6 marca 2019

15. Wybuchowy problem

Dla Temiry

– Konichiwa. – Po raz trzeci odkąd wszedł do siedziby Kage usłyszał pokorny głos i, jak miał to w zwyczaju, odpowiedział nieznacznym skinieniem głowy.
– Konichiwa, Hatake-sama. Hokage-sama zaraz pana poprosi – odezwała się cichym głosem kobieta za małym biurkiem. Przestrzeń na nim była lepiej zorganizowana niż całe jego życie. Miała średniej długości czarne włosy i ciemne oczy. To nic wyjątkowego, Konoha była pełna takich ludzi. Gdyby nie kolor czupryny odziedziczony po ojcu byłby jednym z cieni wioski.
Jej postawa go drażniła. Shizune wiedziała, że na nią patrzył. Czuła denerwujące mrowienie na całym ciele. Pod ciężarem jego oczu zmieszanie kobiety przybierało na sile. Starała się czym zająć, jednak już dawno przejrzał ją na wylot. Była odpowiedzialna, obowiązkowa, rozsądna i strasznie wstydliwa. Jej normalność była irytująca.
Podpora Kage, pomyślał z drwiną. Czy w ogóle masz jakąś osobowość? W czym niby miałabyś być lepsza od Sakury?
Drzwi od gabinetu uchyliły się z głośnym skrzypnięciem.
– Możesz wejść, Kakashi – zakomunikowała Tsunade.
Brunetka po trzydziestce odetchnęła nieznacznie.
Irytujące.
Pomieszczenie było jasne i zawalone stertą dokumentów. Hokage przeglądała jeden z nich i nawet nie zaszczyciła go przelotnym spojrzeniem. Poczuł się jak intruz.
– Domyśliłeś się?
Mógł udawać idiotę i grać, tylko czy to miało jakiś sens? Gdyby nie dostał listu, czułby podświadomie, że coś jest nie tak i Sakura nie zaszyła się pod ziemię bez chociażby pojedynczego słowa wyjaśnienia. Nie mógł powiedzieć jej o wiadomości, to oczywiste. Musiał rozegrać to właściwie, żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń Kage.
– Nie chciałem wypytywać przy Naruto. Wpadłby w panikę.
Blondynka zlustrowała go uważnym spojrzeniem.
– Dobrze zrobiłeś. Wiesz cokolwiek?
– Ostatnio rozmawiałem z Sakurą przed ostatnią misją. Jakieś dwa tygodnie temu. To niepokojące, że nie zostawiła nawet słowa.
Jasne oczy Tsunade obserwowały go uważnie.
– Czy wyczytałeś cokolwiek z jej wspomnień, kiedy ostatnio pojawiła się w wiosce?
Och, nie ładnie szpiegować. Nie dowiedziałaś się tego od nas.
– Niestety nic. Bariera była dużo silniejsza niż połowiczna moc mojego sharingan.
– Akatsuki mogło się nią zainteresować. Dostaniesz drużynę i wyruszysz na poszukiwania. Nie możemy pozwolić, żeby wyciekły jakiekolwiek informacje dotyczące wioski.
– Czy nie ma nałożonego jutsu? Nie może powiedzieć nawet słowa.
Od lat na każdego mieszkańca wioski powyżej rangi chunnina nakładano ochronną technikę. Miała zapobiec wypłynięciu ważnych informacji.
Uciszyła go gestem dłoni.
– Można to obejść, zwłaszcza przy pomocy sharingan. Odeszła ze szpitala, może to być jedynie zbieg okoliczności lub celowe zagranie.
– Myślę, że gdyby coś planowała, to nie chciałaby wzbudzać podejrzeń. Jest na to zbyt inteligentna.
– Coś w tym jest.
– Mogę spytać dlaczego akurat ja mam jej szukać?
Wcześniej, przez tę parę lat, kiedy obydwoje byli w wiosce, nie przydzielano im wspólnych wypraw. Co prawda, w ciągu ostatnich kilku miesięcy spędzali wspólnie więcej czasu, ale nadal omijały ich misję. Nie chciał myśleć, że nie uszło to uwadze Hokage. To było niepokojące. Miał nadzieję, że żadna ważna informacja nie doszła do ich wścibskich uszu.
– Masz obsesje na punkcie tej małej. Puszczę to w niepamięć, ale twoje zainteresowanie nią nie może zaważyć na misji.
Świat zawsze był wrogi, czy już o tym zapomniał? Wcześniej nawet przez myśl mu nie przeszło, że osoby poboczne mogły odebrać ich relacje w podobny sposób.
Powstała nowa plotka?
Zadziwiające ile w niej było prawdy, jeśli wziąć pod uwagę jego odczucia. Ciekawe czy ludzie szeptali o ich rzekomym romansie, czy przeklinali jej imię?
– To przyjaźń.
– Z różnicą dziesięciu lat? – niemal wykrzyczała. – To przepaść. Przychodzi mi na myśl jedynie jedna rzecz, którą moglibyście wspólnie robić. – Na jej usta wypełzł okrutny uśmiech.
– Zrozumiałem. Czy to wszystko?
– Jeśli nie będzie innej możliwości musisz się pozbyć dziewczyny. Jej ciało zdradza zbyt wiele tajemnic.
– Jak to, Tsunad-
– Jestem twoim Hokage – przerwała mu. –  To rozkaz. Mam na myśli sytuację, kiedy okaże się, że jest w rękach Akatsuki i nie ma innej możliwości.
Nie mógł zrozumieć, kiedy stała się tak żałosną wersją siebie. Nie potrafiła udźwignąć narzuconego brzemienia i pozwoliła, żeby pozycja ją zmieniła.
– Tak jest.
Otworzył pośpiesznie drzwi. Shizune wstała przestraszona jego gwałtownością. Mówiła coś, najpewniej się z nim żegnała. On jednak nie słuchał.
Zmarli się nie zmieniają, pomyślał gniewnie, wspominając dawną drużynę.  Zmarli cię nie zdradzą. Chyba wolałbym, żebyś była martwa, Tsunade.



