13 marca 2019

16. Danna



Sasuke obudził się wstrząśnięty i zlany potem. Już dawno nie zapadł tak głęboko w sen. Nie miał najmniejszego pojęcia, co działo się wokół niego. Pokój, który zajmował, był pogrążony w mroku. Niedaleko swojego łóżka usłyszał czyjeś kroki. W ciemnym pomieszczeniu ktoś próbował go podejść, okrążyć, zaszczuć. Otworzył gwałtownie oczy i spojrzał na świat przez pryzmat swojego sharingana. Dookoła było całkowicie pusto, nie dostrzegł niczego niecodziennego. Nie zobaczył żywej duszy, jednak kroki nie ustały. Powoli wciągnął powietrze przez nos. Starał się pozostać racjonalny, ale kiedy odległość od niewidzialnego przybysza zmniejszyła się jeszcze bardziej, zerwał się gwałtownie z łóżka. Z jego ciała, na wszystkie możliwe strony, uderzyły błyskawice chidori.
Zaklął pod nosem, kiedy nie dostrzegł wroga. Rozbudził resztę domowników. Słyszał ich podniesione głosy. Niepotrzebne zamieszanie. Dlaczego postąpił tak głupio?
– Sasuke! – Krzyk Suigetsu dobiegł z drugiego końca niewielkiej chaty. Już chciał mu powiedzieć, żeby był czujny, że ktoś musiał go śledził podczas wędrówki z Yuki i teraz atakuje... Ale dostrzegł jego oczy. Nie były fioletowe jak zazwyczaj, przynależne do rodu Hozuki, a niesamowicie czarne. Patrzył w oczy setek poległych Uchiha i dopiero wtedy wstrząsnął nim dreszcz paniki. To nie było normalne. Kiedy towarzysz broni otworzył usta, Sasuke nie usłyszał jego głosu, zamiast niego odzywał się zmarły ojciec.
– Coś uczynił, synu? Nie pragniesz mnie pomścić?
Uchiha krzyczał, nie myśląc nawet, jak nierzeczywiste było to zdarzenie. Wrzeszczał, a błyskawice raniły to, co kiedyś było jego kompanem. Sekundę później do jego uszu dobiegły chaotyczne kroki pozostałej dwójki członków Hebi. Wiedział, że znów zobaczy  czarne oczy Fugaku. Nie chciał w nie patrzeć. Musiał się ich pozbyć.


