłaś, że wzrok blondyna dalej był skierowany w stronę wejścia do gabinetu. Podczas długich sekund ciszy, przeszukiwałaś ogólną bazę danych, starając się odnaleźć właściwe nazwisko. Dopiero, kiedy Ikki zaczął mówić, uzmysłowiłaś sobie, że to trwało stanowczo zbyt długo jak na jego gadulstwo.
— Skąd go znasz? — spytał cicho.
— Kakashiego? Był moim nauczycielem, kiedy zostałam geninem.
— Mimo to dalej powinnaś okazywać mu szacunek.
Spojrzałaś niepewnie w jego stronę i nie byłaś zdziwiona widokiem nawet odrobinę.
To kiedyś musiało nadejść.
Ikki nie dbał o twój gabinet ani pozycje. Miał gdzieś czy medycznego ninjutsu nauczyła cię sama Hokage czy przydrożny kloszard. Ale w końcu znalazł powód do szczerej niechęci — miałaś coś, czego sam pragnął. Najwyraźniej jego stosunek do twojego sensei nie kończył się na samym podziwie. Patrząc na twarz i nieruchome oczy mężczyzny wiedziałaś, że przez te wszystkie lata pragnął wrócić do egzaminu Kakashiego i zdać go za wszelką cenę. Widział w nim mentora, idola i wzór, ale sam nie potrafił zaistnieć w żaden sposób w jego oczach. Na śniadej twarzy malowała się czysta niechęć do twojej osoby.
— Na mnie już czas — rzucił przez ramię i po chwili pokój opustoszał.
To zawsze następuje, w ten czy inny sposób.
Archiwum było ciemne i zakurzone. Nawet ty, skupiając się odpowiednio długo i intensywnie, mogłaś wzniecić drobny, nie większy niż ten na knocie świecy, płomień na swej dłoni.
Już widzę miny ludzi, gdybym puściła wszystko z dymem.
Zamiast tego trzymałaś w zębach małą latarkę, która rzucała nikłe światło na starą dokumentację. Najwyraźniej ANBU albo bardzo potrzebowało nowych rekrutów, albo jegomość obrał dość późno swoją ścieżkę zawodową. Liczył ponad dwadzieścia pięć lat i od około czterech nie zawitał w szpitalne progi. W takim wypadku jego kartoteka musiała trafić właśnie tu.
Urashi Dan, Urashi Dan, powtarzałaś w myślach.
Nazwiska na literę U przemknęły bardzo szybko (zbyt szybko) i zdałaś sobie z tego sprawę dopiero natrafiając na starą kartę medyczną z napisem Uchiha Itachi.
Co do…
Zastygłaś z na wpół wyciągniętą ręką i próbowałaś przełknąć ślinę. Zapomniałaś o latarce trzymanej między zębami, przez co prawie się zadławiłaś. To chyba oczywiste, że musiałaś zajrzeć do środka.
Jakim cudem kartoteka nadal tu jest?
Ręce ci się trzęsły. Jedyną myślą, która zaprzątała twoją głowę było stwierdzenie, że to właśnie on, z jakiegoś powodu, pozbawił cię wspomnień. Otworzyłaś teczkę jednym sprawnym ruchem i jęknęłaś sfrustrowana. Niemal wszystkie linijki trzystronicowej kartoteki medycznej były zaciemnione poziomymi paskami, którymi wioska ocenzurowała ściśle tajne informacje. Zmarszczyłaś brwi i rzuciłaś kartotekę na ziemie, dalej szukając niejakiego Urashiego.
Dlaczego, do cholery, postanowili wszystko zatuszować? Co informacja o tym, czy przeżył różyczkę i ile razy miał złamaną rękę, mogłaby zaszkodzić wiosce?
Wyciągnęłaś teczkę (jaśniejszą niż poprzednia) i otworzyłaś ją, śledząc wzrokiem informacje. Wszystkie dane wyglądały normalnie. Dan nie chorował długo, można powiedzieć, że był okazem zdrowia. Mimowolnie raz czy dwa skierowałaś wzrok na papiery leżące na ziemi.
Dlaczego zostawili tylko jego teczkę?
