19 listopada 2018

Specjał nr 1 — Patrząc z góry (Mebuki)


Specjały są integralną częścią fabuły, ściśle powiązanymi z Ogniem Konohy. Jeśli chcesz poznać całą historię, przeczytaj również je!
   Przypisek od autorki: Nigdy nie odpowiadał mi wygląd matki Sakury. Wydawał się niewłaściwy w porównaniu do dziecka, które urodziła i nie chodzi wcale o kolor włosów. Przyjmijmy, na potrzeby opowiadania, że ma blady uśmiech, który nigdy nie sięga oczu i zmieszany wyraz twarzy, jakby nie rozumiała świata, w którym się znalazła. Nie jest niezwykłą pięknością, ale jej twarz można nazwać uroczą. Włosy spływające na ramiona i plecy nadal są blond, a oczy (tak samo zielone jak córki) patrzą z politowaniem i nutą wyższości na innych – tak jak oni patrzą na nią. Teraz, kiedy ją widzicie, będziecie w stanie zrozumieć człowieka, którym jest.

Zerwał się wiatr, a niebo pojaśniało. Może sam Kami-sama przesunął niechciane chmury za linie horyzontu? Uśmiechnęłam się na myśl, że mieszkańcy tej wioski spojrzeliby na mnie jak na wariatkę, gdybym powiedziała to głośno. Oni  brali wszystko zbyt poważnie. Zawsze lubiłam słońce.
— Czy mogę?
Chyba odpłynęłam. Odłożyłam szklankę na suszarkę do naczyń.
— Mamo, dlaczego dalej ją suszysz, skoro już wytarłaś ją ścierką?
Dobre pytanie. Czasami myślałam mniej niż moje kilkuletnie dziecko. To nie tak, że się zamyśliłam. Czułam, że nie jest mokra, ale nie zwykłam analizować wszystkich swoich kroków. Chyba przez to ludzie uważali mnie za głupią.
— Bo tam jej miejsce. O co pytałaś?
— Czy mam wasze pozwolenie?
— Ale na co takiego, myszko?
Skrzywiła się. Nie lubiła, kiedy tak ją nazywałam, bo “nie mam w sobie nic z myszy, to tak jakbyś nie mówiła do mnie”. Małe dziecko powinno się krzywić jedynie po zjedzeniu cytryny.
— Zostać shinobi!
— To nie pasuje do dziewczynki, Sakura.
— Nie prawda!
Trudno sobie wyobrazić, jak moja córeczka rzuca nożami w innych. Z jej wielkimi zielonymi oczami, różowymi włosami i tym przesłodkim wyglądem laleczki. Jestem zdania, że wszystko jest dla ludzi, po prostu nie dla każdego.
— Kto ci tak powiedział? — zapytałam.
— Nikt! — krzyknęła, a na jej policzkach wykwitł rumieniec złości. — Po prostu zamknęłam oczy i już wiedziałam, że powinnam.
Czasami przerażały mnie jej słowa. Ich powaga i nostalgiczna nuta nie pasowały do sześciolatki. Do diabła, nawet ja byłam za mało obyta, zbyt głupia, żeby używać niektórych określeń, które padały z jej ust. Zawsze czułam, że jest inna niż ja i Hiroshi. Matka nie powinna mieć podobnych myśli, skarciłam się. Tylko kto nawkładał jej tych bzdur do głowy? Minęły dwa lata, odkąd zamieszkaliśmy w Konoha. Nigdy nawet nie myślałam, że moje dziecko może zamarzyć, aby zostać wojownikiem.
— Mamo?
— Poczekajmy z tą rozmową, aż wróci tata.
Czemu nie pozwolić jej spróbować? Po dwóch tygodniach z płaczem będzie prosić, żebyśmy ją stamtąd zabrali. A na przyszłość będzie bardziej roztropna z marzeniami.