Sasori nigdy nie lubił Ame-Gakure. Pal licho, że był drewnianą kukłą, bo zaimpregnował swoje ciało wystarczająco dobrze, żeby deszcz nie stanowił dla niego zagrożenia. Chodziło raczej o przyzwyczajenie z dawnych lat. Jako rodowity mieszkaniec Suny nigdy nie potrafił przyzwyczaić się do zbyt dużej ilości opadów. Chyba tak zostanie na zawsze.
Od dobrej godziny był obserwowany przez wszystkowiedzące, oceniające i władcze oczy Konan. Wyglądała na niezadowoloną, gdyż Skorpion zażyczył osobistego spotkania z Liderem. Niezwykle lubił wyprowadzać ją z równowagi.
Miał nadzieje, że Itachi nie zrobi nic głupiego.
Muszą przez chwile zająć się sobą, kiedy Sasori-sensei wykonuje bardzo ważną misję, pomyślał.
– O co chodzi, Akasuna? –  zabrzmiał donośny głos Paina, zanim Sasori zdołał zobaczyć jego sylwetkę.
Ostatnie piętro wieżowca, najwyższego budynku w Ame-Gakure, było całkowicie puste. Szare, betonowe ściany straszyły nijakością. Może jakiemuś pseudo artyście ten industrialny styl mógłby przypaść do gustu, ale on do nich nie należał. Wychodził z założenia, że sztuka nie może być pustką, a pozostawienie pewnej powierzchni czy płótna bez najmniejszej ingerencji nie powinno zostać nazywana dziełem.
Deszcz cały czas wdzierał się do środka przez puste, pozbawione szyb, okna. Z mroku wielkiego, pustego korytarza wyłoniła się sylwetka przywódcy Brzasku. Skierował swoje kroki do tej części pomieszczenia, gdzie dochodził słaby blask żółtej jarzeniówki zawieszonej tuż nad głową Konan.
– Czy możemy porozmawiać na osobności?
Sasori wiedział, że to raczej niemożliwe. Nie potrafił jednak odmówić sobie przyjemności płynącej z ujrzenia, jak na czole ciemnowłosej kobiety pojawiły się poziome zmarszczki irytacji.
– Nie – odpowiedział przywódca Ame.
– Mam mały problem z Deidarą.
Zaciśnięta dłoń Peina uderzyła w skalną ścianę z siłą, o którą mało kto by go podejrzewał. Niestety, na lalkarzu nie wywarło to najmniejszego wrażenia.
– Przychodzisz do mnie, bo nie dogadujesz się z przydzielonym partnerem? Jestem o włos od roztrzaskania ci czaszki.
Tak jakby to coś dało, pomyślał.
– Wysyłał informacje do Iwy – skłamał.
Jego rozmówca zamilkł. Nie mógł nic wyczytać z szarych oczu dowódcy, ale akurat w ich organizacji to żadna nowość.
– Skąd ta pewność?
– Kojarzysz wnuczkę Tsuchikage? Nijaka Kurotsuchi, jego znajoma jeszcze z czasów, kiedy nie należał do organizacji. Początkowo nie skojarzyłem faktów. Widziałem ich razem ponad rok temu. Myślałem, że znalazł sobie panienkę, ale ostatnio znów ją zobaczyłem. Dwa i dwa daje cztery.
Lider uciszył go gestem ręki.
Jakiż ten człowiek jest nudny, westchnął w myślach.
– Co z nią?
– Pozbyłem się problemu.
– Po co w takim razie przychodzi do mnie? – zapytał zniecierpliwionym głosem. Oczy Konan przez sekundę złagodniały i spojrzała na niego wzrokiem pełnym obawy.
– Ponieważ mogę sobie zabić jakiegoś pionka z Iwy, nawet wnuczkę kage i tobie nic do tego. Myślę jednak, że powinieneś wiedzieć dlaczego zamierzam zgładzić jednego z naszych.
– Ty zgładzisz?
– Oczywiście. Odpłacę mu za lata doprowadzania mnie na skraj wytrzymałości. Tylko ja wiem, gdzie go ukryłem.
Pain patrzył na niego chwilę w ciszy. Sasori był zbyt stary i doświadczony, żeby bać się kogoś niezrównoważonego psychicznie. Jednak pozbycie się Deidary bez jego wiedzy, kiedy organizacja wisiała na włosku, nie było mądrym posunięciem.
– Niech tak będzie.
I po co było te całe przedstawienie?