Może dla wprawionych oczu anbu wyłapanie jakiegokolwiek ruchu byłoby łatwe, wręcz banalnie proste. Wystarczyłby niepozorny i zwyczajny gest, który mógł być początkiem formowania pieczęci. Albo przyspieszone bicie serca, które dotarłoby do ich czułych uszu, mimo że przeciwnik znajdował się kilkadziesiąt metrów dalej. Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że mogę stać się jedną z nich. Nawet dziecięce marzenia nie są tak głupie.
Wybuch był ogłuszający i jasny, jakby słońce spadło z nieba i rozlało się na świat. Dookoła było biało, promieniście. Nie słyszałaś własnego oddechu, wszystkiemu towarzyszył okropny pisk wwiercający się w sam środek głowy. Próbowałaś przyłożyć dłonie do uszu, jednak nie potrafiłaś ich odnaleźć. Chyba je czułaś, ale w tej jednej chwili nie wiedziałaś, co było prawdą, a co wytworem bieli. Czy nadal byłaś sobą, czy stałaś się już jej częścią?
Medyk, który nie wie czy nadal żyje. Los lubi grać, nam shinobi, na nosach.
Czerwone kosmyki drgały poruszane gwałtownymi podmuchami.
Co robi wiatr w zamkniętym pomieszczeniu? To takie głupie.
Skąd wzięły się włosy koloru ognia tuż przed twoją twarzą?
Kiedy rzeczy odzyskały swoje kontury i kształty, coś wybuchło ponownie i towarzyszył temu nieludzki krzyk przepełniony wściekłością. Nie umiałaś rozpoznać głosu, który zlewał się w zwierzęcy jazgot. Zaczęło brakować ci tchu, ale jasność nie przestała cię przytłaczać. Czerwone włosy uniosły się nieco w górę, a przed oczami widziałaś coś szerokiego, co całkowicie zakryło twoją twarz. Czułaś ucisk, kiedy obce dłonie złapały twoją głowę po obu stronach. Nie próbowały skrzywdzić, a zdawały się zamykać w bezpiecznym kokonie. Po chwili wszystko ucichło, a ręce znalazły się na ramionach i szarpały nimi jak bezwładną lalką.
– Dziecko, ocknij się.
Zaraz potem dotyk znikł. Uświadomiłaś sobie, że to było ciało Sasoriego, kiedy stanął na równe nogi, a z jego długich palców wyleciały nici chakry. Podchwyciły wszystkie dostępne kukły, których nie pochłonęła jasność i skierowały je w stronę przeciwnika. Przez ułamek sekundy dostrzegłaś Deidarę, a każdy oddech wprawiający w ruch jego ciało, jakby sprawiał mu ból. Otworzył usta i dziki jazgot znów uniósł się w powietrzu.
– Zniszczę cię, kurwa! – krzyczał. Z łatwością omijał wszystkie marionetki Sasoriego.
No tak, przecież są towarzyszami broni. Zna jego ruchy.
– Nie ma tu wielkiego pana Uchiha, więc jesteś na mojej łasce!