Dobrze wiedziałaś, że to nie twoja sprawa. Istotne problemy odeszły w niepamięć i zostały tylko te błahe, przyziemne jak „dlaczego nikt ze mną nie rozmawia”. Po co miałabyś się znowu wplątywać w coś grubszego?
Skupiłaś się przez chwilę, a na twojej dłoni zaczął formować się niewielki płomień. Drobne języki ognia pochłonęły akta niejakiego Dana Urashi. Był to oczywiście całkowity przypadek.
Och, ja nieszczęsna. Muszę teraz poszukać akt w głównym archiwum Kage.
A tam na wyciągnięcie ręki będzie więcej informacji o starszym bracie Sasuke.
Szłaś szybko ulicami wioski, ale nieszczególnie ktoś zwracał na ciebie uwagę. Mijając jeden ze sklepów, uświadomiłaś sobie, że kiedyś widniał na nim mały i niepozorny napis „Haruno”. Przekształcono go w lokal o zaciemnionych szybach i neonowym znaku z napisem „Zapraszamy”. Cóż, to że miałaś do budynku jakiś sentyment, wcale nie oznaczała, że ktokolwiek na świecie musi traktować go wyjątkowo.
Mijając ostatnią z niemal czarnych szyb zobaczyłaś, że odbija się w niej postać mężczyzny, który patrzy na ciebie wymownie — oczami czerwonymi niczym krew.
Zawróć.
Odwróciłaś się gwałtownie. Druga strona ulicy była całkowicie pusta, co nie przeszkadzało twojemu sercu pędzić niczym galopujące stado spłoszonych koni. Coraz częściej czułaś się osaczona.
— Idiotka — skwitowałaś.
Przy wejściu do siedziby Kage stało dwóch rosłych strażników, którzy przepuścili cię bez mrugnięcia okiem. Jak zwykle korytarz był pusty i cichy.
Przed gabinetem Tsunade siedziała Shizune. Roztrzęsiona i napięta przez zbliżające się terminy wszystkich ważnych konferencji i rozmów pokojowych. Szerze mówiąc, nawet gdyby w planie dnia miała jedynie posiłek Hokage, siedziałby jak na szpilkach, obawiając się, że coś może zagrozić tej „ważnej” uroczystości.
— Wybacz, ale Tsunade-sama jest zajęta.
Wcale cię to nie zdziwiło, podobnie jak fakt, że brunetka nie utrzymywała kontaktu wzrokowego. Kłamała, nieudolnie jak zwykle.
— Rozumiem, ale mam pewien problem, Shisune-san. Kakashi-sensei prosił mnie o dokumenty medyczne jednego z kandydatów do ANBU, jednak brak ich w szpitalu. Prawdopodobnie będą w archiwum, bo ta osoba od lat nie zawitała do kliniki.
Kobieta spięła się jeszcze bardziej.
— Problematyczne, ale nie wiem czy mogę pozwolić, żebyś sama tam zajrzała.
— Senpai, przestań proszę. Nie jestem dzieckiem, poza tym dobrze wiesz, że spędzałam tam wiele godzin... Kiedyś.
Kiedy Tsunade traktowała mnie jeszcze jak swojego ucznia.
— Potrzebujesz potwierdzenia Kakashiego, żeby mnie tam wpuścić?
— Nie! — Powiedziała znacznie głośniej niż planowała. — Nie ma potrzeby zawracać głowę Hatake-san. Proszę, oto kluczę. Pamiętaj, że musisz przejść przed archiwum zwykłe i później na lewo będą medyczne przypadki…
— Jasne — przerwałaś. — Dziękuję.
W przeciwieństwie do szpitala, tutaj działało oświetlenie. Przemknęłaś przez korytarz głównej części archiwum, gdzie znajdowały się akta z misji od rangi D do A. Szybko odnalazłaś zapiski o Urashi Danie. W żaden sposób nie różniły się od tych, które „zapodziały” się w szpitalu. Pod nazwiskiem Uchiha znalazłaś jedynie dokumenty Sasuke, do których nawet nie musiałaś zaglądać. Robiłaś to wystarczająco wiele razy przed laty.
Przez krótką chwilę, nie trwającą dłużej niż pierwszy akord piosenki, pomyślałaś, że wariujesz. Czy naprawdę chcesz to zrobić? Przed oczami mignęła ci roześmianą twarz Tsunade, którą często widywałaś podczas treningów. Żal ukuł cię w pierś.