Powieki młodzieńca delikatnie zadrżały, choć nadal się nie uniosły. Jasne włosy spadały grubymi puklami na jego plecy i tors. Były bardzo długie, o miodowym odcieniu żółtego. Kołysały się lekko wraz z ruchami ciała zakutego w okowy. Mizerny wzrost postaci przyniósł jej większe cierpienie – nie dosięgał kolanami ziemi i podtrzymanie całego ciężaru spoczęło na nadgarstkach. Spod grubych, żelaznych kajdan powoli spływały krople krwi. Mimo braku świadomości, ciało mężczyzny wydawało się nie wytrzymywać narzuconego obciążenia. Jego smukłe ramiona przywodziły na myśl kości. Czarny płaszcz Brzasku zdawał się całkowicie go pochłaniać.
Łańcuchy przytwierdzone do kajdan otarły się o siebie z głuchym skowytem żelaza. Postać zachwiała się nieco gwałtowniej, a wrogie syknięcie wyleciało z jej ust, kiedy powoli zaczął odzyskiwać świadomość. Rany na nadgarstkach paliły żywym ogniem. Wyprostował nieco swoją sylwetkę i poczuł jak kości w jego kręgosłupie się przemieszczają. Towarzyszył temu upiorny ból i obrzydliwe wrażenie poruszających się kręgów. Spod gęstych włosów spoglądały błękitne oczy, barwą przywodzące na myśl wodę. Były rozszerzone, jednak nie ze strachu, tylko wściekłości. Patrzył przed siebie wzrokiem, w którym tkwił obłęd.
W uszach słyszał nieprzyjemny szum. Jego ciało drżało i chwiało się raz za razem. Nadgarstki piekły niemiłosiernie, jednak to było potrzebne – ból przywracał świadomość.
Nie potrafił w to uwierzyć. Sześć lat poświęconych Brzaskowi zaprowadziło go do tego miejsca. Oddał życie, przyjął obcy cel, zmienił ideologię, aby skończyć w ten sposób?
Poczuł nagłe ukłucie w skroni. Instynktownie chciał przyłożyć do nich dłonie, jednak żelazne okowy skutecznie go powstrzymały. Tępy ból utrudniał mu myślenie.
Uchiha! Na pewno on za wszystkim stoi! Gnida, śmieć, ojcobójca.
Deidara nienawidził go z całego serca od chwili, gdy po raz pierwszy ujrzał czerwone oczy diabła. Nigdy wcześniej nie pragnął niczego bardziej niż wtedy, nigdy nie zazdrościł aż do bólu. Za każdym razem, gdy nawiedzał go ten przeklęty, krwisty wzrok, coś głęboko w nim płonęło – zżerało go od środka. Potomek Iwy zapragnął mocy znajdującej się poza jego zasięgiem. Potęgi, która krążyła jedynie w żyłach mściwego klanu Konohy.
Z trudem przypominał sobie ostatnie wydarzenia. Pamiętał wściekłość, która wypełniała każdy zakamarek jego ciała, kiedy Uchiha dostał to, na co Deidara polował.
Różowa dziewczyna, przypomniał sobie.
Mężczyzna ryknął przez zaciśnięte zęby i z opóźnieniem zauważył jak łuna światła wypełniła przejście. Ktoś zbliżał się powoli. Pierwszym, co ujrzały młode oczy, był mały płomień, żarzący się za szklanymi ściankami lampy. Ręka ją trzymająca miała długie palce, a na kciuku prawej dłoni spoczywał pierścień Brzasku. Goyoku – Król.
– Danna! – krzyk wydobył się z krtani blondyna. Pobrzmiewało w nim uwielbienie do swojego mentora.
W tej samej sekundzie w nikłym blasku lampy ujrzał rude włosy mistrza.
– Co to za cholerny żart, un! Wcale mi się nie podoba, Hidan przesadził – mówił z wyrzutem, jednak po części rozbawiony. Jakby ktoś zrobił mu kawał, nieprzyjemny, ale całkiem śmieszny.
Skorpion milczał, wpatrując się w twarz swojego samozwańczego ucznia. Maska wykonana z drewna nie potrafiła niczego wyrazić. Deidare przeszedł dreszcz.
– Danna?
– Nie bądź taki niecierpliwy – Akasuna umieścił na stole niewielkie zawiniątko. Głos rudego mężczyzny dudnił w uszach blondyna. Pamiętał ten ton z obserwacji Sasoriego podczas jego badań. W ten sposób zwracał się do przyszłych ofiar.
Dopiero wtedy przypomniał sobie ostatnią walkę i głupkowaty uśmiech momentalnie zszedł z jego ust. Deidara z trudem przełknął ślinę. Cała sytuacja zmierzała w niebezpiecznym kierunku.
– Nawet ciebie ta gnida zdołał omotać?! – Wrogi charkot wypełzł z jego gardła.
Brązowe oczy patrzyły w jego kierunku.
