24 lutego 2019

14. Przyciąganie


          Czy zauważyli?
Wiatr i śnieg zespoliły się w jedno i przemierzały wspólnie ten zapomniany zakątek. Odludne miejsce – kres świata – które Sasuke widział już niejednokrotnie w swoim życiu. Wszystkie zostały stworzone na jeden wzór. Przyroda triumfuje, przejmuje kontrolę nad człowiekiem, który odważył się udać w porzuconą przez innych, przeklętą otchłań. Za każdym razem jest w takich miejscach sam.
Jak szaleniec.
Śnieg spadł wczoraj. Zaczął sypać nocą i otulił ziemię gęstym puchem. Pod jego grubą warstwą nikt nie dostrzeże mężczyzny, któremu nocą odebrał życie. Wystarczył prosty, szybki ruch po gładkiej szyi. Musiał to zrobić. Oczy obcego patrzyły na niego z wyrzutem, kiedy mijał go na podróżnym szlaku. Wydawało się, że wiedział o nim wszystko. Był świadkiem każdego krzyku, poniżenia i ucieczki. To przerażało Sasuke, bo odkąd zabił Danzo, wydawało mu się, że wszyscy spoglądali na niego w ten sam sposób.
Czuł, że ktoś się z nim bawił. Każde wspomnienie okazało się zgrabnie wyreżyserowanym przedstawieniem. Wszystkie jego wielkie plany stały się głupimi mrzonkami oszukanego dziecka.
Pamiętał o największej pomyłce, która zawładnęła całym jego życiem. Wystarczyło pomachać mu przed nosem skrawkiem historii klanu, a uwierzył we wszystko. Nigdy nie zadał sobie trudu, żeby zweryfikować informacje podane przez wioskę o tragedii rodziny, bo takie wytłumaczenie było proste i bardzo prawdopodobne. Doszukiwanie się drugiego dna, wydawało się irracjonalne.
Człowiek pozbawiony siły napędowej staje się dziwnym stworzeniem. Przemienił się w marną namiastką tego, kogo pamiętał.
Czy zauważyli, że mnie nie ma? Hebi. Na co mi była ta drużyna? Same komplikacje.
Miał im wskazać nowy cel, podczas gdy sam kroczył w mroku niczym ślepiec. Nie wiedział, jak powinien postąpić.
Słońce próbowało przezwyciężyć zasłonę śniegu, jednak nawałnica z każdą chwilą przybierała na sile. Nogi miał zanurzone po łydki w zaspach. Całe szczęście, że dotarł do ich tymczasowej bazy, bo powoli opuszczały go siły. Mężczyzna otworzył drzwi chaty na obrzeżach górniczej osady. Stamtąd już tylko dziewięć kilometrów do Yuki – miasta skąpanego w wiecznym śniegu.
– Ooo, wróciłeś Sasuke! – Uśmiech pojawił się na twarzy Suigetsu. Obnażył zęby, pokazując wystający kieł. Fioletowe oczy śledziły kroki przybysza. Oczy, które widziały wszystko dotarły za Sasuke nawet tutaj. Ich obraz nawiedzał go w każdej napotkanej twarzy.
Muszę przestać. Inaczej zacznę zabijać wszystkich dookoła. Za dużo zamieszania, niepotrzebna uwaga.
Hozuki siedział przy kuchennym stole niedaleko wejścia. W dłoniach trzymał czerwony kubek z parującym naparem. Mroźny wiatr, który wkradł się do pomieszczenia, wprawił jego ciało w drżenie.
Sasuke przetarł twarz otwartą dłonią. Poczuł ukłucie w skroniach i zaczął masować je palcami, próbując pozbyć się uciążliwego bólu. Problem nie leżał jednak w prostej migrenie. Coś wyniszczało go od środka.
Kolejny podmuch uderzył w plecy Sasuke, a czarne włosy zafalowały w chaotycznym rytmie. Mężczyzna odwrócił się, by zamknąć drzwi. Ostatnia myśl, która wypełniła jego głowę nie pozwoliła mu zasnąć tej nocy. Po raz pierwszy od wielu lat zaczął żałować.
Konohy nigdy nie nawiedziła taka zima.