Nie lubiłam samotności, choć nigdy nie byłam też duszą towarzystwa. Różowe kucyki powiewały na wietrze, kiedy moja córka biegała przed domem. W krok za nią, czasem przed nią, podskakiwała drobna blondynka. Włosy miała niemal jak chłopak, ale twarz była naprawdę prześliczna. Kiedyś wyrośnie na piękną kobietę, kiedy moje dziecko będzie przeciętnej urody, tak jak ja.
— Ładnie razem wyglądają.
Przytaknęłam dalej je obserwując. Przy stole siedziała Sayuki, matka Ino. Wydawała się być miła, choć to jedna z nich. Ciepły uśmiech sięgał jej oczu i mimo młodego wieku, widziałam drobne zmarszczki po obu stronach ust. Musiała być naprawdę pogodną osobą.
Nie mogłam odnaleźć spokoju. Między jej słowami i wspólnym śmiechem, krzątałam się po kuchni z jednego kąta do drugiego. Wciąż paraliżowała mnie myśl, że jeden z wojowników wielkiej Konohy popija kawę w moim domu. Nie ufałam jej w najmniejszym stopniu, a mimo to choć raz chciałam postąpić wbrew sobie i ze spokojem zacząć nową znajomość. Jednak ta wioska nie była mi przychylna, podobnie jak jej mieszkańcy. Mogłam pozwolić rozkwitnąć tej relacji, ale nie potrafiłam odprężyć się przy niej, tak po prostu.
Zostawiałam szklankę na rogu stołu i wracając z cukierniczką celowo trącam ją łokciem. Zamiast usłyszeć brzdęk tłuczonego szkła, do moich uszu dobiegło westchnięcie, bardzo ciche i stonowane. Sayuki była dobrze wychowana i dlatego niemal nie usłyszałam w nim irytacji. Niemal.
— Wybacz, jestem taka niezdarna.
Brązowe oczy mojego gościa spojrzały na mnie pobłażliwie, jak na niesforne dziecko. Dostrzegłam mur, który nagle rozdzielił nasze sylwetki. Nadal uśmiechała się przyjaźnie, ale jej oczy stały się szydzące, jak u każdego z tych wielkich shinobi, o których nikt nie usłyszy. Proszę bardzo, pośmiej się z prostej chłopki, jeśli przez to poczujesz się lepiej.
Nigdy więcej nie przekroczyła progu mojego domu.

Noże shinobi są ostre i mają taki dziwny kształt jak końcówka włóczni. Niczym broń. Przyłapałam się na tak głupich myślach, kojarząc przedmioty jedynie z kuchennym narzędziem, a nie kunai.
Niemal tańczyły w dłoniach Sakury, gdy chowała je do plecaka. Nawet nie zauważyłam, kiedy nabrała gracji wojownika. Nie podobało mi się to.
Chciała sięgnąć do swoich różowych włosów, jednak jej ręka złapała jedynie powietrze. Jeszcze się nie przyzwyczaiła do nowej, krótkiej fryzury. Widziałam na twarzy córki zmieszanie. Kiedy byłam młoda, nienawidziłam swoich blond włosów, bo ludzie traktowali mnie przez nie z góry. Wiem, że ona miała zdecydowanie gorzej. Róż na jej głowie od razu zamykał ją w kategoriach słodkiej idiotki.
— Kto ci to zrobił? — zapytałam.
— Ścięłam je, bo przeszkadzały mi podczas egzaminu – skłamała. – Nie było łatwo  walczyć, kiedy zasłaniały mi całą twarz.
Nie drążyłam tematu, bo nie miało to najmniejszego sensu. Już dawno przestała mówić mi całą prawdę.
— Jednak nie zdałaś.
— To był trudny test, mamo. Rzadko kto zdaje za pierwszym razem, a ja przecież nie jestem geniuszem — powiedziała z nutą wyrzutu w głosie.
Wiedziałam że, oczywiście nieświadomie, był skierowany w moją stronę. Wybacz, że nie jestem kimś innym (wielkim wojownikiem z równie wielkiego klanu), tak jak i ja wybaczę, że jesteś sobą — moim całkowitym przeciwieństwem.
— Spotkałaś kogoś silnego w tym całym lesie? Jak mu tam było? Śmierci?
Konoha zawsze wydawała mi się patetyczna jeśli chodziło o nazwy. Wszystko z ich świata musiało być takie niebezpieczne, groźne i ważne.
Przez sekundę dostrzegłam w jej oczach strach; bawił mnie on. Wioska została zaatakowana, to prawda, ale był to ktoś na poziomie Hokage i z nim walczył. Co ona mogła widzieć podczas tej głupiej próby? Przecież były tam same dzieci i młodzież, wszyscy pod opieką swoich sensei.
— Nic wartego opowiadania.
Mimo że nosiła na czole ochraniacz z herbem Wioski Liścia, symbolem shinobi, to nadal wydawała się niedojrzała. Myślała, że jej dziecięce sekrety są tajemnicami, które musi skrywać za wszelką cenę. To głupie i urocze jednocześnie. Nie drążyłam tematu.
— Dasz sobie radę?
— Tak, już się spakowałam.
— Gdybyś kiedyś zmieniła zdanie mogę cię zabrać z daleka od nieprzychylnych spojrzeń. Nasze życie nie kończy się na tej wiosce.
Spojrzała na mnie zmieszana przez chwilę. Uśmiechając się radośnie, powiedziała, że martwię się na zapas i wyruszyła na misję. Była zbyt młoda na takie życie. Nie zrezygnowała, jednak podczas pierwszych tygodni akademii, ani przez kolejne lata, aż nie mogłam jej już niczego zabronić.

