8 kwietnia 2019

18. Pierwsze dni zimy


Mroźne powietrze wdarło się przez uchylone okno do wnętrza niewielkiej chaty. Wiatr bawi się nim; otwierał i zamykał z głuchym uderzeniem drewnianej ramy o wykonaną z tego samego materiału framugę. Na podłodze leżały trzy martwe ciała.
Odgłos zamieci, która szalała kilometr dalej, dotarł do uszu Sasuke. Był spokojny. Strach, który nim zawładnął parę godzin temu stał się tylko mglistym wspomnieniem. Popijał wystudzoną, czarną herbatę ze starego, glinianego kubka.
Rude włosy jednego z nieruchomych ciał były ubrudzone krwią. Nie podobało mu się zestawienie czerwieni i pomarańczy. Już za młodzieńczych lat, gdy Naruto podczas walki doznawał ran i krew kapała na jego ubranie, doszedł do wniosku, że te kolory w przyrodzie nigdy nie powinny się spotkać. Były zbyt krzykliwe i wyzywające same w sobie, a połączone raziły jego wrażliwe oczy. Wyraz martwej twarzy zastygł w niedowierzaniu. Sasuke był ostatnią osobą, której Jūgo się obawiał. Przecież miał być jego strażnikiem, zastępstwem Kimimaro. Ufał mu bezgranicznie.
Naiwny głupiec.
Zaraz przy drzwiach spoczywała skulona postać Karin z poderżniętym gardłem. Duża część krwi wsiąkła w podłogę zbitą ze zwykłych, drewnianych desek. O ironio, ta nadpobudliwa osoba po śmieci wyglądała najspokojniej z nich wszystkich. Jako jedyna wcale się nie broniła. Pozwoliła, żeby ostrze jego katany przejechało po jej naprężonej skórze jakby były to jedynie jego palce. Właśnie takiego zachowania się spodziewał, ale czuł żal. Przecież wybrał ją do hebi, a okazała się całkowicie nikim. Chociaż i tak by ją zabił, nawet gdyby uciekała lub się broniła, to zawiódł się na niej.
Suigetsu leżał przy wyjściu z kuchni. Na bladej szyi widać było sine ślady, które zostawiły palce bruneta. Dusił go aż do ostatniego oddechu. Kiedy wczorajszej nocy zobaczył jego spojrzenie, coś w nim pękło. Nigdy przedtem nie czuł takiego strachu, kiedy uświadomił sobie, że wyraz oczu, który widywał w twarzach obcych ludzi, dotarł za nim nawet tu. Sasuke dobrze wiedział, że nic z tego nie mogło być prawdą. Nie wierzył, że duchy zmarłego ojca, matki i reszty członków klanu nagle śledzą go na każdym kroku. Nie było mowy także o genjutsu.
— Przecież bym je wyczuł. Przejrzał na wylot i pokonał — zapewniał sam siebie.
Zdawał sobie sprawę, że to, co go spotkało dzieję się jedynie w jego głowie. Jednak nie potrafił przezwyciężyć napotkanej przeszkody. Strach, który go nawiedzał paraliżował rozsądne myśli. Sasuke chciał uciec od niego najszybciej, jak było to możliwe. Najprostszym rozwiązaniem było zabicie takich osób.
Był wściekły. Latami nie obawiał się niczego. Oczywiście przejmował się walką, którą miał stoczyć z Itachim, ale nie było w niż żadnego lęku. Nie musiał pokonywać tej słabości przez całe swoje życie.
Przeczuwał czym było to spowodowane. Przecież nie był głupcem, nawet jeśli jego głowa szwankowała. Wszystko zaczęło się, kiedy wyjawiono mu prawdę o klanie i cenie, którą musiał zapłacić Itachi.
Sasuke wydał z siebie cichy jęk i schował twarz w dłoniach. Wczorajsza noc była najgorsza. Naprawdę słyszał swojego ojca. Było to równie rzeczywiste, jak chłód mroźnego powietrza, które właśnie czuł na własnej skórze. Jak miał od tego uciec? Jak miał się bronić, przed czymś, co nie istniało? Czy to sharingan mieszało mu w głowie, czy jego choroba nie miała najmniejszego powiązania z rodzinnym dojutsu? Czuł się bezbronny, kiedy nie miał nad sobą kontroli.