– Gdzie trzymasz swoje fiolki? – zapytał Sasori.
Pojawienie się Skorpiona zaburzyło ciszę, która panowała w pokoju, a jego płomienne włosy nadały prostym, szarym ścianom nowego życia.
Na twoich ustach zakwitł drobny, nieśmiały uśmiech. Chwyciłaś niewielką sakiewkę w dłoń. Nie wzięłaś z Konohy wszystkiego, bo nie widziałaś w tym najmniejszego sensu. Miałaś przy sobie jedynie niezbędne minimum, z którym zazwyczaj wyruszałaś na misje. Kiedy otworzyłaś zamek błyskawiczny, waszym oczom ukazały się buteleczki z cieczami różnych kolorów. Małe naczynia skrywały w sobie wszystko, czego nauczyłaś się na temat trucizn.
– Razem? – zapytał.
– Tak. Przecież ich nie pomylę.
Westchnął, a ty poczułaś irytację. Mogłaś przysiądź, że gdyby potrafił, spojrzałby teraz z dezaprobatą. Nie podobało ci się to. Od zawsze źle reagowałaś na krytykę.
– Za kogo mnie masz? – uniosłaś nieco głos. – Myślisz, że nie rozpoznam własnych medykamentów?
– Nic takiego nie powiedziałem.
Wyjął naczynie z żółtym płynem i uniósł je w stronę słońca. Wyglądał jak gęsty, kwiatowy miód. Widziałaś jak wprawnym okiem badał jego przezroczystość i płynność.
– Lecznicza? Napar z piołunu, czy mam rację?
– Zgadza się – przyznałaś.
– A ta? – zapytał.
Szklane fiolki uderzyły o siebie i dźwięk rozniósł się po pokoju, w którym byliście tylko we dwójkę.
– Antidotum na tą.
Podałaś mu naczynie z czerwoną, gęstą cieczą. Barwą bardziej przypominała sok truskawkowy niż krew.
– Z opuncji?
– I z dodatkiem guawy, żeby-
– Wydłużyć działanie. Mądrze.
Złość, którą poczułaś parę sekund wcześniej odeszła w zapomnienie. Wcześniej z nikim nie rozmawiałaś w ten sposób. Wszystko, co wiedziałaś o truciznach wyczytałeś z książek wykradzionych ze szpitala lub pracowni Hokage. Oczywiście, zawsze odnosiłaś je na miejsce. Po prostu Tsunade stroniła od używania wszelkich toksyn, z wyjątkiem alkoholu, który w siebie wlewała. Poza tym, nigdy nie potrafiłaś rozmawiać z nią swobodnie. Zawsze z tyłu głowy pamiętałaś o jej pozycji i szacunku, który musiałaś okazywać.
– Używasz którejś w walce? – Jego palce, pokryte syntetyczną skórą, uderzyły lekko w materiał sakiewki. Zupełnie jakby wygrywał jakąś melodię.
– Wszystkie kiedyś mi się przydały – przyznałaś.
– Nie o to mi chodzi, dziecko. Czy którąś z nich powlekasz broń? Katane lub kunai.
– Ekstraktem z chochlika. Używam go razem z senbo.
Zagwizdał z uznaniem. Atmosfera, która towarzyszyła waszej rozmowie, była zadziwiająco odprężająca. Jakbyście znali się latami. Czy w ten sposób rozmawiają ze sobą podróżni medycy, gdy spotkają się na szlaku?
– Dawno go nie używałem. Rośnie głównie na południu Kraju Ognia. Dostanie go gdzie indziej graniczy z cudem. To zielona, a antidotum? – zapytał i wyciągnął w twoją stronę dłoń, ponaglając.
Sekundę zajęło ci wyszukanie odpowiedniej fiolki. Początkowo przyłapywałaś się na tym, że śledziłaś wyraz jego twarzy, próbując cokolwiek z niej odczytać. Oczywiście, zawsze natrafiłaś na to samo – nienaturalnie doskonałe, porcelanowe oblicze lalki. Kilka dni zajęło ci oduczenie się podobnych zachowań. Gdyby mógł wyrażać emocje może dostrzegłabyś w brązowych oczach nikły błysk triumfu.
Kiedy obie fiolki leżały już na jego dłoni, chwycił mocno jeden z twoich nadgarstków. Niespodziewany ruch zbił cię z tropu. Próbowałaś uciec od jego dotyku, ale bez użycia chakry nie było to łatwe. Na język cisnęły się przekleństwa, jednak zanim zdążyłaś otworzyć usta, odezwał się Sasori.
– Jesteś martwa, Sa-ku-ra – powiedział melodyjnym głosem i roześmiał się radośnie.
– O co ci chodzi?!
Próbowałaś wyswobodzić się z jego żelaznego uścisku. Gdyby trzymał cię sekundę dłużej, zamieniłabyś swoje dłonie w ostrza chakry. Jego palce zniknęły w ostatniej chwili.
– To dla twojego dobra. Mała lekcja. Pamiętaj, nie rób tego nigdy więcej. – Pogroził palcem wskazującym, jakbyś była dzieckiem, które zrobiło coś niewłaściwego. – Nie pokazuj ludziom, czego używasz. Nawet tym najbardziej zaufanym. To żelazna zasada medyków, o której ktoś najwyraźniej cię nie poinformował. Musisz zachować jakiś sekret dla siebie, inaczej zginiesz. Nie w każdej chwili można użyć twojego taijutsu lub moich marionetek. Któregoś dnia okaże się, że to będzie twoja jedyna dostępna broń i jeśli ktoś pozna ją na wylot, to nic ci po niej. Kto potrzebuje trucizny, kiedy przeciwnik ma odtrutkę?
– Tak? – Uśmiechnęłaś się przebiegle. – Ładnie tak pouczać, kiedy samemu popełnia się błędy? No to jesteś na straconej pozycji, bo wiem jak działa trucizna z twojej broni ostatecznej – kukły Trzeciego Kazekage.
– Dziecko i myślisz, że to wszystko czym mogę cię zaskoczyć? Nie widziałaś Skropiona Czerwonego Piasku w akcji.
– Tak właściwie, to widziałam.
– Kiedy nieomal cię zabiłem, czy tak? Dobre, stare czasy.
– W co ja się tak właściwie wplątałam?
Brązowe oczy Sasoriego skierowały się na twoją postać. Nadal nie mogłaś się przyzwyczaić, że nie mrugał. Już kilkukrotnie patrzył na ciebie w ten beznamiętny sposób, a ty z trudem powstrzymywałaś drżenie ciała. Zaskoczyło cię, jaką osobą okazał się być naprawdę. Pomijając niecodzienny wygląd i brak mimiki, miłym zaskoczeniem było jego poczucie humoru.
– O, proszę, już coś ci nie pasuje w praktykach?
– Nie o to mi chodziło, starcze-
– Co proszę?!
