3 grudnia 2018

12. Ponowiona propozycja


Jego misja szybko dobiegła końca. Zgraja przemytników narobiła zamieszania w Kimoto – małej wiosce z kompleksem gorących źródeł przy samej granicy Kraju Ognia. Załatwienie sprawy zajęło mu pół godziny, jednak Kakashi poczekał jeszcze jeden dzień, aby dopilnować formalności. Winowajców skazano i odeskortowano do pobliskiego więzienia w towarzystwie shinobi stróżujących. Pech chciał, że byli to przedstawiciele Iwy. Cóż, nigdy nie pałali sympatią do konoszan, ale zachowali sztywną oficjalną postawę. Tylko ich oczy.
Te urocze spojrzenia, które mówiły, że zamierzają poderżnąć mi gardło nocą.
Nic takiego jednak nie miało miejsca, bo tego samego wieczoru wyruszył w drogę powrotną. Zastanawiał się, czy Jiraya-sama dalej był w niewielkiej wsi, którą minął dwa dni temu. Czas go gonił, toteż nie mieli chwili na rozmowę. Gdyby wiedział, że zadanie będzie taką błahostką, nie śpieszył by się tak bardzo. Chwilę, kiedy sztywno trzymał się reguł, skończyły się lata temu.
Mijając kilka niewielkich domów w rolniczej mieścinie, bezczelnie gapił się na znajomą kobietę. Nie miał pojęcia, że spotka ją akurat w tym skrawku świata. Wiedział, że nadal znajdowała się w Kraju Ognia, ale nie znał adresu, a nawet przybliżonej lokalizacji jej domu. Spotkanie było zwykłą igraszką losu.
Raczej drwiną, pomyślał, spoglądając na jej pokaźny brzuch.
Nie widywali się w wiosce jakoś specjalnie często. W pierwszej chwili nie był nawet pewien, czy to rzeczywiście ona. Aż do czasu, gdy spojrzała na niego i miała te same zielone, kocie oczy. Pomyłka nie była możliwa.
Wydawała się radosna, gdy głaskała brzuch. Kakashiemu nie podobała się jej twarz – po prostu i zwyczajnie nie przypadła mu do gustu już od pierwszego spotkania parę lat temu. Początkowo patrzyła ufnie i radośnie, dopóki nie dostrzegła herbu liścia na jego ochraniaczu. Zamarła jak wystraszona sarna, ale sekundę później wściekłość zaczęła malować się na jej obliczu.
– Nie mamy tu miejsca dla wędrowców. Odejdź.
Chyba go nie rozpoznała. Nie widział, czy to za sprawą maski (może myślała, że co drugi shinobi ją nosi) albo zwyczajnie go nie pamiętała. Zawsze mu się zdawało, że nawet nie starała się zapisać w pamięci jego osoby – twarzy, głosu, wyglądu – może chciała, żeby jak najszybciej zniknął i nic po sobie nie pozostawił w jej małym świecie? Niespecjalnie interesowała go ta wrogość. Raz przelotnie pomyślał, że może mieć różne motywy, ktoś zrobił jej krzywdę lub miała gorszy dzień. Tak naprawdę to mogło być wszystko. Zrozumiał dopiero, kiedy Sakura wytłumaczyła to beznamiętnym głosem: ona nienawidzi shinobi, każdego z nas.
Oczywiście, nie miał jej za złe ciąży, przecież była całkowicie obcą osobą. Urodziła pierwsze dziecko w niezwykle młodym wieku, więc nie była na tyle dojrzała, żeby brzemienny stan zagrażał jej zdrowiu lub gorszył ludzi. Tylko cichy szept syczał gdzieś z tyłu głowy, że jest człowiekiem bez uczuć, gnidą, która ma gdzieś swoją córkę.
– Czy Sakura wie, że będzie miała rodzeństwo?
Jej oczy były wyzywające, ale na pewno nie groźne. Ta wojownicza postawa śmieszyła go.
– Nie masz prawa mieszać się do mojego życia.
I odeszła.
Dobrze wiedział, że Sakura nie miała o niczym pojęcia. A kiedy zamknął oczy, przypomniał sobie jej obraz, gdy została w wiosce całkowicie sama – bez Naruto, Sasuke i rodziców. Szlochała, pytającm czy jest aż tak zepsuta, że nawet jej własna matka jej nie chce. Pamiętał, że głos zastygł mu w gardle. Wtedy właśnie zaprowadził ją do Tsunade.