Uświadomiłaś sobie, że słowa kierował do ciebie, a każdy z jego ataków miał zranić twoje ciało. Jednak lalkarz skutecznie zagradzał mu drogę.
– Odejdź Danna, to ja muszę zerwać ten kwiatuszek!
Akasuna to mistrz w swoim fachu i nie tak łatwo było iwijczykowi przejść przez jego obronę. Sasoriego nie otumaniła jasność, bo nie był człowiekiem – nie w pełnym znaczeniu tego słowa. Powoli wszystkie myśli w twojej głowie układały się w jedną całość. Przyparta do ściany pokoju (albo tego, co z niej zostało) poczułaś pod palcami kształt zwoju. Podniosłaś go i mrużąc oczy z trudem przeczytałaś Sanako.
Oby to była jedna z twoich zabawek.
Popchnęłaś zawiniątko, trzymając za wstęgę u końca zwoju, a obok pojawiła się kukła kobiety odziana w czarne kimono.
– O proszę, jednak jest z ciebie jakiś pożytek – prychnął cicho Skorpion.
Ten jego sposób na rozmawianie z ludźmi, westchnęłaś.
Przyjął z wdzięcznością ofiarowaną pomoc, łapiąc ją nićmi chakry. Kukła wzbiła się w niebo, a z jej ust i dłoni spadł deszcz zatrutych senbo, przed którymi Deidara nie potrafił się obronić. Przemykał po pokoju, ale igły uderzały w jego ciało raz za razem. Zachwiał się i kolejny ryk wypłynął z jego ust. Brzmiał jak wielkie zwierze, które ktoś próbuje uśpić.
– Danna, oddaj mi ją po dobroci. Jeśli ktoś może ją zniszczyć, to tylko ja, a nie ten cholerny dupek!
Chwilę później upadł na kolana, a jego oczy zasnuły się delikatną mgłą. Umysł powoli odpływał i tylko ciało nie mogło pogodzić się z zakończeniem walki. Wymachując niezgrabnie rękoma osunął się twarzą ku ziemi.
– Co to miało być? – spytałaś po paru chwilach ciszy. Myślałaś o sekundach, ale trwaliście w szoku parę minut.
– Dziecko, żebym ja to wiedział. Dziwię się, że nie pobiegłaś do niego w pierwszej kolejności, żeby sprawdzić puls lub rozpocząć leczenie.
– Jeżeli dobrze zrozumiałam, to on chciał mnie zabić, człowieku! Szczerze, niech się pierdoli.
Jego klekoczący śmiech zabrzmiał ci w uszach.
– Deidara zawsze miał jakieś utarczki z Itachim. Może w tym należy szukać przyczyny.
Zaczęłaś się śmiać, nie zważając na ciało leżące nieopodal. I bez tego sytuacja była irracjonalna.
– Hm? Ty też masz coś nie tak z głową?
– Nie, po prostu nigdy nie skojarzyła bym cię z obrońcą bezbronnych kobiet.
– Jesteś moim uczniem. Nie po to przekazuję wiedzę, żeby uleciała wraz z twoją szybką śmiercią.
Dlaczego on potrafił powiedzieć to bez zająknięcia i z taką pewnością siebie, a Tsunade i twoja matka miały cię za pyłek, który można strącić z dłoni?