Mężczyzna spojrzał przez okno i zauważył, że zaczyna świtać. Podniósł się z krzesła. Przez chwilę myślał, że się zachwieje lub zadrży, ale jego ruchy były pewne i stabilne. Tak jakby wczorajsza noc była snem. Złożył ciał trójki byłych kompanów na zewnątrz za chatą. Opuszczał to miejsce, więc dlaczego nikt inny nie miałby z niego korzystać? Za parę godzin śnieg całkowicie zakryje ich sylwetki.
— To ma być rozwiązanie praktycznie, a nie dobre. Nie pochlebiaj sobie — powiedział.
Był całkowicie sam. Przez myśl mu przeszło, że gdyby teraz, po najgorszej i najbardziej nierzeczywistej nocy w jego życiu, ktoś by odpowiedział, uciekł by. Najdalej jak tylko potrafił przed siebie z krzykiem paniki na ustach.
Zanim ruszył zapiął dokładnie płaszcz, a przez ramię przewiesił torbę ze swoimi rzeczami. Na głowę założył kaptur przykrywając czarną czuprynę. Jego oczy zapłonęły na czerwono. Kilometr od niego szalała śnieżyca, a dzięki sharingan będzie mu łatwiej poruszać się wśród zawiei. Zamierzał udać się w sam jej środek, a później… Będzie po prostu szedł przed siebie. Nie miał wyznaczonego celu. Nie wiedział, czy nadal chce walczyć z Itachim. Chociaż tego najwyraźniej oczekiwało po nim zaburzenie psychiczne, to nie chciał o tym myśleć. Czuł, że jeśli zacznie, to oszaleje całkowicie.



Sakura stała w otwartych drzwiach niewielkiego drewnianego domu. Była cicha i nieobecna. Jej wzrok obserwował uważnie gęste krople deszczu, który runął niespełna pół godziny temu. Klimat w Kraju Rzek był na tyle ciepły, że zima sprowadzała jedynie deszcz. Itachi patrzył na jej plecy i nie wiedział jak powinien postąpić. Jakie słowa były najbardziej na miejscu.
Kakashi-senpai nie powinien wyruszać tak szybko, pomyślał.
Uchiha zauważył, że łącząca ich więź nie była jedynie zwykłą życzliwością na płaszczyźnie mistrz-uczeń. On wiedziałby co powiedzieć, żeby Sakura przestała krążyć wśród posępnych myśli, ale Itachi nie był taką osobą. Czy przez te wszystkie lata nie próbował odciąć się od innych na tyle, ile było to możliwe?
Patrzył wyczekująco na Sasoriego, ale ten jedynie wzruszył ramionami jakby chciał mu przekazać „to nie moja sprawa” i wyszedł z pomieszczenia.
Świetnie.
Brunet nigdy nie był dobry w relacja, a tym bardziej w pocieszaniu.
Shisui był w tym o niebo lepszy. Miał w sobie niesamowite pokłady empatii.
Nieraz z podziwem go obserwował, kiedy mijali jakąś osadę wracając z misji, a on potrafił rozmawiać z chłopami jakby byli jego długoletnimi towarzyszami. Co zrobiłby w takiej sytuacji? Najpewniej powiedział coś, po czym jej usta ułożyły się w nieudolnie tłumionym uśmiechu. Mimo smutku, poczuła by drobną radość, która pogłębiała się z każdą kolejną chwilą rozmowy. Ale Itachi nie był taki jak on.
Kiedy Sakura wyczuła jego obecność, odwróciła nieznacznie głowę, żeby ich spojrzenia się spotkały. Najchętniej by uciekł.
— Wiedziałam, że nie znaczę dla niej tyle, ile uroiło się w mojej głowie, ale… Jak mogła posunąć się tak daleko?