Deszcz padał na jego ubrudzoną krwią twarz. Sasuke obserwował uważnie ciemną chmurę, którą przed paroma godzinami przyzwał i wszczepił w nią fragment swojej chakry. To zabawne, co można zrobić z władanym żywiołem. Przyroda staje się na wzór przywołanej bestii i użycza swej siły. Chociaż trzeba z nią uważać. Dziś niemal liznął go jeden z języków białych błyskawic, którymi celował w Danzo.
– Zabij…
Ciało przy nim poruszyło się z wielkim wysiłkiem. Twarz Shimury była pokaleczona, przypominała obraz z kiepskiego filmu gore. Pokonał go, co było najtrudniejsza rzeczą w jego życiu. Przez moment myślał, że umierał i zataczał się w ciemną otchłań. Sam nie wiedział, co z tego było prawdą, a co wytworem dojutsu. A może nadal był w iluzji? Sharingan przerażał nawet Sasuke.
Gardłowy skrzek wydobył się z ust pokonanego. Brunet przyłożył dłoń do jego krtani.
Dobrze, jeszcze żyje.
Kiedy Danzo leżał już pokonany, naciął jego chakramy i przekierowywał ulatniającą się chakrę do siebie. Wygrał, ale czuł, że jeśli tego nie zrobi, to jego serce może stanąć lada chwila.
Karin nie mogła go uleczyć. Wyglądała na martwą, choć wyczuwał nikłe pulsowanie energii z okolic jej ciała, podobnie było z Suigetsu. Stworzył drużynę, która miała mu pomóc zemścić się na rodzinnej wiosce. Nie pytali o nic, ale odkąd znalazł się w siedzibie Orochimaru przed laty, każdy wiedział, kim jest i co planuje w przyszłości. Oczywistym było, że chce zabić swojego brata. Teraz nie było to takie proste. Itachi nie uczestniczył sam w masakrze. Przed godziną Danzo przyznał się, że mu pomagał, a sharingan na jego ramieniu były wystarczającymi dowodami. Kiedy Sasuke powalił go na ziemię jedną ze swoich błyskawic, rzucił się na starca. Wydłubał większość oczu kunai, a kiedy Danzo go rozbroił, robił to palcami. Był wściekły, że ktoś śmiał przywłaszczyć sobie moc jego rodziny.
– Powiedziałem w-wszystko, błagam – szeptał poległy. – Skróć moje męki.
Jednak niewzruszony Sasuke dalej wysysał z niego chakre.
Czy Itachi zasłużył na śmierć? Oczywiście zabił ich rodzinę, ale jakby nie patrzeć, nie pozostawiono mu wyboru. Konoha zawsze bała się Uchihów. Wyczytał to z rodzinnych ksiąg, jednak w wiosce było wystarczająco wiele potężnych shinobi, którzy zrobiłby to, by wyręczyć jego brata. Oddał swoje dobre imię w zamian za życie Sasuke; w innym przypadku zginąłby razem z resztą klanu.
Złapał się za głowę. Naprawdę nie wiedział, co powinien dalej zrobić. Był na skraju załamania, miał zaledwie osiemnaście lat i męczyło go te cholerne życie. Nie umiał dłużej czuć nienawiści do swojego starszego brata.
W oddali dostrzegł szybko poruszającą się, masywną postać o pomarańczowych włosach. To musiał być Jūgo.
Danzo od dłuższej chwili nie skomlał. Westchnął i chwycił w dłoń kunai z zamiarem dobicia go. Najchętniej zostawiłby tego parszywego śmiecia, żeby skonał, ale znał świat shinobi na tyle, by wiedzieć, że jest wystarczająco wiele możliwości przedłużania życia. Nie chciał ryzykować.
Nagle zastygł sparaliżowany z twarzą ogarniętą paniką. Jego przeciwnik znów miał oczy, chociaż wcześniej wydłubał mu wszystkie. Mimo to patrzył na niego, a jego wzrok był przerażający. Oczy należały do Uchiha i nie chodziło wcale o sharingan. Były niemożliwie czarne, jak u jego brata, rodziców i u niego samego.
–  Co zamierzasz, synu? – zapytał martwy Danzo głosem jego ojca.
           Sasuke zaczął krzyczeć, bo nic lepszego nie przychodziło mu do głowy.