– Mam na myśli Brzask – kontynuowałaś, czując drobną satysfakcję na dźwięk jego zaskoczonego i urażonego głosu. – Zarówno ty, jak i Itachi, mówiliście, że organizacja się rozpada. Skoro jestem w to uwikłana, chyba mogę się czegoś dowiedzieć, prawda?
– Po pierwsze jesteś tylko delikatnie zamieszana. Wiemy o tobie jedynie ja, Itachi i Deidara. Nie myśl sobie, że stałaś się nagle wrogiem publicznym numer jeden. Z Akatsuki masz wspólnego, tyle co nic. Jesteś moim uczniem – nic więcej i nic mniej. Organizacja skupia różne indywidua. Razem z naszą trójką, obecnie liczy osiem osób. Jesteśmy najemnikami, a przynajmniej takie było początkowe założenie. Łowcy głów, żołnierze na wynajem, skrytobójcy na życzenie. Tutaj znaleźliśmy chwilową przystań, kiedy zabrakło dla nas miejsca w rodzinnych wioskach.
– Dlaczego cię wygnali? – zapytałaś bezmyślnie. Podniosłaś szybko dłoń do ust, zupełnie jakbyś próbowała powstrzymać słowa, które już wypowiedziałaś. To nie były rzeczy, o które można beztrosko wypytywać.
– Spokojnie, dziecko. – Zaśmiał się. – Przy mnie nie musisz uważać na niewygodne tematy. Na przyszłość jednak pamiętaj, że powinnaś myśleć, kogo pytasz o jego historię. Zawsze odbierałem świat nieco inaczej niż moje otoczenie. Wiesz – westchnął – nie lubię, kiedy ludzie każą na siebie czekać i są niekonsekwentni w działaniu. Doprawdy, nie rozumiem, czemu nazywają dziecko uroczym, gdy tworzy kukły upamiętniające zmarłych rodziców, a chorym zwyrodnialcem, kiedy robi lalkę z ciała zmarłego kompana. Przecież obie metody były niemal identyczne, po prostu z czasem przestałem bawić się jedynie drewnem. Na swój sposób poradziłem sobie z pierwszymi zgonami osób z mojego otoczenia. Z biegiem lat to się nie zmieniło, jedynie metoda ewoluowała wraz z moimi umiejętnościami.
Urwał, przyglądając ci się uważnie.
– Nie gorszę cię?
Wiadomość wywołała w tobie szok, ale zadziwiająco łatwo to przyjęłaś. Przyłapałeś się na tym, że w głowie już dopowiadałaś resztę jego historii. Oczywiście, starałaś się go usprawiedliwić: nagła śmierć przyjaciela na polu bitwy, choroba trawiąca młode ciało, trwałe kalectwo… Ale porzuciłaś podobne myśli. To było inne życie, które nie powinno cię obchodzić. Zresztą, taki obraz był bardziej ludzki od pierwszego wyobrażenia Sasoriego, które uformowałaś w swojej głowie – jako bezlitosnej maszyny do zabijania i medyka zbierającego ziółka.
– Nie, kontynuuj.
– Tak to wyglądało w skrócie. Sielanka w Sunie. Wracając do Brzasku, szybko się zorientowaliśmy, że okres najemników był jedynie fazą przejściową.  Po trzech latach Pain zaczął przygotowywać nas do pieczętowania demonów, ale od pierwszych instrukcji do rzeczywistego działania ponownie minęło sporo czasu. Nie przepadam za koncepcją posiadania zwierzchnika i nadzorcy, więc kiedy Pain zaczął popadać w fanatyzm, zacząłem grzebać nieco głębiej. Ame nigdy nie była wyjątkowo urokliwym miejscem, ani szczególnie ważnym militarnie czy ekonomicznie. Chodziło jedynie o tereny między mocarstwami. Jak wiesz, lub jeszcze nie, to wielcy zawsze pragnął więcej i więcej. Kiedy sytuacja między krajami nie była jeszcze unormowana żadnymi wiążącymi paktami, wyrywali sobie Ame kawałek po kawałku. Możesz się domyślać, jak to wpływało na sytuację wewnętrzną kraju, a raczej tego, co po nim pozostało. Podczas wojny tworzą się szaleńcy. Bez względu na doniosłe słowa i wielkie idee, którymi się zasłaniają, mają niepokolei w głowie. Dążą do dobra jedynie dla siebie lub wąskiej grupki wybrańców.
– W takim razie czego on chce?
– Upadku wiosek, odrodzenia Ame, zniszczenia mocarstw – nic jakoś specjalnie oryginalnego.
– Zaraz, zaraz, ale jeśli ma już dwa demony-
– Trzy.
– Trzy demony! Przecież z taką mocą może tego dokonać!
– Spokojnie, panujemy z Itachim nad wszystkim. Mówiłem, ten mężczyzna to szaleniec, nie będzie w stanie dopiąć swego.
– Dlaczego w tym uczestniczycie skoro to pomysł obłąkanego?
– Pain jest jednocześnie zbyt silny, żeby całkowicie spuścić z niego wzrok. Najbezpieczniej jest być tuż obok. Wiesz, przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej, a psychopatę miej stale na oku.
– Za dużo informacji – jęknęłaś. – Chyba muszę się napić.
Przechylił głowę na bok, a jego nieruchome oczy śledziły cię uważnie.
– Zdajesz sobie sprawę, że jedyny alkohol jaki posiadam, to wysoko stężony roztwór służący do impregnacji narzędzi chirurgicznych?
– Za spirytus dziękuję. Daj mi chociaż kawy.
– A po co mi ona, dziecko?
– No to świetnie, żadnych uciech dla ciała.
– Droga wolna, przecież nie jesteś więźniem. Najbliższe miasto jest trzydzieści dziewięć kilometrów na wschód. Powodzenia.
Warknęłaś, ale zdawał się tym w ogóle nie przejmować. Sięgnął po jedną z zielarskich książek i wertował ją uważnie.
– Jeśli chcesz coś na wzór kofeiny, to niedaleko rosną dziko krzewy mocnej herbaty. O tej porze roku jej liście są już trochę przejrzałe, ale powinna nadawać się jeszcze do spożycia. A skoro tak dobrze się złożyło, że wychodzisz… – Podniósł encyklopedię zielarską, jedną ręką ukazując ci drukowane strony i obrazek niewielkich ziół, w które postukał palcami drugiej dłoni. –  To potrzebuję jeszcze tego.
Zamknął książkę z głośnym hukiem i rzucił nią w twoim kierunku.
– Jeszcze tu jesteś? Sensei wydał polecenie.
Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się na stołku z kółkami w kierunku biurka. Dłubiąc w napoczętej kukle, mruczał pod nosem: “konoszanie, zero wychowania”.