Bogowie, kim ja jestem?
Bo na pewno nie sobą – człowiekiem, który wybił większość krewnych i stał się postrachem wiosek jeszcze przed dwudziestym trzecim rokiem życia. A teraz biegł, jakby goniły go wygłodniałe wilk. Jednak na końcu drogi nie czekał bezpieczny dom, w którym mógł się skryć, a rozpadająca rudera na drzewie.
Dostał lakoniczny list od Sasoriego, w którym opisywał, że muszą zmienić kryjówkę. Wezwał Itachiego na pomoc tylko ze względu na Deidaryę którym lalkarz musiał się zająć. Itachi pędził, jakby goniła go sama śmierć.
Łatwo dostrzegł różowe włosy w oddali. Przebijały się przez skupiska liści. Nie mógł jednak wyczuć sygnatury jej chakry i energii życiowej. Najpewniej Sasori nauczył ją blokować ten irytujący podpis każdego shinobi. Stała blisko Akasuny, dłońmi ściskając paski swojego plecaka. Zupełnie jakby czuła potrzebę bycia tuż nieopodal jego sztucznego ciała. Sunijczyk powitał go kpiącym uśmiechem.
– Ten dzieciak zawsze stwarzał problemy
– Nie obudzi się? – zapytał Uchiha.
– Uśpiłam go. Przez dobę nie odzyska przytomności  – powiedziała cicho.
– Zabierz stąd Sakurę. Gdyby Deidara tak po prostu zniknął, mielibyśmy niemałe problemy –  westchnął Sasori. Powoli pochylił się nad nieprzytomnym ciałem. – Pain na pewno by go szukał.
– Co zamierzasz? – zapytał Itachi.
– Mam plan.
Dziewczyna złapała Skorpiona za poły płaszcza, powstrzymując przed zrobieniem kroku.
– A co z moim treningiem?
– Przygotuj pomieszczenie laboratoryjne, wykorzystując to, co zabrałaś. Niedługo się zjawię.
Podróżowali ponad godzinę. Itachi milczał, prowadząc ją wśród gęstego labiryntu drzew. Sakura także nie była zbyt rozmowna. Mimo że jej ciało nie ucierpiało w najmniejszym stopniu, to nadal przeżywała atak Deidary.
Brunet przystanął przed niewielkim zagajnikiem ze świeżo wyciętymi drzewami. Zamknął oczy, a w umyśle stanął przed nim młody chłopiec z anbu Konohy i w sekundę skopiował jego jutsu. Drewniany dom  pojawił się znikąd, kiedy Itachi wykorzystał technikę Pierwszego, którą posługiwał się także Tanzo. Niewielki, parterowy budynek skrył się wśród koron drzew.
– Wiedziałem, że tak będzie. Nie mam prawa żądać żadnej więzi. – To nie brzmiało dobrze. Przez całą drogę układał wielkie przemowy, które miały nią poruszyły. Zrozumiałaby wspólny błąd i zgodziła na odseparowanie. W jego głowie to było takie proste. Sam skrzywił się na dźwięk słów, które powiedział. Wydawały się nie nieść ze sobą nic głębszego.
Sakura nie zareagował tak, jakby sobie życzył. Nie oglądając się za siebie weszła do niewielkiego budynku. Zdenerwowany ruszył w jej ślad. Poczuł drobne ukucie żalu, bo liczył na krzyki i zranione spojrzenie. Bogowie, zadowoliłby się nawet nieco podniesionym głosem. Ale to przecież ona była ważna dla niego, a nie na odwrót. Równie dobrze mogła pozwolić na zalążki więzi jedynie ze strachu.
Krzątała się po pomieszczeniu, powoli rozpakowując wszystkie medykamenty. Cisza, choć trwała zaledwie dwie minuty, dłużyła się w nieskończoność. Zostawiwszy wszystko w odpowiednim miejscu Sakura wstała z klęczek i odwróciła się w jego stronę. Uśmiech, który mu posłała, mógłby uznać za uroczy, gdyby nie pełna nerwów sytuacja.
Kami-sama, stoję tu i podejmuję jedną z ważniejszych decyzji w swoim życiu, a ona uśmiecha się jakby powiedział, że piękną mają dziś pogodę.
– Z łaski swojej, wal się.
Itachi zamrugał kilkakrotnie, bo to jedyne co potrafił w tej chwili zrobić. Nigdy nikt nie odezwał się do niego w ten sposób. Chyba, że pewnej jesieni, kiedy Shisui igrał z jego młodym sercem... Ale to było inne życie.