Takiej decyzji nie podejmuje się pod wpływem chwili. Nie będziesz mogła tak po prostu powiedzieć, że znudziła ci się współpraca z Sasorim, więc pakujesz manatki i wracasz do Konohy. Dobrze wiedziałaś, że to niemoralne i niewłaściwe, jednak nadal wahałaś się, czy nie warto spróbować.
To wszystko przez niego.
Nowy wizerunek Itachiego, który uformowałaś w swojej głowie, przemawiał za słusznością treningu. Oczywiście, miałaś świadomość, że świat nie składa się tylko z dobrych i złych ludzi, ale nigdy nie zagłębiałaś się w to bardziej. Nie powinnaś nawet myśleć o takiej możliwości, to niedorzeczne.
Pieprzone Akatsuki.
Tsunade dobitnie pokazała, co myśli o twojej osobie i jakie ma związane z nią plany. A to, że w każdym aspekcie kolidowały z twoimi, nie obchodziło jej nawet w najmniejszym stopniu.
Co zrobić?
Gdyby Gaara żył, może mogłabyś udać się na jakiś czas do Suny. Nigdy nie mieliście dobrych stosunków, ale kiedy złość Naruto by opadła, umiałby to załatwić. Z prośbą Kazekage nawet Tsunade musiała się liczyć. Niestety, taka możliwość została ci odebrana.
Udałaś się do siedziby Kage, ale tym razem swoje kroki skierowałaś w stronę sekretariatu na parterze.
Musiałabyś być kompletną idiotką, nie zauważając napiętej atmosfery wśród pracowników. Nerwowe gesty i rozbiegane, przestraszone spojrzenia nie wróżyły niczego dobrego. Nawet prosta sekretarka wydawała się być bardzo przejęta.
– Czy mogę skorzystać z aparatu?
Niska blondynka rozpoznała w tobie ucznia Hokage i entuzjastycznie skinęła głową.
Chwyciłaś w dłoń słuchawkę telefoniczną i wykręciłaś numer kierunkowy do osady niedaleko nowego miejsca zamieszkania matki. Nie miałaś zamiaru mówić jej jakie problemy targają twoim umysłem, ale zwykła, prosta, bezinteresowna rozmowa powinna nieco cię uspokoić.
Dwa listy, której do niej wysłałaś, pozostały bez odpowiedzi. Minęło pół roku od waszego ostatniego kontaktu. Oczywiście, że miałaś jej to za złe, w końcu to twoja rodzicielka, a ty potrzebowałaś choć odrobiny zainteresowania. Chciałaś żeby ktoś zwyczajnie i po ludzku się o ciebie martwił.
– Halo? – odezwał się przyjemny dla ucha, męski głos.
– Dzień dobry! Czy mogłabym zostawić wiadomość dla pani Haruno?
– Och, oczywiście! Jednak w obecnym stanie nie jestem pewien, kiedy ją odbierze. Siódmy miesiąc ciąży nie pozwala jej podróżować.
W tej jednej małej chwili zapomniałaś jak się oddycha. Pociemniało ci przed oczami i tylko dłoń, która trzymała blat biurka, uchroniła cię od upadku.
– Jest pani jeszcze tam?
– Tak – odpowiedziałaś.
Twój głos nawet nie drżał. W pierwszej chwili chciałaś wydać skowyt pełen bólu i rozpaczy, ale choć zdusiłaś go w zarodku, czułaś jak kołysze twoim ciałem. Zachwiałaś się.
– W takim razie chyba napiszę list. Tak, to najlepsze rozwiązanie.
– Jest pani pewna? Pan Haruno był w mieście w zeszłym tygodniu i najpewniej nie pojawi się do kolejnego miesiąca, ale wtedy mogę przekazać…
– Dziękuję, ale nie trzeba. To nic naglącego. Bardzo dziękuję za informację. Żegnam.
Ludzie nadal się z tobą nie liczyli. Mogłaś być chuninem z najlepszymi postępami, uczniem Kage, przyjacielem, córką, a nawet tym pieprzonym przyszłym ordynatorem, ale to niczego nie zmieniało. Tak łatwo potrafili cię pominąć. Tak łatwo było cię zastąpić.
– Panienko – szepnęła sekretarka, a ty z trudem skoncentrowałaś na niej swój wzrok. – Wiem, że to poufne, ale… czy Hokage wspominała kto mógł tego dokonać?
Jej wystraszone, brązowe oczy skakały po całym pomieszczeniu, tylko przelotnie zatrzymując się na twojej twarzy.
– Zrobiono to w wiosce? Jesteśmy bezpieczni?
– Nie rozumiem…
– Czy wiadomo kto zgładził czcigodnego Danzo?