Nie jestem tu nikomu nic winna.
Na prawo od wejścia znajdował się jeszcze jeden pokój, nieskrępowany żadnymi dodatkowymi zabezpieczeniami. Pomieszczenie wyglądem nie wyróżniało się niczym szczególnym, jednak wiedziałaś co skrywa zawartość szafek — informacje o każdym mieszkańcu Konohy.
Jeśli przyjdzie mi żyć w wiosce rządzonej przez Naruto, muszę mu powiedzieć, żeby lepiej zadbał o bezpieczeństwo poufnych danych.
Jednak chwilowo to ci nie przeszkadzało. Nie zaglądałaś do innych kartotek, nie było na czasu. Szybkim ruchem wyjęłaś odpowiedniego Uchihe spośród setek innych. Był mistrzem iluzji, ponadprzeciętny nawet wśród swoich. Doskonały w fechtunku i taijutsu, niedościgniony w technikach ognia. Niezwykle uzdolniony, ukończył szybko akademię i znalazł się w ANBU. Przebiegłaś wzrokiem na ostatnie misje rangi S i tutaj znów napotkałaś opór w postaci zaczernionych kart. Inwigilacja klanu – przeczytałaś. Nie zastanawiałaś się nad sensem poznanych informacji, próbowałaś zapamiętać jak najwięcej.
Ostatnia misje również były ocenzurowana. Zirytowana dotknęłaś czarnych linijek, gdzie kiedyś widniał tekst i prawie krzyknęłaś z radości. Pod opuszkami palców poczułaś wyżłobienia. Dawniej większość kartotek była pisana ręcznie. Nie mogłaś uwierzyć, że ktoś był na tyle głupi, że zostawił ci otwartą furtkę. Wyjęłaś z kieszeni fartucha skrawek papieru oraz ołówek i zaczęłaś odzyskiwać usunięte informacji. Miałaś wyjątkowe szczęście, zupełnie jak nie ty.
— To dla ciebie.
Położyłaś teczkę z dokumentami medycznymi na kolanach Kakashiego. Jak zwykle siedział z nosem w książce. Znalazłaś go w parku niedaleko cmentarza i Kamienia Pamięci. Chciałaś odejść czym prędzej, jednak zatrzymał cię uścisk na nadgarstku.
— Wszystko dobrze, Sakura? — spytał.
Dopiero teraz zauważyłaś, że ochraniacz znajdował się bezpośrednio na jego czole, a on sam patrzył na ciebie obojgiem oczu. Były niepewne i płoche, zupełnie nie pasujące do obrazu Kakashiego z pola walki. Kiedy prosty kamyk był bronią w jego rękach, a kunai widmem śmierci. Nie miałaś na to czasu. Schowana w spodniach kartka paliła i ponaglała. Nie byłaś na tyle głupia, żeby czytać ją na miejscu „zbrodni”, ani żeby od razu pognać do mieszkania i narazić się na wizytę Kakashiego. Nawet jego czerwone oko krzyczało, żebyś odkryła tajemnice klanu, do którego niegdyś przynależało.
— Jak najbardziej. Muszę tylko trochę odpocząć, nie mogłam spać w nocy.
— Mogę jakoś…
Ostatnimi czasy stał się bardzo pomocny i zawsze był gdzieś pod ręką. Nigdy ci to nie przeszkadzało, aż do teraz.
— Nie sądzę. Wybacz Kakashi, ale jedyne czego potrzebuję to odrobina snu.
Zaschło ci w gardle. Nie mogłaś oprzeć się wrażeniu, że poszło o wiele za łatwo. Oczami wyobraźni widziałaś oddziałały ANBU stojące u twojego progu, czekające na rozkaz i gotowe w każdej chwili na reakcje. Zachichotałaś nerwowo. Czasami miałąś zbyt bujną wyobraźnie.
Trzymałaś w dłoni zgiętą kartkę i obserwowałaś ją uważnie, jakby miała skoczyć i zaatakować znienacka. Bałaś się wiedzy. Historia dużo razy pokazała, że niektórych tajemnic nie powinno się odsłaniać.
Nie jestem, do cholery, żadnym zbiegłym shinobi.