Nie powiedział jej wszystkiego. Na obecną chwilę nie widział takiej potrzeby. Nie było trzeba rozpowiadać na lewo i prawo, że Pain odsunął ich od projektów związanych z bijuu. Nadal zastanawiali się, co może się za tym kryć. To nie pasowało do metod postępowania Brzasku sprzed lat, burzyło rytm działań lidera. Mógł się tylko domyślać, że chodzi o przejęcie ośmioogoniastego i dziewięcioogoniastego. Byli najlepiej chronieni ze względu na przynależność do najpotężniejszych wiosek shinobi. Sasori zastanawiał się, kiedy Pain zrobi coś zbyt nierozsądnego i pogrąży się całkowicie. Obłęd nigdy nie sprzyjał wielkim planom.
Szczerze mówiąc, to znudził mu się już zabawa w Akatsuki. Gdyby nie Itachi i jego powinności, już dawno opuścił by szeregi Brzasku. Byli jednak połączeni więzią towarzyszy broni, między nimi był więcej niż jeden dług życia.
O diable mowa.
Itachi wkradł się do pomieszczenia cicho i bezszelestnie, jak przystało na byłego anbu. Jego czarne oczy spoczęły na Sasorim niemal od razu. Gdyby nie przyglądał mu się uważnie od pierwszej chwili, to lalkarz nawet by nie zauważył, że w pierwszej sekundzie wzrok Uchihy omiótł w szaleńczym tempie całe pomieszczenie, wyraźnie czegoś lub kogoś szukając.
– Wyszła do lasu.
Brew Itachiego lekko drgnęła.
– Sama?
– A dlaczego nie? Przecież jej nie więzimy. Czy może powinniśmy zacząć? – uniósł znacząco głos.
Tym razem blada twarz bruneta wykrzywiła się w wyrazie niezadowolenia.
– Zabraniam.
– Spokojnie, chłopcze. Powinieneś już dawno przyzwyczaić się do mojego poczucia humoru.
– To przez tą twarz. Nigdy nie wiem, kiedy żartujesz.
– Taki mój urok. Na co czekasz? Goń swoją owieczkę.
– Ja-
Sasori uniusł dłoń, a jego towarzysz zamilkł. Znów przyjął kamienny wyraz twarzy. Lalkarz nie miał pojęcia, jakie słowa mogłyby paść teraz z jego ust.
I to mnie nazywasz trudnym do rozgryzienia.
– Nie musisz niczego wyjaśniać. To nie moja sprawa. Chcę tylko, żebyś wiedział, że Deidara ostatnio się przy niej kręci. Lepiej uważać.
– Nie możesz go gdzieś wysłać? Działa mi na nerwy.
– Dlaczego myślisz, że mnie posłuchał? Nie wydaje mu rozkazów. Poza tym, czy jest taka potrzeba? Zaraz się znudzi, jak zawsze.
Irytujące stworzenie, pomyślał Sasori, mając w pamieci twarz blondyna, a zaraz później dodał:
– Zapamiętaj moje słowa, ten chłopak umrze młodo. Jego duch jest zbyt niespokojny i impulsywny. Nie nadaje się na shinobi.