Stałaś na środku pomieszczenia, uważnie i nieufnie przyglądając się blatu kuchennego stołu. Wcześniej nie wyczułaś absolutnie niczego – żadnej obecności czy wrogiej chakry. Choć znałaś odpowiednie techniki, to nigdy nie potrzebowałaś zabezpieczenia swojego mieszkania przed intruzami. Konoha zawsze wydawała się miejscem stabilnym, twierdzą nie do przejścia. Ale jakby zastanowić się nad tym bardziej, to Orochimaru bez większego problemu znalazł się w wiosce podczas twojego pierwszego egzaminu na chunnina, prawda?
Twoją największą tajemnicą był tomik Icha-Icha ukryty pod materacem w sypialni. Ale nie przejmowałaś się tym zbytnio, bo, według konoszańskiech przepisów,  byłaś już pełnoletnia i miałaś do niego prawo. Gdyby ktoś go znalazł, to musiałby się tłumaczyć ze szperania w prywatnym mieszkaniu. To, że posiadałaś erotyk, było czymś naturalnym i nie gorszącym bardziej od włamania.
Na stole leżał zwój, który z całą pewnością nie należał do ciebie. Rozglądając się na boki i próbując wyczuć wrogą chakre, podeszłaś do niego. Otwórz mnie, dziecko – głosił własnoręcznie wykaligrafowany napis. Nie znałaś tego charakteru pisma. W sprzyjających warunkach powinnaś zanieść go do Hokage i zdać relacje, że nie masz pojęcia skąd pochodzi i co w nim jest. Gdyby tylko Kage nie była durną kobieta, która ma za nic swoich poddanych i uczniów…
Popchnęłaś delikatnie zwój palcami, pozwalając mu się rozwinąć i w tej samej chwili oddaliłaś się od niego na możliwie największą odległość. Sekundę po tym, czując chłód ściany na plecach, pomyślałaś, że z chęcią przyjmiesz wyzwanie, które ktoś chciał ci rzucić. Zrezygnowałaś ze szpitala i nie nie miałaś pracy, nie posiadałaś celu w życiu.
W środku znajdowała się pieczęć, która natychmiast się uaktywniła. Ze zwoju wyłonił się kłąb jasnego dymu i zauważyłaś w nim zarys postaci.
– Imię – zażądałaś.
W odpowiedzi usłyszałaś słaby głos: mów mi mistrzu. Kamuflaż rozmył się w kilka sekund i z całą pewnością mogłaś stwierdzić, że postać miała rude włosy.
– Witaj, moje dziecko – powiedział Sasori.
Chociaż powinnaś działać szybciej, potrzebowałaś dobrych paru sekund, żeby zanotować, co właśnie miało miejsce. Konoha słynęła z szybkich shinobi i nawet ty poruszałaś się szybciej niż przeciętni wojownicy z Suny czy Kumo. W ostatniej chwili, zanim zaostrzone senbo dotknęło przybysza, wyszeptał: to cienisty klon. Zatrzymując dłoń gotową do ataku, uzmysłowiłaś sobie, że ma racje – to była iluzja, która nie będzie w stanie nawet zadać ciosu. Zbyt często działałaś, nie oceniając całkowicie sytuacji. Dostrzegłaś przepaść między wami. Ty nigdy, w takiej chwili, nie użyłabyś spokojnego głosu. Jeśli byłabyś na jego miejscu wrzeszczała byś, próbując zwrócić na siebie jego uwagę i przy okazji całego otoczenia.
Patrzył na ciebie chwilę w ciszy.
– Jakbyś nie wiedziała, to teraz delikatnie się uśmiecham – powiedział rześko.
Wiedziałaś jednak, że mięśnie twarzy nie poruszyły się nawet o milimetr.
Głupia, skarciłaś się. Jego twarz nie posiada mięśni.
Prychnęłaś, chowając senbo do kabury przy udzie.
– Och, czyli mnie pamiętasz? Itachi przekazał mi wiadomość, że Sharingan Kakashi zdołał złamać pieczęć.
Podeszłaś do okna i zasłoniłaś je roletami. Całe pomieszczenie ogarnął półmrok.
– Mogę się dowiedzieć, czego chcesz?
– Przybyłem ponowić propozycję. Nie szukasz wakatu?
Zacisnęłaś zęby. Zjawił się w wręcz idealnej chwili. Miałaś podstawy przypuszczać, że genjutsu nałożone na twój umysł działało nie tylko jako komunikator. Uchiha mógł szperać w twoim umyśle. To zabolało.
– No dobra – powiedziałaś. – Ale co tak właściwie masz mi do zaoferowania?
– Praktykę, oczywiście.
– Nie jestem lalkarzem.
Usłyszałaś dźwięk przypominający stukot drewnianych kół zębatych i było to dziwnie znajome.
– Chciałbym przekazać ci moją medyczną spuściznę.
– Jaki niby masz w tym interes?
Spojrzałaś na jego postać. Nie miał na sobie płaszcza Brzasku, był ubrany w płócienną koszulę i spodnie koloru brązowego. Nie potrafiłaś nic odczytać z jego wyrzeźbionej  w drewnie twarzy, ale po paru chwilach zanotowałaś, jak zmienia mu się głos i to on był zwierciadłem duszy, gdyż pobrzmiewały w nim emocje.
– A co otrzymał w zamian twój sensei lub mistrzyni? Każdy, w pewnym wieku, czuje potrzebę przekazania wiedzy.
– Najpierw chcę, żebyś odpowiedział mi na jedno pytanie.
– Słucham, dziecko.
– Czy Akatsuki miało coś wspólnego ze śmiercią Danzo Shurimy?
– Nie bezpośrednio.
Zmrużyłaś oczy.
– To znaczy?
– Najpewniej... parę wydarzeń przyczyniło się do tego, ale żaden z nas go nie zabił.
– Czyli wiesz, kto to zrobił?
Mierzył się z tobą wzrokiem. Jego klon nawet nie mrugnął, prawdopodobnie jak rzeczywiste ciało.
– Nie wiem, czy chcesz zgłębić tę wiedzę. Zapewne jest dość trudna w odbiorze dla twojej osoby.
– Nalegam. Powiedzmy, że będzie to element przetargowy w naszej dyskusji.
Zaśmiał się – tym nienaturalnym i przerażającym jazgotem.
– Dobrze. Był to Uchiha Sasuke, choć nie mamy absolutnej pewności.
Zabił Danzo, a to oznaczało, że wszystko wiedział. Sasuke nie żył dłużej w kłamstwie.
– Jeszcze jedno. Macie zdjąć ze mnie to przeklęte genjutsu. Nie życzę sobie, żeby ktoś szperał w mojej głowie.
– Dobrze, dziecko.
Skrzywiłaś się.
– Czy naprawdę musisz mnie tak nazywać?
– Liczę prawie piętnaście lat więcej, Sakuro. To przywilej starszego pokolenia.
– A teraz powiedz, co masz mi do zaoferowania.