W wiosce mieszkało dużo obłudnych ludzi. Oczywiście, w innych zakamarkach świata na pewno było podobnie, ale ponieważ żyłam w Konoha, nie przejmowałam się innymi kręgami piekła.
Nienawidziłam tego miejsca, jednak dzięki jego wielkości, było idealnym miejscem na prowadzenie sklepu. Nawet jeśli wszyscy dookoła wytykali nas palcami, to i tak liczba klientów pozwalała nam żyć godnie. Czasami miałam wrażenie, że przychodzili oglądać nas jak małpy w cyrku i szydzić z ich nieporadności. Tak nas widzieli.
Byliśmy podobni (choć żadna ze stron się do tego nie przyznawała) i wszyscy musieliśmy zaspokajać potrzeby naszego ciała. Dlatego, mimo że sklep prowadzili prości wieśniacy, mieliśmy dużo klientów. Patrzyli na nas jak na ofiary losu, gorszy sort, któremu się nie poszczęściło i skończyli jako kupcy. Konoha miała wielu rzemieślników, jednak każdy z nich był w jakiś sposób powiązany ze światem shinobi i tylko my byliśmy obcymi dziwakami, to chyba najgorsze możliwe połączenie w tak zżytej wspólnocie.
Często pomagałam Hiroshiemu w sklepie. Dalecy znajomi (nie żebyśmy mieli innych) potakiwali z aprobatą, bo to zrozumiałe, że musiałam coś robić. Prosta wegetacja nie była dla nich godnym życiem. Przychodziłam, ponieważ wymagała tego sytuacja. W przeciwieństwie do nich uważałam się za ciekawego człowieka i potrafiłam się sobą zająć.
Rozmawiałam z Sakurą coraz mniej. Hiroshi mówił, że to ten wiek, żebym się nie przejmowała. On jednak nie widział tego, co ja. Był zbyt pogodny, beztroski i roześmiany, żeby zauważyć, jak oczy naszej córki powoli się zmieniały. Kiedy pytałam o cokolwiek ze świata shinobi, w jej głosie pobrzmiewa irytacja, że po raz kolejny musi tłumaczyć mi nawet banalne kwestie. Jej spojrzenie zaczęło twardnieć i patrzyła na mnie, na nas, z góry. Zastanawiając się, jak wszyscy, co my tak właściwie nadal tu robimy. Oczywiście, nie robiła tego umyślnie, przecież miała zaledwie czternaście lat. Chciałam uwierzyć, że zaczęło się to w chwili, kiedy ten chłopak, Uchiha, opuścił wioskę. Przez złamane serce starała się od nas odseparować. Ale to kłamstwo.
— Halo? Poproszę trzy główki kapusty — powiedział zirytowany mężczyzna i prychnął pod nosem.
No tak, każdemu człowiekowi do życia były potrzebne dwie rzeczy — jedzenie i nienawiść. Zapraszamy do sklepu Haruno, tu znajdziesz wszystko.

