Rok masakry klanu Uchiha
Zaciśniętą pięścią uderzam w gipsową ścianę budynku. Nie czuję niczego. Tylko spadające drobinki tynku świadczą o sile, którą w to włożyłem.
Nigdy nie byłem szczególnym fanem używek. Zdarzyło mi się napić parę razy i zapalić tytoń w fajce, kiedy jeszcze posiadałem ludzkie ciało. Czasami szukałem kobiet, czasami pozwalałem, żeby to one znalazły mnie. Nigdy nie lubiłem cukru. Suna nauczyła mnie żyć bez tego niepotrzebnego przywileju. Jedzenie było tylko obowiązkiem, a nie uciechą. Za żadnym z tych drobnych grzeszków nie tęsknie. Jedynym bodźcem, który wspominam z melancholią jest ból. Lubiłem go, bo umiał mnie otrzeźwić. Kiedy go czułem zaczynałem myśleć racjonalnie. Wszelkie niepotrzebne emocje opuszczały mój umysł. Gdybym miał wskazać nałóg, któremu nie potrafiłem się oprzeć, to byłby właśnie on.
Zaciśnięta pięść uderza jeszcze mocniej. Zamykam oczy słysząc jak drewniane palce zaczynają pękać.
Pozbawiony bólu nie potrafiłem się uspokoić. To jego wspomnienie sprawia że tęsknię za czasami, kiedy moja powłoka była niedoskonała, krucha.
— Skończyłeś się bawić? — głos Orochimaru spowodował kolejny przypływ złości. Nienawidziłem go każdym fragmentem duszy. A przynajmniej tym, co z niej zostało.
— Robię to, żeby nie roztrzaskać ci głowy o ścianę.
— Tak jakby cokolwiek to zmieniło — śmieje się wychodząc z pomieszczenia. Jego jazgoczący głos wwierca się w sam środek mojej czaszki.
To prawda, chwilami nienawidzę tego, że udało nam się obłaskawić nieśmiertelność. W ogólnym rozrachunku to nie przyniosło niczego dobrego.
Obraz przed moimi oczami wydaje się niewyraźny. Uderzam ponownie i nie dostaje niczego w zamian. Jak zwykle.
Osiem rozmytych sylwetek stoi na palcach skalistego posągu, jedno miejsce nadal jest wolne.
Lubię tę rzeźbę. Ma w sobie pokłady artyzmu, obok których nie mogę przejść obojętnie. Twarz wykrzywiona w groteskowym krzyku ma coś wyjątkowego, wzbudza podziw. Mógłbym wykorzystać ten motyw przy tworzeniu kolejnej kukły. Broni, która byłaby również pancerzem. Może na tyle dużej, żebym mógłbym się w niej skryć…
Moje przemyślenia przerywa pojawienie się Paina. Dołącza do tłumu hologramów pod tą samą postacią. Nie mam pojęcia ilu z nas rzeczywiście znajduje się w jaskini, sam jestem daleko od niej.
— Hidan, Kakuzu — głos przywódcy jest przytłumiony, ale rozumiem każde słowo. — Macie udać się do Yuki-gakure i pozbyć się Yoshikiego Yoto, przywódcę ruchu oporu.
— Co z ciałem? — pyta były shinobi Kusy.
— Do waszej dyspozycji. Nie widnieje jednak w Księdze Bingo, nie licz na dużą nagrodę.
— Czyli dostanę go?! — krzyczy kolejny. — Jashina żąda więcej-
— Zamknij się — warczy Kakuzu. — Organizacja potrzebuje finansów. Możesz wziąć sobie jakiegoś przypadkowego wojownika po drodze.
— Tylko bez niepotrzebnego zwracania uwagi — upomina Pain.
Żałosny ryk Hidana zaburza na parę sekund nadawanie sygnału.
— Dołączyła do nas kolejna osoba — Uchiha Itachi. Orochimaru, masz się nim zająć.
Nie muszę widzieć tej ohydnej, białej twarzy, żeby wiedzieć, że właśnie uśmiecha się paskudnie. Wąż lubił wszystko, co niespotykane. Sharingan na pewno się do tego klasyfikuje. Jak dobrze, że nasza współpraca zakończyła się tygodnie temu. Lider postanowił, że nie będzie bawił się w kłótnie między nami, kiedy podałem mu truciznę. Przecież nie musiał przyjmować ode mnie alkoholu. Niestety Sannin był nieśmiertelnym skurwysynem, przygotowanym na niespodziewany zgon jednego ze swoich ciał.