Oczywiście „takiej decyzji nie podejmuje się pod wpływem chwili”, dobre sobie.
Pieprzona hipokrytka ze mnie.
Szok po spotkaniu z namiastką Akasuny powoli ustępował. Nie szłaś na wojnę, nie stawałaś po przeciwnej frakcji. Chciałaś jedynie wyrwać się z tego burdelu. Konoha nie miała nic do zaoferowania poza więzieniem cię i pracą, którą zaczęłaś nienawidzić. Oczywiście, uwielbiałaś medyczne jutsu, bo nareszcie stałaś się przydatna i ważna w oczach innych, ale nie wiązałaś z nim całej przyszłości. Myślałaś, że może kiedy lata już miną, a misje zaczną męczyć, to wtedy postarasz się o jakiś wakat w szpitalu. Nie zamierzałaś pozwolić zamknąć się w złotej klatce. Nie mogłaś zrobić wiele. Decyzja Tsunade była niepodważalna. No chyba, że nowy Hokage objąłby urząd, ale na to się nie zanosiło.
– Kiedy... i gdzie mam się udać? – zapytałaś Sasoriego zanim zniknął.
– Mogę odebrać cię z granicy konoszańskich lasów za dwa dni. Do tego czasu podejmij decyzje, dziecko.


Nie próbowałaś spotkać się z Tsunade, bo ta więź została już zerwana. Przez kilka kolejnych dni sprawdzałaś skrzynkę na listy, pozostawała jednak pusta. Na konoszańskiej poczcie, jak i w sekretariacie w siedzibie Kage, nie czekała na ciebie żadna wiadomość od rodziców. Chciałaś spotkać się z Naruto, ale, kiedy znalazłaś się pod drzwiami jego mieszkania, nikt ich nie otworzył, mimo że wyraźnie wyczuwałaś chakrę kompana. Chociaż pragnęłaś, żeby ktoś zawrócił cię z obranej ścieżki, każdy unikał twojego towarzystwa. Pewnie za parę tygodni Naruto zjawiłby się u ciebie z miną zbitego psa i pełen żalu, ale taki stan rzeczy trwałby do chwili uzyskania kolejnych informacji o Sasuke, a wtedy wszystko zaczęłoby się na nowo.
Wsunęłaś list pod drzwi, które kiedyś były zielone, ale, odkąd zawitałaś pod nimi pierwszy raz, farba coraz bardziej odchodziła i teraz były po prostu drewniane z paroma ciemniejszymi plamami.
Chyba wszechświat dawał ci znak, że podjęłaś słuszną decyzję. Tutaj nic na ciebie nie czekało.
Szłaś lasem, przez który nie wiodła żadna ścieżka. Stróżujący shinobi o to zadbali. Mimo że Konoha to duża i znana wioska, nie tak łatwo było znaleźć ją, krocząc wśród gęsto rozsianych drzew. Podobnie przy bramie głównej. Bez odpowiednich dokumentów nie dostaniesz się do środka. Co więcej, nie odsyłali nikogo z kwitkiem, ale zaberali do jednej z sal przesłuchań i dowiadywali się, skąd znałeś drogę do osady.
Wyczułaś nikłą sygnaturę chakry. Wiedziałaś, że Sasori specjalnie się ujawnił, abyś mogła bez trudu go odnaleźć. Cóż, nie wróżyłoby to dobrej współpracy, gdybyś cała w nerwach wędrowała przez gęstwiny lasu z obawą, czy żaden anbu cię nie śledzi, a on nagle wyskoczył z ukrycia. Roztaczał nikłą woń, która jedynie wskazywała jego obecność, a nie mówiła kompletnie nic o samym posiadaczu – jaką naturą charkry władał, jakiej był płci i wieku.
Przystanęłaś i przełknęłaś z trudem ślinę.
Przed sobą miałaś nie Skorpiona czy którąś z jego lalek, a brata Sasuke. Cholerny lalkarz zapomniał wspomnieć o tym fakcie. Nie wiedziałaś, co zrobić. Nawet najprostszy ruch wydawał się niewłaściwy, nie chciałaś go sprowokować, ale i zwyczajnie, i po ludzku czułaś się zakłopotana – tak jakbyś poznała starszego brata przyjaciela i nic ponadto. Taka plątanina uczuć była doprawdy dziwna.
 Witaj – przywitał się. Dopiero po paru sekundach uzmysłowiłaś sobie, że usłyszałaś go w myślach.
Zapomniałaś, że jest jednym z tych wpisanych do księgo bingo. Ciężar zleciał z twoich ramion, poczułaś komfort psychiczny, bo teraz wydawał się mniej obcy. Czy to nie z nim prowadziłaś krótkie dialogi przez parę miesięcy? Nawet jeśli robił to jedynie dla sprawy, chcąc podstępem zagarnąć twoje zaufanie, to nic. Każdy w życiu czegoś od ciebie oczekiwał, a kiedy wypełniłaś swoje zadanie, albo dopóki nie kręciłaś nosem, było dobrze – później odstawiali cię na półkę i zapominali. To nawet lepiej, że zrobi to przestępca Konohy, a nie matka czy mistrzyni.
– Hej – odezwałaś się. – Może zaczniemy w ten sposób? No chyba, że nadarzy się sytuacja i będziemy zmuszeni do innej formy komunikacji.
– Niech tak będzie. Itachi. – Wyciągnął dłoń w twoją stronę.
Mimo że wcześniej mówiłaś spokojnie, to teraz zadrżałaś. Nie ze strachu lub obawy, ale niezwykle było rozmawiać z tym człowiekiem, a co dopiero go dotykać. Wcześniej nawet nie próbowałaś wyobrazić go sobie jako osoby z krwi i kości.
– Sakura.
Podeszłaś parę kroków i uściskałaś jego rękę. Sama nie wiedziałaś, dlaczego się zdziwiłaś, że była ciepła.
– Czy Sasori wszystko ci wyjaśnił? – zapytał.
– Tak myślę. Mamy jeszcze porozmawiać na miejscu.
– W takim razie ruszajmy, Sakura-san.
Zamrugałaś parę razy. To takie dziwne, że odezwał się do ciebie w grzecznościowej formie. Mówiono ci zdrobniale lub nazywano starszą koleżanką, ale poza Gay'em i Lee nikt nigdy się tak nie odezwał. Ale oni nazwali nawet swój worek treningowy Kosuke-san.
– Jak daleko jesteśmy od miejsca docelowego? – Starałaś się uspokoić.
– Podróż zajęła mi pół dnia. W dwójkę będziemy tam najpewniej nazajutrz.
– Nie zważaj na mnie. Jeśli rzeczywiście nie dotrzymam ci tępa, wtedy zwolnimy, Itachi-san.
Twój głos zadrżał, wypowiadając jego imię. Oczywiście wiedziałaś, że to zauważył. Ale wszystko ci jedno. Opuszczałaś wioskę, będziesz się przejmować taką błahostką? Niech myśli o tobie, co chce.
Uch, to wszystko jest takie nierealne.


– Nie mam zastrzeżeń, ale nie będę używać żywych ludzi do badań. To mój warunek.
Sakura była młoda i wciąż wierna ideałom. Sasori nie miał z tym problemów, widząc przed oczami swoją osiemnastoletnią postać i wspomnienia rozterek nim władających.
– Nawet Konoha to robi.
Dziewczyna prychnęła pod nosem, ale jej usta ułożyły się w pogodny uśmiech.
– Niezła próba. Mam w poważaniu, co robi moja wioska. Najwyraźniej sama potrzebuję czasu, żeby do tego dorosnąć.
– Oczywiście, uszanuję to.
Rozejrzała się po pracowni. Jej oczy były chciwe i ciekawe, chłonęły każdy najmniejszy szczegół otoczenia z pasją właściwą medykowi. Zatrzymymała się dłużej na fiolkach i zwojach, a fragmenty kukieł omiotła szybkim ruchem, jakby były zbędnym elementem wystroju.
– Potrzebujesz czasu?
– Jeszcze czego. Możemy zacząć od razu.  