Patrzyła w czarne oczy mężczyzny, a on czuł jak język wysechł mu w ustach. Nie potrafił odpowiedzieć. Co banalne „ludzie się zmieniają” lub „kiedyś wszystko się kończy” mogło wznieść do rozmowy, która powinna być delikatna i stonowana, żeby nie zranić jej bardziej? To tylko farmazony, jakimi wymieniają się ludzie, którzy ledwo się znają. Nie chciał tworzyć pustej relacji.
Sakura szukała czegoś w jego spojrzeniu. Usilnie i wytrwale przez sekundy, które zamieniły się w minuty, ale nie ujrzałą tego, czego pragnęła. Pokonana spuściła wzrok, a jej postawa stała się sztywna i niedostępna. Nigdy nie widział jej w takim stanie. Nawet kiedy Sasori zabrał ją po przegranej walce, albo gdy miał po raz pierwszy użyć na niej sharingan i odesłać do wioski. Jej oczy zawsze ciskały gromami. Mogła być w fatalnej sytuacji, pokonana, więziona, ale nigdy się nie załamała.
— Chyba pójdę do siebie — powiedziała, chociaż nic co mogła nazwać swoim pokojem nie istnieje. Używając techniki Pierwszego Hokage, Itachi stworzył jedynie jedno duże pomieszczenie o niskim suficie, składzik, w którym Sasori trzymał napoczęte kukły i niewielkie pomieszczenie, w którym mieściły się zaledwie trzy futony.
Nie tak to miało wyglądać.
Przecież wiedziała, że nie był w tym dobry. Ostatnie zdrowe relacje, jakie posiadał były z Shisuim i nią jako dzieckiem. Ale nie winił jej za to, to on był spaczony.
Kiedy niemal odeszła chwycił kobiece ramię. Przez moment znów widział te harde spojrzenie, gotowe do walki, którego nie tak łatwo ujarzmić. Zorientował się, że złapał ją zbyt mocno i zmniejszył ucisk.
— Chodź — powiedział i mimo że przez sekundę się wahała, to postąpiła w kierunku Uchihy.
— Czego chcesz? — zapytała. Mimo nieprzyjaznych słów, jej ton nie brzmiał wrogo
— Po prostu zostań tu na chwile, dobrze?
Objął ją ramieniem, a pamięć o dotyku i cieple jej ciała momentalnie wróciła. Z trudem przełknął ślinę.
— Na co mam patrzeć?
— Na deszcz. Spróbuj się wyciszyć. Gwałtowne emocje to teraz twój najgorszy wróg.
— To ma niby złagodzić ból? — zakpiła.
— Nie, boleć będzie zawsze ilekroć o tym pomyślisz. Postaraj się to zaakceptować. Nie zmienimy ludzi, jeśli sami tego nie będą chcieli.
Westchnęła zirytowana, ale nie wypuściła od razu powietrza z płuc tylko odetchnęła głęboko próbując nad sobą zapanować. Kiedy patrzyli na deszcz, stając ramię w ramię, jej ciało powoli przestało dygotać z gniewu.
— Jesteś w tym cholernie kiepski, Uchiha.
Nie wiedział czemu, ale nie potrafił opanować uśmiechu. Jej cichy chichot zaburzył spokojną melodię deszczu.



Mimo znacznej odległości, Kakashi pokonał drogę między Krajem Rzek a Konohą w niespełna dzień. Nie na darmo przez lata był głównym ścigającym w anbu.
Biegłem tak szybko, bo z moich ramion zdjęto ciężar jej śmierci, pomyślał.
Chociaż parę tygodni temu otrzymał od Sakury list wyjaśniający całą sytuację, to wcześniej cały czas czuł niepokój. Powtarzał sobie, że mógł w jakiś sposób ją powstrzymać gdyby w odpowiednim czasie był w wiosce. Przez parę dni chciał nawet powiedzieć o wszystkim Hokage, bo tak bardzo się bał o jej bezpieczeństwo, ale… W świecie shinobi ci, którzy nie przestrzegają zasad to śmiecie. Jednak ci, którzy porzucają swoich przyjaciół są gorsi od śmieci. Nie mógł jej zdradzić.
Na szczęście wszystko ułożyło się w miarę dobrze.