— Och, konoszanin? Z wielką przyjemnością — syczy.
Kiedy połączenie zostało przerwane przez chwilę widziałem tylko ciemność. Ocknąłem się na ziemi, mając twarz zaledwie milimetry od skalistego podłoża. Rdzeń we mnie drży, czuję jak moja chakra ponownie powoli go napełnia. Wracam, tylko nie wiem skąd.
Ból nadal nie nadchodzi. To chyba jest w tym wszystkim najgorsze, że wciąż jestem go pozbawiony, nawet kiedy ocieram się o śmierć. Cholerny żart Boga, kara za moje bluźniercze życie i agnostycyzm.
Idę do mojej pracowni, niedaleko której nawiązałem połączenie. Zataczam się obijajac o ściany, kiedy chakra nadal buzuje chaotycznie w moim względnie nowym ciele. Minęło dopiero pół roku mojej zabawy w nieśmiertelność. Kiedy byłem pewny swojego sukcesu, tryumfu nad stwórcą, którego wyśmiewałem, coś zaczęło się dziać. Czarne plamy pojawiały się coraz częściej. Traciłem kontakt z rzeczywistością, najbliższe właściwe określenie to omdlenia, ale… To było coś innego. Za każdym razem, kiedy świadomość wracała, czułem regenerację energii w rdzeniu na mojej piersi, jakby napełniała na nowo wolne miejsce. Oznacza to, że kiedy traciłem kontakt moja chakra opuszczała ciało marionetki. Nie było w tym regularności, powtarzalnego wzoru. Bałem się, że za którymś razem nie zdążę się obudzić, a mój byt rozmyje się jak chmury na wietrze.
Nie jestem głupcem, który nie bacząc na konsekwencje pcha się w nieznane. Oczywiście wypróbowałam swoją technikę na przykładowym okazje. Inna lalka, inny rdzeń, inny człowiek… Chociaż nie do końca dobrowolnie przystąpił do przełomowego eksperymentu. Nauka ma swoja cenę. Przypadkowe istnienie nie jest czymś, czego świat będzie żałować.
Kiedy przez długie tygodnie, które zamieniły się w miesiące, wszystko było wręcz idealnie, podręcznikowo, nie wytrzymałem. Przecież to było moim celem, marzeniem, cholernym prezentem na dzień dziecka odkąd pamiętam. Dążyłem do tego, chociaż każdy mistrz, którego spotkałem na swej drodze, patrzył na mnie jak nierozsądnego marzyciela lub największego idiotę na świecie. Nareszcie miałem to na wyciągnięcie ręki. Wszystko działało, było doskonałe!
Ah. Emocje. Dlaczego zawsze muszą zniweczyć wielkie plany? Przez nie wkroczyłem w niezbadany świat zbyt pochopnie.
Zbliżam się do celi, w której przetrzymuję eksperymentalną wersję pierwszej ludzkiej lalki. Nie jestem szaleńcem, żeby wyposażać ją w taki sam sposób, jak siebie. Absolutnie nie uważałem za niehumanitarne umieszczenie bytu tego człowieka w drewnianym tułowiu z szyją i głową. Na cóż były mu dłonie czy nogi? To było genialne w swej zapobiegliwości. W ten sposób nie mógł targnąć się na swoje życie ani zaatakować mnie w żaden sposób.
Dłonie zaciskam na żelaznych prętach. Znów zrobiłem to zbyt mocno, słyszę jak drewniane palce pękają. Mój krzyk wypełnia niewielki skalny dom ukryty w jednej z jaskiń Kumo. Wiem, że nikt mnie nie usłyszy. Nawet martwe, drewniane ciało, w którym nie ma choćby grama chakry. Mój pierwowzór leży bez życia na skalistej podłodze. Przegrałem.
Dźwięk aparatury burzy ciszę panującą w laboratorium. Duża metalowa skrzynia z czujnikami podpiętymi do mojego rdzenia stara się ustabilizować przepływ chakry. Długie tygodnie badań odpowiedziały na trapiące mnie pytanie — co tak właściwie poszło nie tak? Samo źródło chakry, pozbawione ciała, które unormowało by jej przepływ, nie wystarczało. Człowiek został stworzony tak, żeby potrafił nią władać. W swojej ignorancji nawet nie wziąłem tego pod uwagę. Zawsze lubiłem szydzić z Boga, do głowy by mi nie przyszło zachwycać się nad jego dziełem.