I to się właśnie działo pod maską Tobiego xD Heh, od razu, kiedy w anime potwierdzili jego tożsamość (już nie jako Madara, ale Obito), to przed oczami stanęła mi ta scena xD 

Zazwyczaj odpowiadam na każde pytanie i opinię w komentarzu, ale teraz chciałabym poruszyć pewną kwestię. Bardzo się cieszę, że poprzedni rozdział został tak dobrze odebrany. Starałam się, żeby Konoha była nieco inna niż w kanonie, pozbyłam się tej wiecznej sielanki. Naprawdę każdorazowo irytowały mnie opowiadania, gdzie mimo pozycji, rodziny i szczęśliwego życia, Sakura (ot tak, z dnia na dzień) odchodziła do Akatsuki. Musiałam zamieszać w jej życiu, jednocześnie nie uciekając w czyjąś śmierćza dużo już było historii, gdzie Haruno została sierotą i to stało się impulsem do działania. Ale teraz pojawił się nowy problem, czy nie przesadziłam? Czy nie wetknęłam tego za dużo, kochani? Gdybym zostawiła pozytywną więź z Tsunade lub Mebuki nie potrafiłabym wykreować Różowej, która nie tęskni za wioską i nie próbuje do niej wrócić. Jeśli chodzi o Naruto, no cóż, w moich oczach Sakura zawsze była dodatkiem do ich przyjaźni, więc opisanie, że wybiera Sasuke zamiast niej nie było niczym trudnym. I  to wcale nie tak, że cały świat jest przeciwko niej, bo Kakashi stanie się jej dobrym duchem, na którego będzie mogła liczyć.

Uch, rozpisałam się! Dziękuję za odwiedziny. Buziaki~

p.s. Nikt nie porwał, podmienił Tsunade. Niestety taka już jest xD 
Fragment z zakładki informację: "Opowiadanie, poza użyciem postaci z Naruto, jest dość niekanoniczne. Niektórych osobników zmienię o 180°, dlatego nie miejcie mi za złe jeśli zrobię coś godnego pożałowania z lubianą przez was postacią". Przykro mi (tak naprawdę to ani trochę)

15 komentarzy:

  1. W nocy czatowałam na ten rozdział, co jest zasługą tytułu, ale niestety zasnęłam. XD No ale jestem z samego rana. ^^

    Ale mnie wkurzyła matka Sakury. Jest w siódmym miesiącu ciąży i nawet nie raczy powiedzieć o tym starszej córce, a na dodatek w ogóle nie odpisuje na jej listy. To samo Naruto. Gnojek powinien lecieć do Sakury na kolanach, żeby ją przeprosić, a nie jeszcze się ukrywać, kiedy przychodzi do jego domu. Niech by chociaż chakrę wyciszył...

    Ty nawet jak piszesz ItaSaku, to piszesz też niezłe KakaSaku. XD Fajnie, że będzie on jedyną osobą w wiosce, której będzie zależeć na Sakurze. I w ogóle, zastanów się na opowiadaniem KakaSaku, naprawdę. ^^

    O tak, w końcu wkroczył Sasori z ponowną propozycją. Na to właśnie czekałam. :D Parsknęłam śmiechem, jak powiedział, że teraz się właśnie uśmiecha.

    "Mogę odebrać cię z granicy konoszańskich lasów za dwa dni" A potem na spotkaniu Sakura widzi Itachiego. Taaa... Najwidoczniej Sasori też shippuje Itachiego i Sakurę. :D
    No i życie odzyskało sens. Spotkanie Itachiego i Sakury. Jaram się tym jak flota Stannisa. Udobruchałaś mnie na dobre kilka rozdziałów, chociaż i tak mam nadzieję, że od teraz ciągle będą na siebie wpadać. :P

    Jak dla mnie wszystko zostało zamieszczone w odpowiedniej ilości. Nie przesadziłaś, przynajmniej moim zdaniem. Teraz już, jak przeczytałam o śmierci Gaary (whyyy?), to pogodziłam się z tym, że niewiele tu będzie kanonu i że będę się mogła spodziewać wszystkiego. (mówię tak, jakby w moim opowiadaniu nie było kanonu tyle, co kot napłakał, ale kij z tym xd). Też czasami miałam takie wrażenie, ze w anime Naruto także by zrezygnował z Sakury, gdyby musiał wybierać...

    Pozdrawiam ciepło. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaara-kun D:
      Też go lubię, no ale tutaj zadziałała logika - skoro Chiyo nie żyje (zginęła w pierwszym rozdziale), to nie miał kto go ożywić.
      KakaSaku zawsze w moim sercu <3 Przymierzam się do niego, ale już znacznie krótszego. Jednak nie teraz, zaraz po Ogniu Konohy ruszy inne opowiadanie, do którego już mam niemal gotowy szablon (Klątwa Ninshuu), a w miedzyczasie one-shoty na drugiego bloga.. uch, trochę tego jest. Ale jak już zacznę, to rusze pełną parą. Chwilowo chcę skończyć te ItaSaku. Pisze trochę z wyprzedzeniem i nam dwa i pół rozdziału w zanadrzu, ale muszę naprawdę nad tym usiąść, bo zaraz skończy mi się zapas xD Plan jest taki, żeby zamknąć opowiadanie na 30 rozdziałach.