– Popadasz w paranoje – szepnął, dobywając w dłoń strzykawkę. Ciecz w niej miała trudną do określenia barwę. Sasori podszedł do Deidary i łapiąc go za włosy, odgiął jego głowę. W jego rękach tkwiła nieludzka siła. Mieszkaniec Iwy nie potrafił uciec od żelaznego uścisku mistrza. Czuł jak drobna igła wdarła się pod jego skórę na szyi i wbija głęboko. Pieczenie trwało kilka sekund, jednak natychmiast ogarnęło całe jego ciało.
– Jak mogłeś nabrać się na jego sztuczki? Danna! Dlaczego broniłeś tej dziwki z Konohy?
– To już nawet nie jest zabawne – westchnął.
– O czym mówisz? Byłem ci wierny do samego końca, a ty przeszedłeś na jego stronę! – krzyczał.
– Zawsze po niej byłem. Ty żałosna istoto! Wymyśliłeś sobie, że pośród morderców znajdziesz rodzinę. Jesteś śmieszny, nadal myślisz jak dziecko i w ten sposób się zachowujesz. Dawno powinieneś wyrzucić ze swych myśli nic nie warte mrzonki.
– To Uchiha cię kontroluje. Jesteś jego marionetką i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy, un!
Jasne oczy Deidary wpatrywały się w postać stojącą pod ścianą. Z ust blondyna wypłynęła struga gęstej krwi. Czuł, jak rzęski stają się ciężkie od łez. Zaczął kaszleć i nie potrafił przestać. Trwało to sekundy, minuty lub godziny. Nie potrafił określić czasu.
– Nikt mnie nie kontroluje, głupie, zagubione dziecko.
Lalkarz ukląkł przy skutym mężczyźnie, a jego ręka pogładziła go po bladym policzku. Jasne włosy były ubrudzone czerwonymi plamami.
– Ty naprawdę w to wierzysz – powiedział wstrząśnięty i rozbawiony.
– Danna, czemu mnie zdradziłeś?
Oczy czterdziestoletniego mężczyzny były nieruchome tak, jak za każdym razem.
– Ubzdurałeś sobie, że komukolwiek na tobie zależy. Jeśli chodzi o Itachiego, to łączy nas więź shinobi, której ktoś taki jak ty nigdy nie pojmie. Twoje okrzyki i gburowaty charakter świadczy jedynie o słabości. Nie zasługujesz na życie.
Oczy Deidary przybrały zagubiony wyraz. Miał dwadzieścia dwa lata, jednak wyglądał o wiele młodziej.
Nagle wstrząsnęły nim spazmy bólu, krzyk rozdarł jego gardło. Krew sączyła się z nosa i spływa do ust. Dusił się nią.
–  Dziecko wysłane w dorosły świat – westchnął Akasuna patrząc na młodzieńca z Iwy. – Niektórzy ludzie po prostu się do tego nie nadają.
Deidara nie ma sił na słowa. Głos utkwił mu w krtani. Usta chciały ciskać przekleństwa, jednak był zbyt słaby. Twarz ubrudzona czerwonymi plamami wyglądała jeszcze mizerniej. Deidara się dusił, a mistrz, którego podziwiał latami, stał zaledwie dwa metry dalej.
Trucizna krążyła w jego żyłach. Nie wiedział, co dokładnie powodowała, jednak nawet przez sekundę się nad tym nie zastanawiał. Właśnie umierał. Wargi miał wciąż rozchylone, płaczliwie próbował chwytać powietrze, które jednak za każdym razem ulatywało. Wydawało mu się, że gardło zacisnęło się całkowicie. Oczy łzawiły cały czas, wszędzie widział czerwień. Czuł słodki zapach krwi i jej metaliczny smak. Nie potrafił dłużej wytrzymać bez zaczerpnięcia tchu. Oczy zaszkliły się jeszcze bardziej, a jego ruchy stopniowo stawały się coraz bardziej powolne.
Danna.
To prawda, chciał znaleźć rodzinę, przez krótką chwilę do kogoś należeć. Próbował wyciągnąć dłoń w kierunku postaci pod ścianą, która nie patrzyła w jego stronę. Nie mógł nawet się pożegnać. Po sekundzie jego ciało opadło bezwładnie.
Długie pozostawione w nieładzie blond włosy chłopca straciły swoją miodową barwę, ubrudzone mieszaniną krwi, śliny i łez. Błękitne oczy patrzyły przed siebie pustym wzrokiem. Nie przywodziły już na myśl wody. Stały się nieruchome, a woda nigdy nie ustaje, nie czeka.
Sasori schował strzykawkę na swoje miejsce, a zawiniątko wsunął do kieszeni płaszcza. Od początku był pewien, że chłopak po wstąpieniu do Akatsuki nie będzie żył długo. Chwycił w dłoń na wpół wypaloną lampę i wyszedł z pomieszczenia. Ostatni blask świecy padł na pierścień Brzasku znajdujący się na palcu wskazującym prawej dłoni Deidary, Ao – błękit. Shinobi bardzo szybko pozbywają się dziecięcych snów, są jednak pośród nich wyjątki. Ludzie, wierzący w rzeczy nie do spełnienia, są z góry skazani na zagładę.
Wiedziałem, że chłopak umrze młodo.