Zawsze, kiedy Sakura spędzała noc w domu, zakradałam się do jej pokoju. Nadal wyglądała jak dziecko, którym w normalnym, naszym świecie nadal by była. Rok temu odważyłam się zapytać czy kogoś zabiła, ale zaprzeczyła. Tylko czy jej słowo cokolwiek znaczyło? Już dawno przestała mówić prawdę. Bolało mnie, że była niemal dorosła. Miałam jej za złe, iż odebrała mi lata, kiedy mogłam być dla niej jak matka dla dziecka, a nie dla młodej kobiety, ale jednocześnie byłam cholernie dumna. Ja nie poradziłabym sobie na jej miejscu. Może dlatego potrafiła być jedną z nich, będąc moim całkowitym przeciwieństwem.
Nareszcie dostałam list, na który podświadomie czekałam od pierwszego dnia nowego życia. Dziesięć pieprzonych lat w tej przeklętej wiosce. Miałam gdzie wracać, bo rodzinne gospodarstwo, pozostawione po ciotce, było tylko i wyłącznie moje.
Usłyszałam kroki za sobą, Sakura najpewniej zorientowałaby się dużo wcześniej, gdyby nie spała. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że to mój mąż. Jego dłoń wędrowała powoli po krzywiźnie talii, kiedy przytulał się do moich pleców i położył brodę na ramieniu. Co ja bym bez niego zrobiła?
— Dłużej nie wytrzymam.
— A co z Sakurą? — spytał. Nie robił mi wyrzutów i kazań, bo znał mnie najlepiej na świecie. Zgaduję, że wiedział o mojej decyzji, zanim jeszcze ją podjęłam.
— Damy jej wybór.
Zaśmiał się. Chyba za to go kochałam. Kto normalny śmiałby się szczerze i pogodnie w takiej sytuacji?  
— Oboje wiemy, co wybierze.
— Jest silna, poradzi sobie. Jest jedną z nich. Hokage się nią zaopiekuje.
Jego duże dłonie zacisnęły się szczelniej wokół mojej tali.
— Zabierz mnie stąd. Wróćmy do domu.




Siemaneczko~ Wybaczcie, że tak późno, ale mam teraz relaks i sprawy opowiadania zeszły na boczny plan. Na szczęście udało się ogarnąć rozdział w poniedziałek. Co do drugiego bloga, to pragnę szczerze Was uprzedzić, że na notatki tam będę potrzebowała więcej czasu, ale mam już zarys fabuły na wszystkie zamówienia. Teraz spędzam tydzień u mamusi, niech się nacieszy swoim dzieciątkiem xD


Jestem ciekawa, co sądzicie o tym rozdziale. Specjalnie przedstawiłam Mebuki dość krytycznie, ale czy ktoś potrafi ją zrozumieć?

9 komentarzy:

  1. Ja potrafię zrozumieć Mebuki - nowa wioska, brak znajomości, córka robiąca karierę shinobi. Jednak mimo wszystko z niej dumna. Fajnie, że postanowiłaś napisać specjale - w ciekawy, niebanalny sposób uzupełniają historię. Zabieram się za drugi! :) I odpoczywaj, należy Ci się <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam pokazać, że ludzie sa różni. I rzeczywiście, jest ten instkt macierzyński i miłość, która potrafi pokonać wszytko, ale nie każda kobieta nadaje się na matkę i będzie ta szablonową kochającą rodzicielką. Mebuki kocha na swój sposób. Mimo wszytko nadal czuje dumę, chociaż Sakura nie jest córką, którą sobie wymarzyła.

      Buziaki~

      Usuń
  2. To trochę smutne, że była taka bezsilna. Mebuki w sensie. Tzn rozumiem, myślała, że Sakura sobie odpuści, ale tak na dobrą sprawę straciła kontakt, więź z córką, bo nie potrafiła albo nie chciała przedstawić jej swojego sposobu myślenia. I to że Sakura tak na nią fukała o każde pytanie... Niby rozumiem bo w tym wieku i takich okolicznościach to można jakoś usprawiedliwić, ale to wciąż smutne. Napisałaś to na tyle autentycznie, że zaczęłam się zastanawiać czy to nie miało miejsca w kanonie xD Brawo :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mowisz, autentyczne? To chyba największy komplement xD Dziękuję bardzo ;*

      Usuń
  3. Świeeeetne. Bardzo mnie interesowało podejście Mebuki i jej sposób patrzenia od momentu, kiedy przeczytałam, że wybyli z wioski i zostawili Sakurę samą. No i teraz już wszystko wiem. :D
    Mogę ją zrozumieć. Nawet bardzo. Mebuki zupełnie nie spodziewała się, że jej córka - potomek zupełnie nie obdarzonych talentem ninja - może stać się shinobi, w dodatku tak dobrym.