Pomyliłem się. Samo serce nie było na tyle stabilne, aby udźwignąć funkcje, za które odpowiadało całe ludzkie ciało. Potrzebowałem czasu, żeby stało się samowystarczalnym jądrem siły.
Los jednak nie jest mi przychylny. Lider organizacji zażądał nowego członka po tym, jak Uchiha przegnał Orochimaru.
Pragnąłem się uśmiechnąć, ale drewniana twarz na to nie pozwalała. Może jednak wszystko się ułoży. Już dostałem pierwszy prezent od losu — pozbycie się tego gada. Każdy jego gest, słowa, poglądy i czyn — wszystko irytowało mnie w tym człowieku do białej gorączki.
Dobry nastrój momentalnie znika. Jutrzejszego ranka muszę spotkać się z Uchihą. Za kilka dni, kiedy dołączy do nas Kisame, mamy razem wyruszyć do Iwy. Mógłbym pomodlić się, żeby w tym czasie nie dopadły mnie moje dolegliwości. Omdlenia zdarzają się coraz rzadziej, ale nie mam zamiaru być hipokrytą. W swej ignorancji nadal chcę szydzić z bytu, w który niektórzy ludzie wierzą. Nic na nas nie czeka.
— Czego ode mnie chcesz dzieciaku? — warczę.
Ciemne oczy obserwują mnie uważnie. Jako artysta muszę przyznać, że jego rysy są piękne. To dobry materiał na lalkę.
— Myślałem o jakiś wskazówkach, senpai.
Nie mogłem się nie skrzywić. Cholerny konoszanin i jego paląca potrzeba określania pozycji i stopni.
— Używaj mojego imienia. Możesz nawet nazywać mnie lalką, ale jeśli jeszcze raz użyjesz tego zwrotu, to zostawiam cię jak stoimy.
Nie wydaje się nawet trochę przejęty.
— Oczywiście.
— Jakie wskazówki? Ruszamy za trzy dni do Iwy po nowego członka. Werbujemy, a jeśli będzie stawiać opory, to porywamy. To jakiś terrorysta, który dopiero trafił do Książki Bingo.
Podobno ma zapędy artystyczne. Nie podoba mi się to w najmniejszym stopniu. W dodatku utknę z nim jako partnerem.
— Muszę dokończyć kukłę. Zamierzam ją zabrać ze sobą, nie mam dużo czasu.
Odwracam się w kierunku niemal skończonej Hiruko. Wielka maska, która spoczywa na jej plecach ozdobiona jest twarzą żywcem wyrwaną z koszmarnego snu.
— Liczę na owocną współpracę — mówi.
— Konoszańska grzeczność? Możesz przestać, nie jesteś już jednym z nich.
Sekundę później wszystko tonie w czerni.
To nie tak miało wyglądać. Ciało zdążyło się przyzwyczaić. Cholera, ostatnie „ładowanie” zakończyłem przed czasem, w pośpiechu, kiedy Uchiha przybył o wiele za wcześnie. Cholerny dzieciak.
Znajomy dźwięk aparatury wzbudza moją konsternację. Przechylam głowę i moje oczy spotykają się z czerwonymi ślepiami sharingan. Sekundę później mężczyzna dezaktywuje swoje dojutsu.
— Musiałem ich użyć — mówi. — Nie mam doświadczenia z takimi ciałami. Nie wiedziałem jakiego zabiegu potrzebujesz.
— Czego chcesz w zamian?
Nie mam najmniejszej ochoty silić się na jakieś gierki.
— Niczego — odpowiada.
To nie dobrze. Nie rozumiem o co mu chodzi. Na jego miejscu zabiłbym go i użył kekkei genkai w jednej ze swoich lalek. Tak jak zrobiłem to w przypadku Trzeciego.
— Nienawidzę czekać i mieć długów. Mów o co ci chodzi.
— Po prostu cię uratowałem, czy to naprawdę takie dziwne?
— Cholernie dziwne. Chcesz zemsty? Doskonale wiem, co Konoha kazała ci zrobić. Mam swoich szpiegów wszędzie. Czy chcesz, żeby zapłacili?