✧✦✧✦

Kolejny rozdział za nami. Niestety brak głównych bohaterów, ale jakoś to przebolejecie ^^

Przepraszam wszystkich, którzy kochają Deidarę. Już na początku zaznaczyłam, że będę bawić się bohaterami i ich losami (nawet uśmiercać), więc zażalenia to nie do mnie :3

Buziaki~

12 komentarzy:

  1. Czyżby Sasuke cierpiał na jakąś chorobę psychiczną? A może to efekt uboczny stosowania Sharingana w Twojej interpretacji? Mam nadzieję, że to się wyjaśni. I jeszcze kwestia Suigetsu i innych członków Hebi - żyją? nie żyją? a może to był sen Uchihy? Tyle pytań po kilku akapitach ;)

    Jedyny zgrzyt, to kwestia zabicia wnuczki Tsuchikage. Taka informacja powinna się rozejść, jak świeże bułeczki po świecie shinobi. Nie wierzę, że Pain nie dowie się prawdy - co wtedy zrobi Sasori? A może dla pewności zabił tę dziewuchę? [Swoją drogą nie darzę jej sympatią]

    Lubiłam Deidarę, ale nie mam nic przeciwko zabiciu go - ot, pionek w sprawnych rękach Sasoriego. Chciałoby się rzec, że marionetka, za której sznurki pociągał ;) Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie trochę więcej wątku głównego, czy też raczej głównych bohaterów :D Czekam też na konfrontacje rodziny Uchiha, ale nie powiem, mam nadzieję, że wynik walki będzie bardziej satysfakcjonujący niż w kanonie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że wróciłaś moją uwagę na wątek z Kurotsuchi. Napomknę o tym w następnym rozdziale cosik. Jeśli chodzi o Hebi, to wszystko się wyjaśni, możesz być pewna. Co do głowy Sasuke, to chyba widać, ze chcę zrobić z niego obłąkanego. Trochę za sprawą sharingan, trochę dlatego, że nie potrafi udźwignąć prawdy o swoim klanie i bracie.

      Buziaki~

      Usuń
  2. Za krótko! Za krótko! :<
    Aczkolwiek rozdział potrzebny, nie powiem, że nie! Teraz wiemy już, że Sasuke jest zdrowo trzaśnięty i jeśli dalej tak pójdzie, zacznie wyrzynać każdego, kto wejdzie mu w drogę. Tymsamym coraz bardziej boję się o to, co będzie.

    No bo jak to mówią, pierwsze morderstwo najgorsze. A potem już z górki... xD
    Obawiam się, że zabijanie może zanadto Ci się spodobać. A wtedy biada Nam, biada Im, biada tej historii xD

    Nic więcej nie piszę, tylko czekam!
    Czekam na więcej :>

    Pozdrawiam!
    T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, nie zamierzam rzucić się z nożem (piórem) na nich i wszystkich wybić xD Chociaż, kurde, myślę o śmierci jeszcze dwóch postaci spoza głównego wątku, ale to jeszcze nic pewnego.

      <3

      Usuń
  3. O fuck, nim zdążyłam tu wpaść z komentarzem, ty już zdążyłaś napisać 3 rozdziały, a z miesiąc mnie tylko nie było. XD Niezłe tempo, zazdroszczę. Ja miałam wstawić rozdział wcześniej, a i tak wyjdzie jak zawsze. :P

    No dobra, spróbuję tutaj podsumować poprzednie dwa rozdziały i ten właśnie.
    Bardzo mi się podoba relacja między Sakurą a Sasorim, który rzeczywiście stał się dla niej mistrzem, dającym jej dobre rady. W końcu ninja nie powinien pokazywać ludziom swojego sposobu walki i tego, nawet tym, którym ufa, bo potem się może na tym przejechać. Dobrze, że jej to uświadomił, bo nie wiadomo, czy sojusznik nie stanie się kiedyś naszym wrogiem.

    Tsunade coraz bardziej mnie irytuje. Błagam, zabij ją w końcu. XD Serio się nie spodziewałam, że u kogokolwiek będę prosiła o coś takiego, a tu proszę. Pierwszy raz mi się to zdarza. ^^
    Ta baba to straszna małpa. Bo niby się nie można przyjaźnić z kimś starszym, od razu to musi być romans? I jeszcze chce się pozbyć Sakury. No po prostu... eghh... Ogólnie to słyszałam takie powiedzenie, że jak ktoś ciągle musi powtarzać, że jest jakimś przywódcą, w przypadku Tsunade Hokage, to w rzeczywistości jest gównianym przywódcą, skoro musi o tym przypominać swoim ludziom. Ja też, Kakashi, ja też bym wolała, żeby była ona martwa. Jest nas już dwójka.