    O Boże, parsknęłam śmiechem na reakcję Mebuki po udziale Sakury w egzaminie. I te pytania, czy był tam ktoś silny i wątpliwości, czy rzeczywiście nazwa Las Śmierci jest odpowiednia. I jeszcze te pytania, co Sakura tam mogła widzieć, że się boi, a przecież to nie ona walczyła z Orochimaru.
    Ach, Mebuki, gdybyś wiedziała, że w trakcie tego egzaminu całą drużynę Sakury od śmierci dzieliły dosłownie sekundy. I że w trakcie egzaminu giną ludzie. ^^

    Bardzo podobał mi się ten ostatni fragment. Byłam ciekawa, dlaczego rodzice Sakury ją zostawili. A teraz wychodzi na to, że ją zostawili, ale wiedzieli, że sobie poradzi, bo jest silna. Cóż... chyba są z niej dumni. :)

    Lecę czytać kolejny specjał. :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Prawdę mówiąc, nigdy nie czytałam opowiadania pisanego z punktu widzenia Mebuki. Generalnie postać w kanonie bardzo nijaka, właściwie bardzo niewiele wątków było jej poświęconych.
    U ciebie jak zwykle, bomba. Aczkolwiek nigdy nie widziałam tej kobieciny jako osoby spoza wspólnoty wioski. Wydawała mi się jego nieodwołalną częścią, właśnie ze względu na swoją prostotę.
    Zdecydowana większość bohaterów wywodziła się przecież z mniej lub bardziej znanych klanów. Uchiha, Uzumaki, Inuzuka, Nara. Boscy wojownicy, obdarzeni swoimi umiejętnościami. Oni, Haruno byli po prostu zwykłymi ludźmi.
    Nigdy bym nie pomyślała, że mogą być z tego powodu potępieni. Choć jak najbardziej ma to sens. I może być pożywką do naprawdę fajnej historii, tudzież relacji :) :)
    LECEM DO DRUGIEJ CZĘŚCIIII ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Ogólnie mogę Mebuki zrozumieć. Tak ogólnie. Bo sama nigdy nie potrafiłabym mieć tak ograniczonego pola widzenia. Nie ograniczałabym SAMĄ SIEBIE myślami, że jestem czymś gorszym od drugiego człowieka. Ale jestem w stanie zrozumieć jej potrzeby, to, dlaczego tak myślała.
    Przyznam szczerze, że ciężko mi się to czytało. Bardzo ciężko. Bardzo fajnie to napisałaś, z resztą, jak każdy inny rozdział. Ale tutaj moją niechęć wzbudziła matka. x) Także jest wszystko w porząsiu, lecę dalej czytać o Itasiu. Bo widziałam, że następna część ma w sobie coś bardzo ważnego. *-*

    OdpowiedzUsuń
  6. podoba mi się taka wizja rodziców sakury. w ogóle nigdy chyba w mandze nie zostali pokazani tylko w anime i jak zobaczyłam jak wyglądają i jak się zachowują to byłam jak "lol, serio?" XDDD jakoś nie tak sobie ich wyobrażałam i z wyglądu i z charakteru.
    podoba mi się tutaj mebuki, która tak naprawdę udaje zahukaną i zamyśloną, a tak naprawdę myśli wyłącznie o sobie, własnej psychicznej wygodzie. nie czuję tutaj miłości rodzicielskiej, ani innego shitu i takie rozwiązanie strasznie mi pasuje jeśli potem przyjrzymy się bliżej postaci sakury, którą tutaj wykreowałaś.