Klęczałaś na ziemi, dłońmi przeczesując skupisko chwastów przed sobą. Pomiędzy nieprzydatnym zielskiem rosły zioła, których potrzebował Sasori. Czułaś jak wilgoć gleby powoli wsiąka w płócienny materiał spodni.
Słyszałaś, że nadchodzi Itachi, ale nie podniosłaś wzroku. Wyczułaś podpis jego chakry. Byłaś ciekawa czy minie cię bez słowa, czy może postanowi jedynie obserwować bez ingerencji. To pasowało do jego pierwotnego wyobrażenia, ale nie do kompana sprzed lat i głosu, który nawiedzał cię miesiącami. Nie wiedziałaś, którym z nich zamierza być.
Kroki ustały. Na zielonej trawie, lekko skutej porannym szronem, zobaczyłaś cień rzucany przez jego sylwetkę. Twoje myśli się zatrzymały, bo analizowanie okolicznej flory nie pasowało do napięcia, które stopniowo w tobie narastało.
– Czym się w tej chwili zajmujesz? – zapytał.
– Zbieram kwiaty.
Uśmiechnęłaś się w duchu na dźwięk niepewnego chrząknięcia, które wydał.
– Proszę.
Odwróciłaś się szybko i rzuciłaś w niego książką, zupełnie jak uczynił to Sasori parę chwil wcześniej. Nie mogłaś powstrzymać parsknięcia, gdy spostrzegłaś jego zdumione oczy, kiedy podręcznik zielarstwa uderzył w jego klatkę piersiową. Nie był na to przygotowany i zaczął nieporadnie wymachiwać rękoma próbując chwycić wolumin, który i tak upadł na wilgotną ziemię.
– To takie zabawne?
Wyglądał na zażenowanego, ale podobało ci się to. Wydawał się bardziej ludzki, kiedy doskonała powłoka na chwilę zniknęła. Niepewny uśmiech zagościł na jasnej twarzy. W tym momencie przypominał nastolatka, a nie dorosłego mężczyznę.
– Pozwól mi na chwilę śmiechu – poprosiłaś.
Zaczął wertować strony, jednocześnie pochylając się ku ziemi. Byłaś pewna, że usiądzie w oficjalny sposób. Ale zamiast tego opadł luźno na trawę, a ramię oparł na uniesionym kolanie. Zaskakiwał cię, wykonując niepozorne gesty, które całkowicie do niego nie pasowały.
– Które to?
– Te malutkie, żółte. Zawierają antyoksydanty.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
Ciemne oczy dalej były skierowane na książkę, jednak się nie poruszały. Patrzył na stronę pozbawioną zdjęć, na której widniał sam tekst, ale go nie czytał. Kiedy zobaczyłaś jego nieruchomy wzrok, zrozumiałaś że nie wie, jak powinien się zachować podczas tej błahej i nieważnej rozmowy. To i wyraz jego twarzy sprawiło, że chciałaś mu pomóc.
– Przeciwutleniacze. Usuwają z organizmu człowieka wolne rodniki.
Czekałaś aż przyswoi tę wiedzę i cisza zacznie na nim ciążyć. Nie chciałaś prowadzić monologu, musiał uczestniczyć w rozmowie, żeby potrafił prowadzić podobną w przyszłości.
– A one?
– Powodują uszkodzenia błon komórkowych, a także DNA. Przyczynia się to do wielu chorób, na przykład serca lub nowotworów.
– Brzmi poważnie.
– Podstawa dla medyków. Chociaż nie wszyscy zbierają te małe, żółte cholerstwa, które rosną w chwastach. Wiele roślin je posiada. W tej lokalizacji, niestety, ich nie ma.
Zamknął książkę z głuchym uderzeniem i zbliżył się do ciebie.
– Mogę ci pomóc?
Wasze ramiona otarły się o siebie. To nie był pierwszy dotyk Itachiego, który zaznałaś, jednak nadal peszył.
– Jasne.
Czy to nie ty, raptem dwa dni temu, trzymałaś na jego barku dłoń próbując go uspokoić? Nie pamiętasz jakie myśli wówczas tobą władały. Byłaś w zbyt wielkim szoku, po odnalezieniu towarzysza sprzed lat, żeby cokolwiek zapamiętać.
– Czy Sasori dobrze cię traktuje? – zapytał szeptem. Był tak blisko, że czułaś ciepło jego oddechu na swoich policzkach.
– Na swój sposób. Wiesz, o czym mówię.
Przytaknął. Jego długie palce zwinnie wyrywały łodygi kwiatów spośród plątaniny dzikich chwastów i grubych źdźbeł trawy.
– Czy mogę cię o coś spytać?
– Oczywiście.
– C-co ze mną? – jęknęłaś niepewnie. – Jak Konoha mnie teraz zaklasyfikuje? Czy wyślą za mną list gończy?
– Formalnie jesteś zaginiona, bo nie dałaś znaku życia. Nie było żadnych przesłanek o porwaniu ani śmierci, więc to komplikacje dla wioski. Oficjalnie mają obowiązek utrzymywać ten status przez pięć lat. Później uznają cię za martwą. Niemniej, jeśli zostaniesz zauważona gdziekolwiek i ta informacja dotrze do Liścia, to mogą wpisać cię do księgi bingo.
– Rozumiem.
– Rzadko się tak dzieję. Możesz zostać uznana jedynie za zbiega. Do spisu niebezpiecznych shinobi trafia się po tym, kiedy twoje imię zostanie owiane naprawdę złą sławą.
– To pocieszające.
Poczułaś drobną ulgę. Dobrze było wiedzieć, na czym stałaś.
– Czy myślisz o powrocie?
– Ja-
– To nic – przerwał. – Jeśli takie będzie twoje życzenie, sprowadzę cię z powrotem do Konohy. – Głos miał przyjazny i opanowany.
– Szczerze, to nie miałam takich myśli. Pomyślałam, że jeśli mają wysłać za mną list gończy, to lepiej, żebym się na to psychicznie przygotowała.
– Nadal masz białą kartę. Powrót oznaczałby drobne nieprzyjemności, może wnikliwe przesłuchanie. Jednak mają obowiązek przyjąć cię do wioski.
– Próbujesz mnie przekonać do odejścia? – spytałaś.
Posyłając ostatnie łagodne spojrzenie w twoim kierunku, wrócił do zbierania kwiatów.