– Słucham?
– A czego się spodziewałeś?
– Ja-
– Oczywiście w każdej chwili możesz zniknąć i już więcej się nie pojawić. Nawet zgnić na jakimś odludziu, ale jeśli będę miała cokolwiek do powiedzenia, to zawsze usłyszysz to samo „wal się”. Tym razem będę bronić swoich wspomnień, już ich nie zabierzesz.
Brunet postąpił o krok. Starał się, żeby wyraz jego twarzy był niebezpieczny.
– Jestem dużo silniejszy od ciebie.
– To proszę bardzo, użyj siły.
Zrozumiał, że wcale nie widziała w nim zagrożenia. Nawet nie starała się uciec przed oczami, które mogły zabić ją w parę sekund. Złapał ją za ramiona i mocno zacisnął na nich palce.
– Itachi?
Bogowie, bał się o nią. Nie chciał, żeby zginęła z tak błahego powodu jakim było jego życie. Ale nadal tu była – żywa i rzeczywista, choć to wszystko wydawało się pieprzonym żartem.
– O co ci chodzi, Uchiha?! – warknęła, ale jej oczy nadal nie były wrogie. Z garstki pozytywnych uczuć, których doświadczył podczas swojego młodego życia, najbardziej przypominały mu zatroskane, matczyne spojrzenie. To spadło na niego jak grom z jasnego nieba. Nie czuła strachu, nie grała przed nim dobrej przyjaciółki sprzed lat. Wcześniej mógł wyobrażać sobie, że robi to z obawy o swoje bezpieczeństwo lub jego zdrowie psychiczne. Może nawet była jedną z tych głupich altruistek, które pragnęły uratować cały świat. Teraz widział na własne oczy, co było prawda. Jej twarz była przejrzysta niczym otwarta księga.
Zachwiał się lekko. Przypomniał sobie roześmianą twarz Shisui’ego i wiedział, że wtedy po raz ostatni był całkowicie sobą przy drugim człowieku. Chwilę zanim runął w dół zbocza, zostawiając mu swoje oko i niedorzeczne marzenia.
Próbował, prawda? Nikt nie zarzuci mu, że z premedytacją doprowadził do tego stanu rzeczy, że nie starał się uciec, przepaść gdzieś w świecie i zapomnieć. Jednak wszystkie drogi prowiły do niej. To sprawka przeznaczenia.
Nachylił się nad nią, a ciepło powietrze, które wypuścił ze swoich ust razem z szeptem, podrażniło jej skórę. Mógł zobaczyć, jak niewielkie, jasne włosy na karku dziewczyny podnoszą się w górę. Trzymając jej ramiona poczuł, jak zakołysał nią dreszcz.
– Bądź przeklęta.
Odwrót był jeszcze możliwy, ale już tego nie chciał. Nawet jeśli ta chwila miała unicestwić cały świat.
Jej wargi były zimne i szorstkie, ale w lekkim muśnięciu ust Itachi odnalazł błogość.
– Tyle razy próbowałem cię przegonić. To wszystko jest twoją winą.
Nie czekał na jej protest tylko całował różane, wyschnięte usta jakby były wszystkim, co mu pozostało na tym świecie. Jego ramiona zacisnęły się na jej ciele i wiedział, że chociażby teraz zaczęła się wyrywać, krzyczeć i płakać, nie mógłby jej puścić. Na szczęście nie poruszała się nawet o milimetr i po prostu trwała przy nim. Zupełnie jak w jednym z tych niedorzecznych snów.
Miała lekkie sińce pod oczami, przypominała uschnięty kwiat. Musiał się nią zająć, musiał ją ożywić tak, jak ona przywróciła jego duszę i ciało do życia. Włosy miała potargane, a kiedy wplątał w różowe kosmyki swoje palce poczuł fakturę liści, które utkwiły tam podczas wędrówki przez las.
Usta miała spierzchnięte. Jakby przez długie godziny odmawiano jej chociażby łyka wody. Dotykał ich swoimi. Przesunął po nich językiem i zauważył jak nierówna i chropowata powierzchnia wchłonęła ślinę i na nowo stały się pełne i kuszące. Całował ją po raz drugi, trzeci lub setny. Był tak otumaniony, że potrafił myśleć tylko o tym nieziemskim dotyku.