      Dziękuję za komentarz. Jak dobrze, że jednak nie przesadziłam ^^'

      Buziaki~

      Usuń
  2. Rozdział jak zawsze ocieka zajebistością <3 !
    Uważam, że wszystkie decyzje Sakury są odpowiednio uzasadnione i nic tu nie jest "na siłę", całkowicie można włożyć jej buty i się wczuć w jej sytuację.
    Aeheheheh zamiast Sasoriego Itachi, cóż za spotkanko w lesie :DDD
    No i to przedstawienie ;>>>
    Mam nadzieję, że w siedzibie Akatsuki dostaną razem pokój :D
    Dużo weny życzę!!! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim starym opowiadaniu tak było, Itachi ją pilnował i to było takie dziwne i nieporadne, że chwilę później utknęłam z opowiadaniem xD
      Teraz będzie inaczej, bo plan zdarzeń już mam. I jak wcześniej pisałam Sakura nie będzie pełnoprawnym członkiem organizacji, a uczniem Sasoriego. Wątek ItaSaku też nieco rozwinę ^^

      Buziaki~

      Usuń
  3. Kocham!!! Nie uważam żeby tu była jakaś przesada. Mam tylko nadzieję, że Sasuke odpuści Itachiemu, bo nie chciałabym walki między nimi. AAAAAA! Zaczyna się akcja!!! If you know what I mean *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chwilowo Sasuke jest rozdarty. Trudno mu się dziwić, całe życie okazało się kłamstwem. Akcja się rozkręca i będzie jeszcze ostrzej :D

      Usuń
  4. Jestem nowa na bloggerze, ale czytałam blogi już od jakiegoś czasu. Zdecydowałam się jednak na aktywniejsze komentowanie blogów, które czytam. Fabuła jak najbardziej na tak, ale ciężko mi się czyta w narracji dwuosobowej. Jednak może to kwestia przyzwyczajenia, okaże się wraz z następnymi rozdziałami.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry! Dziękuję za zostawiony komentarz, to naprawdę dodaje wiatru w skrzydła :3

      Narracja faktycznie jest nietypowa i nie każdy umie się do niej przekonać, niemniej ciesze się, że fabuła przypadła Ci do gustu :D

      Buziaki~

      Usuń
  5. Odpowiadając na Twoje pytanie "Czy za dużo?" Nie. Moim zdaniem prawie wszystko układa się w logiczną całość. Tsunade jest po prostu inna niż w kanonie, więc pasuje. Naruto jak to Naruto - w jego oczach to Sasuke jest tym najważniejszym kompano-rywalo-przyjacielo-wrogiem. Jedynie kwestii ciąży Mebuki nie jestem w stanie przyjąć pozytywnie. Czy nie lepszy byłby chociaż suchy list? "Jestem w ciąży. Ze mną i ojcem wszystko w porządku. Do następnego, matka." Zabolałoby Sakurę tak samo, a przynajmniej nie byłoby naciągane - jaka rodzina nie powiedziałaby tego dalej? Nawet jeśli nie matka, to ojciec. To jedyny zgrzyt. Poza tym może nawet zbyt mało było. Nie zrozum mnie źle - tyle wystarczy, skoro tak mało postaci zostało przedstawionych. Ale gdzie inni przyjaciele? Co robią? Gdzie Ino, jej dawna przyjaciółka? Nie rozpisując się dalej - na tyle postaci, na ile przedstawiłaś, wszystko jest w porządku, a decyzja Sakury zrozumiała.

    Podobało mi się też spotkanie Sakury z Itachim. Próbuję wyobrażać sobie czytając to opowiadanie, że wcale nie wiem jaka para zostanie przedstawiona. Równie dobrze mogłoby to być KakaSaku/SasoSaku/ItaSaku. Ale to dobrze. Dzięki temu nie ma się wrażenia, że wszystko od początku do końca zostało odkryte. Wręcz zawiodłabym się, gdyby Itachi zrobił coś więcej niż podanie dłoni. Może wszystko wyjdzie naturalnie, a nie jak w niektórych historiach - bohaterowie patrzą na siebie po raz drugi w życiu i już, pyk! Gotowe!

    Czekam na dalszy ciąg!

    Pozdrawiam :)

    Chciałam się powstrzymać, ale nie mogę - liczyłam, że nawet jeśli to nielogiczne, Gaara będzie żył! Rozpaczam :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam Cię okrutnie, że tak późno dobrałam się do tego istnego majstersztyku. Mam spory problem z łączeniem życia prywatnego, pracy, chłopaka, pasji psiary i jeszcze blogowania. :< Jestem z obsuwą, bo oczywiście nie mogłabym przepuścić żadnego z rozdziałów ( a strate tego opłakiwałabym wybitnie gorzko).