    No wiedziałam, po prostu wiedziałam, że Deidara to psychol i oczywiście miałam rację. Dobrze, że Sasori sobie z nim poradził.

    Parsknęłam śmiechem, kiedy Sakura powiedziała Itachiemu, żeby się walił. Hyhyhy... Mam atak fangirlu. XD Uwielbiam tę scenę między nimi. Teraz Itachi wie, że Sakura się go w ogóle nie boi. No i ten pocałunek... :D Aż zapiszczałam. :P

    Czyżby kolejny psychol w opowiadaniu, tym razem Sasuke? Nie ma to jak zwidy i omamy, co nie?

    W końcu, no nareszcie! Nie ma tego psychola, którego nie lubię u ciebie w opowiadaniu. Dobrze, że Sasori pozbył się Deidary. Teraz jeszcze niech tylko Kakashi spróbuje zdobyć serce Tsunade, tak jak to zrobił z Rin. :P
    Pozdrawiam ciepło i przepraszam za tak długą nieobecność. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahhahaha, wróciłam z dawnym rytmem (do czasu) i się rozszalałam. Nic nie szkodzi Eleine-chan. Sama przecież swego czasu miała tyle blogów do nadrobienie. Szczerze mówią, to nadal nie przeczytałam Wszystkiego, co napisał Niebieski Dzwoneczek, ale ciiii, kiedyś to nadgonię.

      Sasori jest taki achhhh! Uwielbiam o nim pisać. Bardzo mi pasuje "takie" poczucie humoru. Trudno mi je określić. Może trochę sarkastyczne i takie przewrotne, lubi szydzić i drwić z ludzi. Podoba mi się bardzo. Szczerze, to jest w nim trochę mojej osoby. Uwielbiam czarny humor i takie aroganckie żarty (na szczęście wszyscy z mojego otoczenia traktują to z przymrożeniem oka).

      Tsuande jest trudna w odbiorze, prawda? Ale właśnie taka miała być. Nie wszyscy ludzie są dobrzy. Nie do każdego trafiają rozsądne argumenty. Niektórzy myślą tylko o sobie. Zobaczymy, co się z nią stanie.

      Oczywiście, ze Deidara jest psycholem. Trochę smutno, ze go uśmierciłam, bo uwielbiam szaleńców (<3), ale tego wymagała sytuacja.

      "Wal się" było mistrzowskie! Sama nie mogłam się śmiać, kiedy to pisałam xD

      Buziaki~

      Usuń
  4. Całkowicie wybaczam brak głównych bohaterów, czytało się jak zawsze cudownie! :)

    Sasuke zaczyna odwalać, wyczuwam że będzie konfrontacja Sasuke-Sakura-Itachi. Może Sasuke będzie chciał zabić Sakurę, a Itaś ją bronić? Hmmm :D

    W pewnym momencie nawet mi się zrobiło szkoda Deidary, opis tej sceny to 10/10. Chłopak po prostu trafił w niewłaściwe towarzystwo xd

    Z niecierpliwością czekam na następne rozdziały! <3
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, tak bardzo się cieszę, że scena się podobała <3 Wspominałam o tym kilkukrotnie (ale wiem, ze nie każdy czyta wszystkie info lub komentarze, dlatego mówię znowu i znowu xd) to druga wersja "Odnajdź mnie w mroku". Pierwszą pisałam lata temu. O ile większość rzeczy zmieniłam, nadałam postaciom nową głębie etc., to ta scena jest niemal nie zmieniona. "Danna" zostało napisane ok. 2014 roku i już wtedy było mistrzowskie. Przynajmniej w mojej opinii. Teraz, wracając do tego rozdziału, doznałam nie małego szoku. Nawet nie miałam świadomości, że pierwotne opowiadanie było tak... Brutalne. Większość rozdziałów była w tym stylu. A zamiast niezrównoważonego psychicznie Sasuke był Itachi, który słyszał głosy... Ale to nie ważne, to było inne życie. Poprzednio opowiadanie było dużo bardziej krwawe, to prawda, ale równocześnie pseudo wyniosłe i patetyczne. Teraz, moim zdaniem, jest dużo lepsze. Bohaterowie wydają się bardziej ludzcy. Może, kiedy najdzie mnie jakiś sentymentalny nastrój, opublikuje jakąś część pierwotnego opowiadania ^^