Prawda, byłaś niepozorną kunoichi, w rękach której najbardziej szokujące fakty na niewiele by się zdały. Do kogo miałabyś pobiec i wszystko wyjawić? Do Naruto, który nie widział niczego innego tylko niknące w oddali plecy Sasuke? Do Kakashiego, który prawdopodobnie o wszystkim wiedział, jako jeden z najbardziej zaufanych ludzi Trzeciego? Do matki i jej nowego domu? Łatwo sobie wyobrazić płoche spojrzenie rodzicielki i słowa, które przyniósłby więcej krzywdy niż pożytku.
Chyba dostatecznie sobie odpowiedziałaś.
Zostaw, wycedził ktoś wrogo.
Obejrzałaś się, ale całe mieszkanie, jak i podwórko przed domem, było całkowicie puste.
— Halo?
Odpowiedziała jedynie cisza i chwilę zajęło ci uzmysłowienie sobie, że tak naprawdę nie usłyszałaś nikogo. Zanim zrozumiałaś, co się dzieje, poczułaś tępy ból w głowie i kolejne słowa:
Nie masz prawa.
Coś huczało, grzmiało i zawodziło, z każdą sekundą coraz silniej, mocniej i bliżej. Wyjrzałaś zdezorientowana przez okno i, mimo otępiałego umysłu, zdziwiłaś się, że ludzie nie uciekają w popłochu od tego strasznego dźwięku. Jakby go nie słyszeli i nie wychodził on dalej niż poza twój umysł. Krzyknęłaś, choć przez ten okropny hałas nie mogłaś ocenić czy wystarczająco głośno, żeby zwrócić czyjąś uwagę.
Upadłaś na ziemię.
Witajcie Kochani! Przekroczyliśmy magiczny punkt dziesięciu TYSIĘCY odwiedzin! Prawda, blog istnieje od kilku lat (chociaż przez naprawdę długi czas był porzucony) i wiele zaginionych dusz trafiło tu, kiedy sama o nim nie pamiętałam. Ale! Odkąd reaktywowałam stronkę i zaczęłam pisać na nowo historię, odwiedziło mnie ponad CZTERY tysiące osób. Jestem ogromnie zadowolona z tego wyniku, w końcu to niecałe dwa miesiące i całkowicie nowi czytelnicy. Dziękuję Wam wszystkim!
Pragnę powitać Shayen! Każda nowa osoba niezwykle mnie cieszy.
Ohayo, proszę rozgość się! *wyrzuca notatki i farmazony z fotela*
Trochę bajzel... *potyka się o głupie pomysły i listy z groźbami (te od Temiry♥)*
Może kawy? *patrzy w porozstawiane filiżanki, ale są w nich fusy i niespełnione marzenia*
Etoo... albo zadowolisz się rozdziałem? ^^'
Oh, kochana.
OdpowiedzUsuńKłania się nisko i salutuje z uśmiechem.
Miło mi, że mogłam tutaj zajrzeć. :3
Ja Cię kiedyś zaproszę do siebie to zobaczysz prawdziwy bajzel! :D
Rozgląda się w około i siada na wcześniej uprzątniętym foteliku
Widzę, że nie tylko ja się borykam z takimi listami? XD Siadaj kochana! Nie ma, że kawa! Siadaj i opowiadaj co tam planujesz! Bo dzieje się ostro. :3 Zupełnie nie spodziewałam się aż takiego wpływu na Sakurę, poprzez tę technikę, ale to tylko lepiej! Nie dziwie się w żadnym stopniu Itachiemu, że aż tak się obruszył. W końcu sięgnęła za wiedzę, która jest naprawdę osobista (i my wszyscy bardzo dobrze ją znamy, hm). Czekam na moment, w którym Sakura ostatecznie opuści wioskę. A może jednak planujesz coś innego? Jestem naprawdę ciekawa, jak poprowadzisz całość, więc pisz, pisz!
Rozdzialik przyjemy, płynny i, o matko, pierwsza komentuje. No nieźle. :D
Dużo weny trzymaj, przesyłam Ci!
Przesyła fale pełnej dobrej, pozytywnej i twórczej energii.