— Nie. Chcę spokoju, po raz pierwszy w życiu mieć święty spokój.
— Szukasz ukojenia w takim miejscu? Nie mogłeś trafić gorzej. Na razie wszystko jest wyciszone, ale uwierz, że to się zmieni. Lider organizacji ma niezałatwione sprawy. Założę się o moją kolekcje trucizn, że posłuży się nami. Okres pracy jako najemnicy jest tylko przejściowy. Czy zniszczenie ludzi odpowiedzialnych za twój dramat nie przyniesie największego spokoju?
Brunet długo patrzy na mnie w ciszy. Jego wzrok jest ciężki i przytłaczający. Czy próbuje mnie zaszczuć, czy podejmuje właśnie najważniejszą decyzję w swoim życiu? Słowa, które padają z jego ust są niespodziewane.
— Jestem tu na rozkazy mojego Hokage. Mam inwigilować Akatsuki od środka.
— To żart, tak?
— Jestem śmiertelnie poważny.
Dlaczego miałby odsłaniać przede mną wszystkie karty?
— Jeśli to prawda, to nadal jesteś głupim dzieckiem.
— Uznałem za stosowne wyjawienie ci tajemnicy, skoro poznałem twoją.
Mój chichot roznosi się po tymczasowym ambulatorium.
— Jestem głupcem, który postąpił zbyt pochopnie. Co ci po tym.
— Jeśli ktokolwiek się dowie — kontynuował — zginiesz w ciągu paru godzin. Wiem ilu masz wrogów, nawet w organizacji.
Po raz pierwszy od lat zabrakło mi słów. Cholerny szczeniak ma rację. W takim razie stałem się zabawką w jego rękach? Jak… Lalka? To nie jest nawet odrobinę zabawne.
— Od dziś jesteś moim towarzyszem — powiedział. — Czy tego chcesz, czy nie.
Może umarłem? Ta sytuacja jest tak nierealna, że prędzej jestem gotów zaakceptować życie po śmierci.
— Jesteś dziwnym człowiekiem.
— Samotnym. Zupełnie jak ty. — odpowiada. — Nowy członek, tak?
— Ten iwijczyk — mówię po chwili. — Wydaje mu się, że jest artystą. To będzie prawdziwe utrapienie.
Uchiha nieudolnie próbuje ukryć wyraz rozbawienia.
— Będziesz mieć partnera do dyskusji. Czy to źle?
— Nie masz pojęcia o czym mówisz. To dziecko uważa sztukę za coś ulotnego!
Uwielbiam to, jak Sasori nieznosi Orochimaru xD
Nie jestem zadowolona z tego specjału. To miało wyglądać nieco inaczej, ale wyszło jak wyszło. Trochę zbyt ckliwie się zrobiło pod koniec. Czy Sasori się uzdrowił? Tak, z cała pewnością mogę powiedzieć, że w obecnej chwili jest w pełni sprawną laleczką.
Sasori jest dość agresywny w tym specjale, nie uważacie? Taki miał właśnie być. Początkowo łapałam się za głowę jak tu wepchnąć jego poczucie humoru, ale później pomyślałam „przecież ono tutaj nie pasuje, mam lepszy pomysł”. Sasori jest agresywny ponieważ się boi, że nigdy nie będzie prawdziwą lalką, że jego technika nie jest doskonała, że umrze. W moich oczach Akasuna jest agnostykiem — uważa, że nie można zarówno potwierdzić jak i obalić istnienia Boga. Ale lubi szydzić z koncepcji religii, modlitwy i wiary. Dopiero niedawno (około pół roku temu) zamienił się w ludzką marionetkę. Wyobrażam sobie, że początkowo chciał to zrobić fizycznie, nawet nie myślał o swoim duchowym nastawieniu. Dopiero kiedy uporał się ze sprawami technicznymi przyszła zaduma na temat jego charakteru i bycia lalką także wewnętrznie. Dlatego dystans do siebie i otaczającego świata, jak i spokój pozbawiony agresji i uprzedzeń przyjdzie później. W tej części nienawidzi Orochimaru (czy jest to potwierdzone kakonicznie w m&a? wydawało mi się, że tak, ale teraz nie mogę niczego znaleźć), jednak w późniejszych epizodach pozbył się już takiego zachowania, kiedy nie szuka zemsty na Kakashi za to, że Biały Kieł Konohy zabił jego rodziców. W tym specjale postanowiłam pokazać jego młodszą, bardziej niedojrzałą wersje. To było... ponad dziesięć lat wcześniej? Chyba coś koło tego. Masakra klanu miała miejsce, kiedy Sasuke był w akademii, więc miał +/- 7 lat. Obecne wydarzanie Ognia Konohy dzieją się, gdy drużyna siódma ma 17/18 lat.