– Może. Czy naprawdę myślisz, że to dobre miejsce dla ciebie? Jaką masz tu przyszłość?
– A jaką mam w Konoha? – uniosłaś głos.
Wcześniej miałaś wrażenie, że Itachi cię rozumiał. A nawet jeśli nie potrafił, to akceptował obraną drogę. Zaczęłaś się irytować, bo brzmiał jakby próbował podjąć za ciebie decyzje.
Jak wszyscy inni.
– Bezpieczną?
– I przeraźliwie pustą. Nie mogłabym nawet wybrać ścieżki, którą chciałbym kroczyć.
Westchnął.
– Jesteś taka uparta. – Zauważyłaś, że sięga gdzie daleko poza skupisko żółtych kwiatów. – W takim razie zostaje mi tylko cię chronić.
Zobaczyłaś przed sobą chochlika, kwiat w wyglądzie bardzo przypominający orchidee. Nie czekając na twoją reakcje, długie place Uchihy wplotły go w twoje różowe włosy. Dotyk jego skóry na skroni i płatku ucha sprowadził dziwne ciepło.
– Pasuje kolorem.
Nie ruszał dłonią. Została dokładnie w tym samym miejscu; jego opuszki muskały jasne kosmyki.
– Itachi – wypowiedzenie jego imienia kosztowało cię całe powietrze z płuc. Widząc ciemne oczy, które uważnie zaczęły cię obserwować, przez krótką chwilę zapomniałaś zaczerpnąć go więcej. Coś w jego spojrzeniu nabrało niebezpiecznej intensywności, gdy dzieliły was raptem cale.
Kiedy zrozumiałeś czym jest przejmujące ciepło, które zaczęło się poniżej pępka i delikatnie spływało niżej i niżej, zaczęłaś panikować.
Tylko nie kolejny Uchiha, pomyślałaś.
Po tym jak pozbyłaś się Sasuke z głowy, pośród nocnej ciszy, nie wyobrażałaś sobie konkretnego mężczyzny. Zazwyczaj był to zlepek cech ludzi z twojego otoczenia, które lubiłaś. Albo któraś postać z Icha-Icha po lekturze kolejnego rozdziału.
Trzepotanie motyli w żołądku, wprawiało cię w drżenie. Dreszcz przeszedł przez twoje plecy. Był zbyt blisko, nie byłaś do tego przyzwyczajona. Wcześniej nie zainteresowałaś się w ten sposób kimś, kto był na wyciągnięcie ręki. Przez całe życie towarzyszyły ci jedynie mgliste marzenia i bliskość z osobami, przy których czułaś się “znośnie”.
Nigdy tak cholernie nie potrzebowałaś czasu, żeby poukładać sobie wszystko w głowie. Bo to nie był ninja z Konohy, który szeptał ci sprośne rzeczy w jednym z barów, gdzie szukałaś Tsunade. Ani żaden pacjent, który patrzył zbyt długo i nachalnie, żebyś tego nie poczuła. Nie mogłaś zmierzyć się ze swoimi żądzami, nie w tej chwili.
– Są trujące – szepnęłaś.
Przez sekundę nie rozumiał znaczenia słów, które opuściły twoje usta i był w stanie jedynie na nie patrzeć. Później skoczył gwałtownie wyszarpując kwiat wraz paroma włosami, poczułaś tylko delikatne ukłucie.
– Tak mi przy-
– Ale tylko napar z ich nektarów – przerwałaś.
Byłaś gotowa na wszystko, od gniewu po żal wypisany na jego twarzy. Przecież czuł ten niebezpieczny magnetyzm. Może byłaś młoda, ale na pewno nie głupia i bez trudu poczułaś przyciąganie, chemię. Ale kiedy usłyszałaś jego śmiech, nie mogłaś wydusić słowa.
Nawet on się śmieje.
Nie widziałaś wyrazu jego twarzy, ale sam dźwięk wystarczył, żeby trzepotanie motyli w twoim żołądku przybrało na sile.
– Chyba udziela ci się poczucie humoru Sasoriego.
– Nie jest takie złe – szepnęłaś. Z całą pewnością zauważył twój drżący głos i niespokojne dłonie, kiedy próbowałaś zebrac wszystkie zerwane kwiaty. Na szczęście nie skomentował tego w żaden sposób.
– Czy tyle wystarczy? – zapytał.
–  Tak sądze, a jeśli nie, to niech sam się szlaja po lesie.
Kiedy niemal odeszłaś, jedna z jego dłoń znalazła się na twoim nadgarstku. Nagły ruch był niespodziewany i przez to część kwiatów upadła obok twoich stóp. Dotyk, którym cię obdarzył był dużo subtelniejszy, niż kiedy robił to Sasori próbując dać ci lekcję życia. Niemal nie czułaś nacisków długich palców, tylko bijące od nich ciepło podpowiadało, że nadal tam są.
– Nie będzie mnie przez chwilę. Proszę, nie zbliżaj się do Deidary. To nie najlepszy materiał na towarzysza.
Potrafiłaś jedynie przytaknąć. Coś w jego twarzy nie pozwoliło ci ruszyć się nawet o milimetr. To on pierwszy zaczął iść w kierunku chaty. Dłoń na twoim nadgarstku została zdecydowanie o kilka sekund zbyt długo, żebyś tego nie zauważyła.
Podniecenie i euforia jeszcze przez wiele godzin nie mogły opuścić twojego drżącego ciała. W zaciszu głuchej nocy nawiedził cię sen, w którym królowało jego głodne spojrzenie i paląca potrzeba dotyku.
Witam, dzień dobry, jak się Wam żyje? Długo mnie nie było, co nie? Straaaasznie długo. Ale potrzebowałam resetu. Teraz piszę dość dużo, muszę spożytkować zebraną energię.
Zapraszam na Zbawienie na sprzedaż. Gdzie ukazał się pierwszy one-shot dla Shayen pt. Złośnica [kakasaku]. 
Chciałabym też, żebyście odwiedzili moją nowiutką podstronę. Poza spamem i informacjami jest tam ciekawy zbiór linków Waszego autorstwa. Tak na wszelki wypadek, gdyby chciał ktoś poczytać dobre opowiadania. Ale liczę też na drobną pomoc. Jeśli ktoś zechce tam zajrzeć, to niech da mi znać  jak to wygląda u Was. Sprawdzałam na dwóch monitorach, o innych rozdzielczościach i w obydwóch wypadkach było okay. Chcę wiedzieć, czy nie wyszedł z tego bubel. Sayuri7 – podstrona.