Nie mogłam się powstrzymać przed umieszczeniem tego obrazka, jest świetny xD Powoli wracam do starego rytmu. Zapraszam również na Zbawienie na sprzedaż, gdzie ukazały się dwie miniaturki. Wydaję mi się, że nadrobiłam Wasze blogi. Jeśli jeszcze do kogoś nie zajrzałam, to niech mnie opierdzieli pliss. Jak zwykle czekam na komentarze, pytania, zarzuty. Na wszystko chętnie odpowiem :3
Dedykacja dla Temiry. Omedetō gozaimasu! Gratulację z okazji ukończenia bloga~!
Buziaczki kochani~

6 komentarzy:

  1. Cóż mogę napisać? Jak zawsze czytało się przyjemnie.

    Nie spodziewałam się, że Deidara pozwoli sobie na takie zachowanie, ale to całkiem pasuje do jego wybuchowego charakteru ;)

    A scena pocałunku... Po pierwsze - rozbawiła mnie trochę ta odzywka Itachiego "Bądź przeklęta". Jak chyba wielu czytelników bloga, czekałam na jakąś bardziej jednoznaczną scenę niż rozmowa Sakury z Itachim i proszę, doczekałam się :) Jestem ciekawa, jak to się dalej rozwinie.

    OdpowiedzUsuń
  2. DLA MNIE?! No nie gadaj!♥♥♥
    Taki bajeczny, cudowny, słodki i upragniony rozdział! Mam dzisiaj jakieś wybitne szczęście! :>

    A wiec lecę z tym komentarzem! Un!

    I jak pisałam w poprzednim komentarzu, że ciekawa jestem rozwinięcia postaci Deidary - tak już mam! Dostałam co chciałam.
    A więc jawny zamach na życie Sakury w imię zemsty i marnych ideałów. Super! xd Nie mniej jednak cieszę się, że wyszli (oboje) z tego bez szwanku. Bądź co bądź polubiłam postać Sasoriego, który za drewnianą powłoką kryje naprawdę ludzką postać. W przeciwieństwie do Tsunade której sytuacja przedstawia się wprost odwrotnie.
    I ta odzywka, że mają ją zabić. I to jeszcze do jej byłego mistrza.
    No na prawdę. Wyrafinowana tortura.

    Generalnie, to rada jestem ogromnie, że atak Deidary sprawił, że Itachi mógł zagarnąć sobie Sakure na osobności, w odizolowaniu i bez całego tego zamętu, który im towarzyszył. Nie wiem co bym ze sobą zrobiła, gdyby Sakura mu na to, załóżmy, nie pozwoliła. No chyba bym gorzko zapłakała nad smutnym losem starszego Uchihy xd
    No i z góry przepraszam, że nie rozpisuję się nad cudownością dialogów które wyszły przekozacko. No ale ja już po prostu nie pamiętam, co w nich było zawarte! Tak mnie ta scena ich bliskości zamurowała, wcieła i totalnie wybiła z rytmu xd
    Nie spodziewałam się tego. Na prawdę.
    W ogóle nikt się chyba tego nie spodziewał xd Zaatakowałaś bez ostrzeżenia i rozwaliłaś na łopatki, dosłownie i przenośni.
    Aż się boję, co będzie dalej (i obawiam, że jednak go odrzuci! :< :< )
    ALE I TAK CZEKAM!