W ten prosty sposób zakończyliśmy część drugą. Za tydzień ruszamy z pierwszym rozdziałem części trzeciej, ostatniej. Prawdopodobnie również będzie mieć dziesięć rozdziałów plus dwa specjały. Nie wiem tylko czy poprzestanę na jednym epilogu. Może napisze kilka punktów widzenia na koniec historii. Jeszcze nie zdecydowałam.
Buziaki~
Sasori w takiej wersji mnie przekonał. Rozumiem, że chciałaś, żeby ten specjał wyglądał inaczej, ale tak też jest dobrze (nie wiem czy lepiej, bo nie mam pojęcia, jak to miało wyglądać pierwotnie :P).
OdpowiedzUsuńTe zmagania musiały zostać jakoś ukazane. W kanonie nie było na to miejsca, jak zresztą na połowę historii postaci drugoplanowych, ale fajnie, że podjęłaś się próby opisu historii Sasoriego. Nie wierzę, że zmiana w lalkę miałaby pozostać bez śladu na jego psychice i w sumie Twój pomysł wydaje mi się wiarygodny :)
Faktycznie, brakowało trochę jego poczucia humoru, ale do niego nasz Sasori musi dojrzeć (jakkolwiek absurdalnie to brzmi w odniesieniu do lalki). Zaskoczyłaś mnie, że Itachi tak się otworzył, a Sasori zaakceptował konieczność bycia zależnym, ale to w sumie nieźle wyjaśnia, dlaczego tak sobie ufają w tym ff.
Nie przypominam sobie fragmentów "Naruto", które wprost mówiłby o tym, że Sasori nie znosił Orochomaru, ale na pewno mu nie ufał (szpieg - Kabuto). Sądzę, że negatywne emocje jak najbardziej wchodzą w grę ;)
No właśnie, to że bez mrugnięcia okiem przyjął warunki Itachiego trochę przeszkadza. Początkowo Itas miał mu uratować życie i to miało być kamieniem węgielnym ich przyjaźni, ale nie potrafiłam wykrzesać z Sasoriego wdzięczności, musiałam użyć lekkiej perswazji ;>
UsuńDobrze przekazałaś tą jego niepewność i strach. Ewidentnie różni się od starszej wersji z poprzednich rozdziałów. Dobrze poznać go i z tej strony. Też mam wrażenie, że w oryginale miał kosę z Orochimaru, ale na żaden przykład nie mogę teraz wpaść. Bardzo mi się spodobał ten specjał. Tylko szkoda, że już tak blisko końca...
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam, że dodałaś specjał o Sasorim, ucieszyłam się jak dziecko, które dostało lizaka. xd
OdpowiedzUsuńNigdy jakoś specjalnie nie przepadałam za Sasorim, ot członek Akatsuki, marionetka, którą zabiły Sakura i Chiyo. U ciebie natomiast to jedna z moich ulubionych postaci i zawsze z radością o nim czytałam.
Dobrze jest poznać go od tej drugiej strony, niepewnej. Przecież nie mógł być pewny tego, że przeżyje, robiąc z siebie marionetkę. Jego zachowanie wcale nie jest dziwne, tak na pewno zachowywałaby się osoba bojąca się swojej śmierci.
Jeśli chodzi o relacje Orochimaru i Sasoriego, to raczej chyba nie było w anime mowy o nienawiści. W każdym razie sobie tego nie przypominam. Raczej chodziło o niechęć wynikającą z tego, że Orochimaru był partnerem Sasoriego przed jego odejściem z Akatsuki. Sasori zdawał sobie sprawę, że Orochimaru jest niebezpieczny i stąd wziął się szpieg.
Widać, że Sasori zachowuje się inaczej, niż aktualnie w blogu, jednak czyta się równie przyjemnie <3
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy specjał!