    OdpowiedzUsuń
  7. Twój pomysł, aby trochę lepiej przedstawić rodziców, a szczególnie mamę Sakury, jest po prostu bardzo dobry. W anime pojawili się zaledwie kilka razy (gdzieś przeczytałam, że w mandze ich w ogóle nie było). Kiedy ich po raz pierwszy zobaczyłam byli całkiem inni od tego, co sobie wyobrażałam. Zarówno pod względem wyglądu jak i charakteru. O ile rzucającego głupimi żartami ojca po jakimś czasie zaakceptowałam, tak Mebuki, przyznaję rację, była nijaka. Fajnie, że dodałaś jej charakteru.

    Ja ją rozumiem. Fajnie spojrzeć na mieszkańców Konohy trochę innym okiem. A właściwie kto wie? Może tak było? Skoro Naruto traktowali tak, jak traktowali, nie do końca wiedząc jak działał zapieczętowany lisi demon, to czemu mogliby nie polubić przyjezdnych ze wsi?
    Jak to ktoś wyżej napisał ta historia spokojnie mogłaby być w kanonie. Już w kanonie Sakura nie dogadywała się z rodzicami jakoś specjalnie. Było widać, że jest inna. Ale całe tło było płaskie. A tu proszę.

    Wydaje mi się, że Mebuki faktycznie mogła odstawać od reszty, nie jest to tylko jej wymysł, ale sama nieco prowokowała takie sytuacje, np. ciągle rozmyślając o tym, że tu nie pasuje. Tak jak podczas zmywania lub obsługiwania w sklepie - nie wykonywała rzetelnie swoich obowiązków, więc mogło to być po prostu źle odbierane, a że sobie dopowiedziała co inni mogli pomyśleć - sama stwarzała wrogą aurę. No i ta sytuacja z matką Ino! Sama ją przecież sprowokowała. Akurat inne matki raczej były w porządku (na myśl przychodzi mi Kushina i Mikoto, które były pokazane w anime). Także myślę sobie, że jakaś niechęć była ze strony mieszkańców, ale dodatkowo, nieświadomie podsycana przez samą Mebuki.

    Fajnie, że jednak zaznaczyłaś, że tak naprawdę rodzice w nią wierzą i są z niej dumni. Mogli przecież przez tyle lat powiedzieć jej "koniec z byciem kunoichi" albo "musisz się z nami przeprowadzić na wieś", ale tego nie zrobili. Szkoda tylko, że nie umieją tego lepiej okazać i Sakura myśli na ich temat to, co myśli. Uważam, że sama Mebuki mogła wykazać się trochę większym zainteresowaniem sprawami córki. Starać się przynajmniej zrozumieć jej świat, żeby ja trochę bardziej wesprzeć - tego chyba Sakurze najbardziej brakowało. Myślę, że gdyby Mebuki zadawała trochę inne pytania dotyczące kwestii związanych z byciem shinobi, to Sakura z chęcią by jej odpowiedziała, gdyby widziała zachętę że strony matki. A jeśli już na starcie nie uwierzyła jej, że włosy sama sobie ścięła, to cóż się dziwić.

    Dodatkowo, och, Gombrowicz mi się przypomniał! Schematy i uciekanie przed nimi. Niby Sakura jest całkiem inna, ale jednak ma uprzedzenia chociażby do kadry pracowniczej szpitala. Jasne, mnóstwo osób na pewno myśli tak, jak ona sobie to wyobraża, ale na pewno nie wszyscy. Np. ten Ikki, czy jak mu tam było, gadał z nią normalnie, a potem... uważam, że to trochę wynikało z zachowania Sakury. Kij z tym, że do Kakashiego mówiła na ty, ale potem mogła inaczej zareagować.

    Przepraszam w ogóle za dziwne literówki, słowa nie pasujące do kontekstu lub za słowa brakujące, ale cały czas komentarze piszę z telefonu. Autokorekta lubi poprawiać różne rzeczy. Staram się je poprawiać cały czas, ale niektóre mi umykają i po dodaniu komentarza widzę dopiero co się stało. XD szkoda, że blogger nie ma funkcji edycji...
    No to teraz idę czytać o Itachim! :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Sayuri7
podstrona