      Dziękuję za komentarz~

      Usuń
  5. No nie wierzę... Przeczytałam ten rozdział jakoś tydzień temu i nie zostawiłam komentarza... Przepraszam! Coś musiało mnie odciągnąć. A teraz wchodzę żeby zobaczyć czy na niego odpisałaś a tu zonk - nie ma komentarza. Więc do rzeczy!

    Sasuke robi się mocno creepy! Najwyraźniej nie chce już zabić Itachiego, ale cała sytuacja tak mu się na psyche rzuciła, że nie zdziwiłabym się gdyby próbował, w szale zabijania wszystkiego co się rusza...

    Uwielbiam ten "brak emocji" Sasoriego. Trochę tak jakby był najbardziej doświadczony i najbardziej inteligentny i po prostu wszystkich przejrzał - doskonale wie z kom się najlepiej trzymać, kto jak skończy, jest takim cichym obserwatorem. Podoba mi się w ogóle jego postać tutaj. Jest taki niby bez uczuć, ale jednak jakąś więź z Itachim i Sakurą ma. Może nie superemocjonalną, no ale jednak jakąś.
    Nie spodziewałam się, że Deidara tak skończy, zaskoczyłaś mnie, ale jednak ulżyło mi. Bałam się, że jeszcze jakoś namiesza.
    No, to chyba wszystko ode mnie, trzymaj się i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten rozdział i kolejny przeczytałam już wtedy w nocy z niedzieli na poniedziałek, ale odpuściłam sobie komentowanie, bo już już naprawdę musiałam iść spać. XD
    Próbowałam już w poniedziałek coś tu napisać, ale cały czas przerywano mi tę czynność albo nie miałam na to czasu. Ale już jestem.

    Bardzo, ale to bardzo podoba mi się twój Sasori. Jako swego rodzaju mistrz, autorytet dla wszystkich. Ma bardzo fajny sposób wypowiedzi, po którym widać, że jest nieco starszy od reszty. Świetnie to kontrastuje z jego wyglądem i przypomina, że nie mamy do czynienia z podlotkiem. Do tego jako "stary" człowiek, robi to, co on chce, a nie to co inni mu każą.
    Sprytnie wymyśliłaś to z tą Kurotsuchi, w sumie ją lubiłam, ale tutaj nie odgrywa jakiejś znacznej roli, więc niech idzie w cholerę. Rozbawiło mnie stwierdzenie Sasoriego, że naiwny Deidara myślał o znalezieniu rodziny wśród morderców, a można by rzec, że Sakura właśnie ją tam odnalazła.

    Okrutna była śmierć Deidary. Widać, że Sasori chciał mu w końcu odpłacić niezbyt łagodną trucizną. Najważniejsze jest jednak to, że nie będzie stawał na drodze miłości Itachiego i naukom Sasoriego, ha!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, dzień dobry! Dopiero dziś zobaczyłam Twój komentarz i zrobiło mi się bardzo miło... A potem zobaczyłam, ile wcześniej napisałaś i normalnie szczęka mi opadła xD Tak bardzo dziękuję za tyle komentarzy niemal pod każdym rozdziałem. To niesamowite, że chciało Ci się poświęcić na mnie tyle czasu QQ

      Co do śmierci Deidary, to ogromnie się cieszę, że wyszła okrutnie. Chciałam wprowadzić nieco mroku ;3
      Trafne stwierdzenie, że Sakura wśród morderców odnalazła rodzinę. Nie spojrzałam na to z tej strony.

      Dziękuję bardzo za każde napisane słówko i ślę całuski~

      Usuń
  7. Tak bardzo lubię twojego Sasoriego. Z jednej strony śmieć Deidary była straszna, z drugiej - zasłużył sobie. :D
    I interesuje mnie wątek Sasuke - cierpi na jakieś problemy psychiczne? o.O Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Sayuri7
podstrona