I ślę całusy. c:
ps. Ten obrazek mnie rozwalił. XD Typowy Kakashi. XD
UsuńO proszę, jakaś nocna przybłęda tu trafiła. Mamy nowy rekord prędkości jeśli chodzi o szybkość komentowania! Ahh nareszcie, ktoś kto zarywa nocki jak ja xD
UsuńPrawda, że ten obrazek jest cudowny? Postanowiłam, że skoro temat opowiadania jest poważny (choć staram się gdzieniegdzie wplątać odrobinkę czarnego humoru), to chociaż grafiki będę wrzucać do śmiechu.
Sakura może odgrywać jakąś rolę w życiu Itachiego (choć nadal jest niewyraźna i bardziej funkcjonuje w jego życiu, w chwili obecnej, jako przyjemne wspomnienia), to nadal są informację, które niosą ze sobą konsekwencję. Nawet dla niej.
Dziękuję kochana za każde ciepłe słówko~
Chciałabym uprzejmie poinformować, że rozdział jest zdecydowanie ZA krótki!
OdpowiedzUsuńUważam to za skrajne niedopatrzenie i mam nadzieję, że więcej nie popełnisz podobnego głupstwa! S K A N D A L.
Toszto ja dla Ciebie wszystko, a ty mi nóż w plecy.
Wkurzona jestem, do cholery.
Bo ona upadła na podłogę i nikt jej nie podniesie aż do następnego rozdziału! XD
Uh. Wszystko super, jak zwykle, do pieruna! I fajnie sie, do licha, czytało!
I do niczego się nie przyczepie! Bo nie i już!
Pozdrawiam
Temira! !
Co ja poradzę, że nie potrafię pisać dłuższych rozdziałów D:
UsuńWiem, ja nie dobra rzuciłam Sakurą o podłogę i będzie tak leżała tydzień biedulka xD
Wybaczysz mi kiedyś?
Może w następnym rozdziale. Zobaczymy!
UsuńNo Sakura, Ty to taka ciekawska jesteś :D Teraz Itachi przyjdzie i cię wykorzysta XD
OdpowiedzUsuńRozdział zdecyyyydowanie za krótki! Ale dobre i to.
Już nie mogę się doczekać następnej części :O
I myślę, że ten Dan czy jak mu tam :d narobi bałaganu, wydaje się jakby był psychofanem Kakasza :D
Przemknął tylko jako postać poboczna, sama nie wiem czy jeszcze go wykorzystam ( ͡° ͜ʖ ͡°)
UsuńUżyłam go, żeby pokazać samotność Sakury, że nawet w pracy nie może zawiązać jakiejś relacji.
Nie mogę obiecać, że następny rozdział będzie dłuższy, ale planuję małą niespodziankę za tydzień :3
Obrazek na końcu genialny! Opowiadanie cudowne, wszystko bardzo ciekawie się rozwija, przede wszystkim w idealnym tempie. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :) <3
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. A obrazek świetny. Wiedzialam, że muszę go czym prędzej wykorzystać =^-^=
UsuńJeny, wybacz, że mam u ciebie takie zaległości. Miałam to szybciej ogarnąć! xD
OdpowiedzUsuńA oba rozdziały bardzo mi się podobały. Ta historia ma ciekawy wątek i jest wciągająca cholernie się cieszę, że cibei znalazłam. :D
A Sakura to ciekawska bestia, ale Itachi widzę, że ma ją na oku. Dziad jeden. :D
Ale co mi on ją dręczy? No ej! :c
Spokojnie, też mam zaległości. Cieszę się, że jednak zawitałaś w moje progi ;*
UsuńZapraszam jutro, bo przy okazji nowego rozdziału zaprezentuję nowy blog :D
*jara się jak pochodnia*
UsuńJa pierdzielę, stresowałam się razem z Sakurą w tym archiwum. Czekałam aż ktoś tam wejdzie. Jak to przeżywałam! I się udało! Jak bym była na miejscu Sakury też by mnie ta kartka paliła.
OdpowiedzUsuńTen Itachi w głowie jest trochę straszny. Sakura musi chyba poczekać aż pójdzie spać, bo inaczej nie dokopie się do prawdy. XD
Gratuluję, że wpadłaś na pomysł z tymi starymi aktami i równie starego triku z kartką i ołówkiem. Niby taka prosta rzecz, a jak ciężko (moim zdaniem) na nią wpaść. Ucieszyło mnie to w jakiś sposób.