11 komentarzy:

  1. Nooo długo Cię nie było, ale za to, że blog z one-shotami ruszył jestem skłonna Ci wybaczyć ;)

    Co do samego rozdziału... Ha! Zaczynam lubić Sasoriego :D Podoba mi się jego sposób bycia, poczucie humoru i podejście do Sakury. Itachi taki troskliwy :D i to napięcie między nim i Sakurą <3 No niech się Sakurka tak nie opiera... Co z tego, że Uchiha, ale ten lepszy! A z Sasuke się jakby troszku psychopata zrobił O.O

    Standardowo art pod notką - mistrz xD.

    Podstrona jest ok, przynajmniej u mnie. No i Kakasz!^^ Super pomysł żeby zebrać dobre blogi w jednym miejscu, będę zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że zajrzałaś na podstronę! Supcio, że wszystko gra~

      Sasuke nieco niezrównoważony, co nie? To żadna tajemnica, czytając opowiadanie łatwo można ogranąć, że chcę zrobić z niego wariata. Bawię się postaciami i chcę im nadać trochę inny charakter. Mam tu na myśli Sasuke, Sasoriego (bo w kanonie mało o jego charakterze), Tsunade, Kakashiego, Naruto i Itachiego.

      Dziękuję za komentarz <3

      Usuń
  2. Tak długo nie czytałam nic Twojego, że aż się zdziwiłam kiedy nagle pojawiło się zdanie w formie drugiej osoby. A później przypomniałam sobie że przecież tak było i właściwie żadna z tego niespodzianka.

    Przechodząc do konkretów i nie lejąc wody, którą tak lubię manewrować - rozdział majstersztyk. Chyba najlepszy jaki do tej pory napisałaś. Było w nim wszystko: Od krótkiej lekcji życia, poczucia humoru Sasoriego, wzmianki o losach Sasuke, conieco o Tsunade aż po nawiązującą się powoli relacje między Sakurą a Itachim. To było dopiero coś!
    Ich początki są bardzo subtelne, wręcz nieco nieśmiałe.
    Starszy Uchiha perfekcyjnie nienachalny, a równocześnie zupełnie naturalny w tym co robi. Miło, że pokazuje Sakurze ze ta jest dla niego w pewien sposób ważna i że nie przekreślił ich starej znajomości, uznając ją za nic nie warty zlep wspomnień.
    Najlepsze jest to, że mimo tego, że nie napisałaś nic o jego odczuciach ani emocjach, czytelnik i tak wie, że naprawdę zależy mu na tej dziewczynie.

    Chciałabym jeszcze wrócić do postaci samego Sasuke, który na ten czas robi się postacią nie tyle zdrowo pierdzielniętą, co równocześnie bardzo tragiczną. To, że nie może odnaleźć się w świecie wcale mnie nie dziwi.
    W końcu wszystko, w co wierzył runęło z łoskotem na ziemię. Ciekawa jestem, co teraz będzie celem młodego Uchihy i jak pokierujesz dalej jego postacią.
    Gdzieś z tyłu głowy mam przeczucie, że może zostanie on wykorzystany jako przeszkoda w "miłości" głównych bohaterów. Nie wiem, może mu się odwidzi i postanowi nagle się z tą Sakurą zbratać?
    Nie potrafię się wstrzelić w Twój pomysł.
    Interesuje mnie również aspekt tego pomyleńca, Deidary. Mam nadzieje, że już niedługo pozwolisz nam poznać jego prawdziwą twarz :>

    Dziękuje za teraz.
    Miło było w końcu przeczytać coś od ciebie! I to w takim nakładzie :> :> Czekam, oczywiście, na więcej.

    Pozdrawiam!
    T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Sasuke mimo że ma swoje demony, to jest skrzywdzony przez los. Nigdy tego nie negowałam. To co go spotyka, to nie jego wina. W którymś rozdziale (chyba jeszcze go nie opublikowałam) jest fragment "cierpi za grzechy, które wydarzyły się lata przed jego narodzinami" - mam na myśli klątwę sharingan/klątwę nienawiści.

      Dziękuję za komentarz. Niedługo zawitam do Ciebie skłonko~

      Usuń
  3. Rozdział czytało się przyjemnie - od początku, do końca - i nawet nie zauważyłam, kiedy się skończył. Drobną podpowiedzią był rysunek ;)

    Pisałam to już wiele razy przy tym ff, ale napiszę raz jeszcze. Podoba mi się rozwój relacji między Sakurą, a Itachim. Ma ona swoje własne tempo, które czasem zwalnia, czasem przyspiesza, jak choćby w tym rozdziale, ale w żadnym wypadku nie wydaje się to nienaturalne.

    Zaintrygował mnie wątek z Sasuke. Domyślam się, że jest to puszczenie oczka do czytelników i ostrzeżenie - "Uwaga, ten osobnik może jeszcze namieszać", ale za nic nie jestem w stanie dopasować go do żadnej konkretnej roli. Ale to znowu na plus dla opowiadania.

    Trochę brakowało mi tego szelmy, Deidary, un!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och Deidara~
      Cóż, nie znienawidź mnie, ale (mimo że go lubię) to w opowiadaniu będzie postacią tragiczną. Niedługo dowiesz się dlaczego. Lata temu, kiedy publikowałam to opowiadanie w pierwszej wersji jeszcze na onecie, napisałam cudny (moim zdaniem) rozdział pt. "Danna" i nie potrafię się go pozbyć. Opublikuję go za dwa rozdziały.