Chociaż tak wiele bym zmienił w tym planie.
Rozumiał, dlaczego nie mogła wytrzymać w wiosce. Zastanawiał się, czy już zaczęła nienawidzić swojego życia. Może postronnemu obserwatorowi wydawałoby się, że przesadza, a jej żale są nieuzasadnione, ale Kakashi znał prawdę. Podczas kilku miesięcy poprzedzających jej odejście, zbliżyli się bardziej, niż przez całe wcześniejsze życie. To, co zaserwowała jej Tsunade nie było oddelegowaniem do szpitala na parę tygodni. Powoli, krok po kroku, zabierała Sakurze wolność wojownika. Oczywiście wszyscy shinobi byli poddani swym kage, ale żaden władca nie powinien sięgać po władzę absolutną. Postawiła Sakurę przed wyborem: między byciem medycznym shinobi, przyszłym ordynatorem przywiązanym na stałe do wioski lub cywilem. To że wielu marzyło o tej posadzie, nie oznaczało, że ona również była do tego zobligowana. Jonin rozumiał dlaczego uciekła.
Z jednej strony cieszył się, że Uchiha zapewnił jej ochronę w tak niebezpiecznym miejscu. Oczywiście, że znał jego prawdziwą historię, w końcu był cieniem Sarutobi-sama, ale… Wiedział do czego był zdolny i to go przerażało.
Tak samo jak ja, pomyślał z goryczą. Jesteśmy siebie warci.
Mimo to, nie potrafił myśleć o nim bez rezerwy i podejrzliwości. Było też drugie dno. Wspomnienie złączonych dłoni Itachiego i Sakury nie dawało mu spokoju.
Kiedy przemierzał gęste lasy okalające Konohe, wyczuł czyjąś obecność. Nie zdążył nawet przyjąć pozycji obronnej, a już rozpoznał osobę, do której przypisana była napotkana chakra. Ucieszył się, bo ostatnio nie dane im było porozmawiać.
— Jak było na misji?
— Straciłem swój oddział — odpowiedział Hatake.
Wysoki mężczyzna siedział na jednej z gałęzi klonu pokrytej szronem. Jego długie, jasne włosy zwisały wzdłuż muskularnego ciała. Pewny siebie uśmiech pojawił się na śniadej twarzy, a ciemne oczy patrzyły na Kakashiego z entuzjazmem i życzliwością.
— Hmm? Czyżby przydzielono ci jakiś młodzików? — zapytał, a z jego ust usniosła się para. Mimo że w Konoha niemal nigdy nie pada śnieg, to mrozy nawiedzają nawet tę krainę.
— Jakbyś przy tym był, Jiraiya-sama. Wpadliśmy w pułapkę.
Kakashi wyciągnął przed siebie dłoń ze zwojem, który dostał od Akasuny. Zgodnie z jego radą w połowie drogi przyzwał martwe ciało i użył na nim chidori. Później znów go zapieczętował naznaczając swoją chakrą. Wszystko było całkowicie dopracowane.
— Ale nie pozostałem mu dłużny.
— Niczego innego bym się po tobie nie spodziewał. Kto to był? — zapytał sannin.
— Deidara z Iwa-Gakure.
Żabi mędrzec zmrużył oczy. Zimny wiatr cicho zawodził za jego plecami.
— To jedne z nich — powiedział.
— Zgadza się.
— Coś wiadomo o tej małej od Tsunade? Była tam?
— Żadnego śladu. Nietrudno się domyślić, że planowali zasadzkę. Nie mam pojęcia gdzie przebywa Sakura.
— Była także twoim uczniem, czy tak?
— Dawno temu — przyznał.
Przez chwilę żaden z nich się nie odzywał. Kakashi zobaczył w oczach rozmówcy smutek. Wiedział, że Jiraiya nie jest osobą, która pociesza przy użyciu słów.
— Mam informację — powiedział cicho sannin jakby było to największym sekretem świata. Trudno było mu się dziwić. W końcu Akatsuki miało szpiegów w każdej z wiosek shinobi. — Wiem, kim jest ich przywódca.