    Słodzenie pod każdym Twoim wpisem weszło mi w nawyk, więc nie będzie niczym dziwnym, jak i teraz wyrażę swoje duże, duże uznanie :) Rozdział naprawdę wybitny i nie mówię tego wcale dlatego, że rutyna robi swoje :P Otóż już tłumaczę.
    Czytając, jakoś w połowie przyznam, że ogarnął mnie bardzo dziwny nastrój. Dokładnie nie wiem, jak mam to opisać, ale po włączeniu sobie na prawdę fajnej muzyki i wczytaniu się w tekst... odpłynęłam. Wszystko to wydało mi się tak namacalnie realne, prawdziwe.
    Rozterki Sakury, jej uczucia i poczucie osamotnienia - w dodatku ta świadomość bycia jedynie nagrodą pocieszenia w przypadku Naruto, i wypełnionego obowiązku w przypadku Tsunade.
    Fragment ze śmiercią Danzo i krótki epizod z Sasuke wydał mi się na prawdę mało ważny, jeśli już chodzi o los głównej bohaterki. To znaczy, wiadomo, cała wioska się tym przejęła, ale odczułąm wrażenie, że i ty chcesz tylko wpaść do tego momentu na chwilę, gdzieś tam mimochodem o tym wspomnieć i potem znowu skupić się w pełni na decyzjach Haruno, i tym, co się z nimi wiąże.
    Gdy spotkała się z Itachim, ja sama poczułam się dziwnie obco, gdy naraz była możliwośc poznania go jako osoby fizycznej, właśnie z "krwi i kości" jak to napisałaś. Chyba zbyt mocno wczułam się w samą Sakurę.
    Apropo Mebuki mam również teorię, że poprzednim, krótkim shotem z jej udziałem usiłowałaś nieco złągodzić jej wizerunek - albowiem w tej części, wyszła na na prawdę niezłą sukę. Z tym, że gdzieś tam ciągle mam w pamięci to, jak kobieta czuła się wśród mieszkańców Konohy i jak ci ją traktowali.
    A odpowiadając na Twoje pytanko, uważam, że wszystko zostało napisane z perfekcyjnym wyważeniem treści. Niczego nie wyolbrzymiłaś, wręcz przeciwnie. Tylko nakreśliłaś obcość Sakury w jej własnym miejscu na świecie.
    Czekam na więcej ItaSaku, choć obecna ich ilość i dotyk dłoni (Łaaaaał) na chwile mnie emocjonalnie zaspokoiły :) :)
    Pozdrawiam i przepraszam.
    Wredne Temirzysko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie stało! Z własnego przykładu wiem, ze czasami się po prostu nie ma czasu albo zwyczajnie nie ma ochoty niczego przeczytać. Cieszę się, ze (jako kolejna) rozwiałaś moje wątpliwości. Mieć takich czytelników to skarb ^^

      Buziaki~

      Usuń
  7. Hej ^.^ (przywitam się żeby nie było, że nie wychowana jestem, czy coś >.<)
    Tak, więc dopiero trafiłam na Twojego bloga i jeszcze nie zdążyłam przeczytać niczego, więc chciałam Cię tylko poinformować, że zaraz zabieram się za czytanie i nadrabiam, tak by być już na bieżąco i móc skomentować Twoje dzieło w poprawny sposób, a nie tylko informować, że poczytam xD Także nie przedłużam tej, jakże mało potrzebnej wypowiedzi i uciekam czytać :)
    PS. Podobają mi się te maki w szablonie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj kochana, bardzo mi miło, że tutaj zawitałaś~
      Taaak, te maki są boskie *-*

      Usuń
  8. Powiem Ci, że w pierwszym momencie pomyślałam o brzemiennej kobiecie jako o byłej kochance Kakashiego. XD Co z tego, że była na totalnym zadupiu i miała zielone oczy, co miało od razu naprowadzić czytelników kim ona jest. I większość naprowadziła. Ja niestety jestem jak na haju, czytając Twoje opowiadanie - coraz bardziej się w nie wkręcam i jaram się wszystkim co tu się dzieje, dlatego przestaję trzeźwo myśleć. Nawet nie wiem czy moje komentarze są jeszcze w jakimś stopniu składne. Mam nadzieję, że są.

    Kochana, tu nic nie jest przesadzone. Bardzo łatwo możemy się wczuć w Sakurę, jej uczucia. Widzimy, że zmiana w jej postępowaniu dzieje się stopniowo - tym bardziej układa się to wszystko w logiczną całość. Ostrzegałaś, że niektórzy bohaterowie mogą się różnić, więc jest ok. Nie możemy mieć żadnych pretensji do Ciebie. A wizja tak oziębłej Tsunade i takich rodziców Sakury jest niezwykle oryginalna.

    Niesamowicie przykre było to, że nic nie powiedzieli Sakurze o ciąży. Kakashi może będzie chciał jej powiedzieć, a tu zastanie list przy drzwiach. Te KakaSaku jest tutaj naprawdę genialne. Widać, że są naprawdę blisko siebie - chociażby to, że Kakashi przypomniał sobie słowa Sakury o jej własnej matce oraz to, że tylko on będzie wiedzieć co się z nią dzieje. Myślę, że będą utrzymywać ze sobą kontakt. W końcu Sakura nie zostawi całkowicie kogoś, kto jej nie olał.

    Ta scena z Itachim na końcu. Piękna! To, że Itachi przywitał się z nią w myślach, bo wiedział, że to będzie dla niej dużo bardziej naturalne i nieobce. Różnica między "wyimaginowanym" Itachim, a właściwie jego głosem, jest naprawdę bardzo duża, w porównaniu z Itachim na żywo - prawdziwym mordercą (jakby nie było), z którym stoi się twarzą w twarz. I jakie to było miłe z jego strony, to Sakura-san. Ten szacunek, ta szarmanckość! Oj, da się w takim gentelmenskim zachowaniu zakochać, oj da się!

    Idę czytać dalej, bo już i tak robię to cały dzień w chwilach gdy mogę xD

    OdpowiedzUsuń
  9. No, wreszcie się Sakura z Itachim spotkali. :D
    Ale matka Sakury bardzo mnie rozdrażniła. To przykre, że Sakurze przyszło żyć pośród takich ludzi. :c
    Uważam, że bardzo dobrze rozplanowałaś fabułę. Wszystkie decyzj Sakury mają sens, są czymś podyktwane i miło, że nie wykorystałaś tutaj motywu czyjeś śmierci.
    I uwielbiam twoje wątki KakaSaku. Ich relacja jest taka prawdziwa i... no nie wiem, uwielbiam nich czytać, po prostu. <3

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Sayuri7
podstrona