      Buźka~

      Usuń
  4. Doczekałam się! Warto było czekać!
    Kocham Twój styl pisania od pierwszego rozdziału, jest on miodem na moje oczy!
    Bardzo mnie cieszy, tyle Sasoriego w tekście, zawsze bardzo podobała mi się jego mentalność jakoś postaci w anime. W Twoim opowiadaniu nabrał cudownej ludzkiej głębi, i naprawdę uwielbiam fragmenty z nim. Co mogę powiedzieć? Mało mi Itachiego! Itachiego zdolnego do troski i emocji! Jest moim zdaniem cudownie przedstawiony i nie zmieniaj tego!
    Bardzo się cieszę, że już wróciłaś i piszesz! Oby wena Ci się nie skończyła!
    Kochana! Ściskam Cię gorąco!
    Wpadnij do mnie, bo jestem ciekawa twojej opinii!

    Trzymaj się cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Itachi się nie zmieni, nie martw się! Odkąd poznałam jego całą historię, pomyślałam że nigdy nie mógł być dzieckiem. Przyjemniej u mnie przezywa szczyptę tego. Pierwsza miłość robi z niego delikatnego człowieka, który chce chronić swój największy skarb.

      I nie martw się, wpadnę do Ciebie! Tylko mam tak wiele zaległości, że potrzebuję chwili xD Idę po kolei moją listą blogów i zostały mi jeszcze opowiadania sasusaku. Przepraszam, ze tyle to trwa ^^'

      Usuń
  5. Hej!

    Z góry przepraszam, że tyle czasu mi zajęło dotarcie na Twój blog, miałam/mam przerwę na blogowanie, ale staram się nadrobić Wasze blogi. SPOKOJNIE - nie zapomniałam, co to to nie! :D

    A więc wchłonęłam ten rozdział w całości. Zdałam sobie sprawę, że bardzo mi brakowało tej historii. Strasznie mi się podoba to, w jaki sposób kreujesz postacie. Nadajesz im nowych barw, tak, że aż chce się wyłapywać nowe smaczki.

    A Itachi... nie wiem nawet jak opisać to, jak go uwielbiam. Jest w 100% idealny. Z jednej strony dobrze, że dopiero teraz czytam, bo mam do nadrobienia jeszcze 2 rozdziały! Lecę to robić :D

    OdpowiedzUsuń
  6. U-mie-ram.
    Ten moment ItaSaku, bosz, to było takie piękne! Ja wiem, że się powtarzam, ale nie umiem w tej chwili więcej napisać. To jest po prostu piękne. Tak pasuje to do postaci Itachiego, którego tu stworzyłaś. Boziu, tak bardzo widać jego uczucia względem Sakury, aż moje serduszko się rozpływa.
    Sakura, pierdziel to, że to drugi Uchiha. On był tak naprawdę pierwszy i jedyny! Jak sobie ten fakt uświadomiłam, nawet na długo przed przywróceniem jej wspomnień, poczułam się jakbym odkryła tajemnicę życia, której poznanie gwarantuję spełnienie i szczęście w życiu. Można powiedzieć, że byli sobie przeznaczeni. I zaś mam w głowie ten wiersz Szymborskiej, którego tytułu dalej sobie nie przypomniałam, fuck.
    Gdy Sakura zapytała go co z nią teraz będzie - to było takie realne, naturalne. Ogólnie uważam, że dialogi, którymi nas raczysz to takie małe arcydzieła (gadam prawie jak Deidara xD). Nigdy nie są przesadzone, są rzeczowe, wprowadzające wiele nowego do relacji bohaterów czy wydarzeń, a z drugiej strony są tak naturalne! Nie ma się takiego poczucia, że są nagle z dupy wzięte, że dany bohater powiedział coś w toku jakichś zawiłych przemyśleń, o których my nie mamy pojęcia i nagle duo. A czytałam tez juz takie na różnych blogach.
    Dlatego twój dialog pomiędzy Sakurą a Itachim to mistrzostwo. Szczególnie spodobało mi się pytanie Sakury, co się z nią teraz stanie ze strony Konohy.

    Sasori jest całkiem fajnym kumplem. Myślę, że on też nie ma nic przeciwko zainteresowaniu Itachiego Sakurą, a jest nawet za! Ciężko powiedzieć co tak naprawdę sądzi, przez jego pokerową twarz. Według mnie jest to trochę creepy, rozmawiać z kukłą. Mam na myśli ten brak emocji na twarzy.

    Deidara, to taki mały rozbójnik. Jestem pewna, że pod nieobecność Itasia czegoś narobi. XD

    To co się dzieje z Sasuke... to jest coś strasznego. Psychopata to chyba mało powiedziane. Smutne jest to, że zauważył dopiero teraz, że opuszczenie przez niego wioski faktycznie mogło być błędem... moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem dla niego byłaby śmierć. Nie wiem czy jest coś lub ktoś, kto mógłby go uratować. Nawet Naruto.
    Ja się naprawdę boję w jaki sposób namiesza w relacji Sakury i Itachiego...

    Te memy są naprawdę genialne. Szczególnie te z członkami Akatsuki. Od razu przypomina mi się klimat starego Naruto, gdzie niby w tak porządnej organizacji działy się często jakieś zabawne sytuacje pomiędzy jej członkami, często pokazujące ich napięte relacje, chociaż grali do tej samej bramki XD

    Mam teraz rozsterkę egzystencjonalną. Nie wiem czy mam czytać dalej, czy zostawić sobie cokolwiek na jutro i pójść spać... xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Będzie krótko: kocham twoje ItaSaku.
    I uwielbiam jak opisujesz Sasoriego. Dzięki tym oposiom nie zapominam, że mam do czynienia z lalką, to bardzo dobrze buduje klimat.
    A teraz lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Sayuri7
podstrona