    Pozdrawiam ciepło!
    T.

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie mogę! Postawa Tsunade w stosunku do Sakury mnie po prostu zabiła... To już nie jest ona, Kakashi dobrze to podsumował. A co do tego napomknięcia o jego "fascynacji", cóż no wiem, że coś do niej czuje, ale tak widząc tę sytuację z jego perspektywy poczułam się jednak trochę spoliczkowana. No bo co jej do jego uczuć? Skoro nie ma już tak bliskich relacji z Sakurą to nie ma mowy o zmartwieniu, a jeśli uważa, że to mogłoby wpłynąć na jego działanie na misji to czemu go tam wysyła? Tak się jakoś oburzyłam. No i w sumie zastanawiam się co on zrobi. Mam takie wrażenie, że chyba też już się nastawia na "Sayonara Konoha". No i akcja na końcu! :D Oj Itachi, Itachi!

    OdpowiedzUsuń
  4. CZEKAŁAM NA TO 15 ROZDZIAŁÓW <33

    OdpowiedzUsuń
  5. Zmieniam zdanie. Deidara nie jest zboczuchem. Deidara jest świrnięty na maksa. Nie ma to jak chcieć kogoś zabić w czasie snu. Co to za zabawa? Żadna. Chyba musiał być faktycznie zdesperowany i mieć jakieś pretensje do Itachiego.
    Za to postawa Sasoriego... Serce pęka z dumy. Cieszę się, że stał się on dla Sakury prawdziwym mentorem.

    W tym rozdziale znienawidziłam Tsunade już do końca. Niech ktoś ją zabije, serio. Znowu jest mi okropnie żal Kakashiego. Najpierw się okazuje, że ona wszystko wie o przeczesywaniu umysłu Sakury jego sharinganem (ciekawe w jaki sposób go szpiegowała? czyżby korzeń?), potem w całkowicie nieprofesjonalny sposób nawiązuje do ich relacji, dodatkowo mówiąc, że ma na punkcie dziewczyny obsesję. A ten tekst, że ona widzi tylko jedną możliwość, co mogli razem robić! No ja pierdolę! Najchętniej wywaliłabym ją przez okno! Co ją to obchodzi. Poza tym to jest tylko 10 lat (cały czas myślałam, że ta różnica jest większa). Rozumiem, że jeszcze jakby to było ze 20. Albo nie, nawet gdyby to było kurna 30 lat, to co ją to obchodzi. Przyjaciel, to przyjaciel.
    I do tego wysyła ją na misję, żeby ją odnaleźć... tu jest jakieś drugie dno. Wydaje mi się, że Kakashi stał się dla niej niewygodny i chce się go pozbyć, bo jeśli mu przyjdzie walczyć z Haruno, to albo ona albo ktoś z obecnych kompanów raczej będzie musiał go zabić. Ciekawe kogo mu dołączy do drużyny poszukiwawczej.

    Scena sam na sam Itachiego i Sakury. Szczerze mówiąc nie wiem, co mam o niej myśleć, bo tak bardzo brakuje mi jej reakcji. Narazie to wygląda jakby ona była jakaś kukłą, a Itachi ją całował bez pamięci. Muszę chyba przeczytać następny rozdział, żeby zaspokoić ciekawość. Czyli nie idę jeszcze spać. xD

    OdpowiedzUsuń
  6. *.*
    Nie myślałam, że będzie pocałunek, serio! xD
    A Deidara niech się wali - psychol jeden. >.<

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Sayuri7
podstrona