Kakashi bez trudu zauważył, że wyraz twarzy pustelnika zmienił się drastycznie. Nawet nie próbował tego ukryć. Jego oblicze pociemniało, a oczy stały się nieruchomy; jakby patrzyły gdzieś bardzo daleko.
— To mój były uczeń — powiedział po chwili. — Doszły mnie słuchy, że jego organizacja powoli upada. Z tym, którego pokonałeś dwójka z jego popleczników już nie żyje. Jedna lub dwie osoby mogą być całkowicie po jego stronie, ale reszta to zwykli najemnicy. Nie podzielają jego ideologii i kiedy zacznie robić się gorąco, na pewno uciekną.
— To dobrze, prawda? — zapytał Kakashi. — W takim wypadku zagrożenie staje się dużo mniejsze.
— On ma Rinnegan. Nic nie będzie proste.
Kakashi nie odpowiedział, bo zabrakło mu słów. Jak miał przyjąć wiadomość, że jeden z ich wrogów posiadł moc, która istniała tylko w legendach?



Biel napierała zewsząd. Zespolone drobiny śniegu utworzyły barierę, ściany, które go ograniczały. Wydawało mu się, że został zamknięty w małym pokoju, który zaczyna się zapadać, zwalać na jego barki. Każdy kolejny krok, który robił Sasuke, był trudniejszy od poprzedniego. Wiatr spychał go w tył, jednak nieugięty trwał niczym głaz. Słońce, nad chmurami, z których sączy się ta nawałnica, chyliło się ku zachodowi. Mężczyzna przycisnął do siebie płaszcz, mimo że był już nim ciasno otulony. Jedynym narażonym miejscem były odsłonięte oczy i prawa dłoń, która przytrzymywała torbę przewieszoną przez lewe ramię. Wydawała się boleśnie ciążyć, choć nie ważyła więcej niż pięć kilogramów. Był skrajnie wycieńczony.
Mijał dopiero drugi dzień jego wędrówki, a wszystkie mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Był pewien, że podróż zajmie długie tygodnie, zanim podejmie decyzje dotyczące jego dalszego życia. Nie spodziewał się, że zima w Yuki okaże się tak nieobliczalna. Szczerze, to wcześniej nawet o tym nie myślał. Nie przejmował się pogodą, bo był pewien, że może ją ujarzmić.
Ostatnio mylę się w wielu kwestiach.
Nie czuł żalu ani złości. Kiedy nie napotkał na swojej drodze żadnego człowieka, także strach go opuścił. W tej chwili był całkowicie pusty.
Przez pierwszy dzień wędrówki biegł niewzruszony. Co prawda, ograniczenie wiatru było nieprzyjemne, lecz znośne. Kiedy zmierzchało, a on przed sobą nadal widział jedynie milczącą śnieżną pustynię, zorientował się, że znalezienie noclegu w najbliższych dniach będzie graniczyć z cudem. Skorzystał z pomocy militarnych wspomagaczy i zażywał pigułki żywnościowe. Wziął ze sobą jedynie trzy sztuki. Nie pomyślał, że wszystko dookoła zamieni się w śnieg — włącznie z roślinami i zwierzyną.
Tylko dzięki swoim ponadprzeciętnym oczom potrafił cokolwiek zobaczyć. Pozbawiony ich wyjątkowości stałby się ślepcem. Widziany obraz stawał się coraz węższy, zasięg techniki malał.
Podniósł głowę, wcześniej szedł lekko pochylony, aby śnieg nie obsypywał mu twarzy. Spojrzał przed siebie. Ujrzał bezkresna lodową pustynię. Słyszał drwiący śmiech wiatru.
Czy tu dokonam swego żywota?
Polana wydawała się dziewiczo dzika poza dwoma krwistymi punktami. Z oddali przypominały maleńkie płomienie. Nagle jego oczy zgasły całkowicie. Wśród wycia wiatru dało się słyszeć głuchy odgłos ciała spadającego na śnieżny puch. Martwego ciała. Później powróciła nieskalana lodowa głusza i wraz z nią niema groźba bezkresnej, białej pustyni.


Poniżej są mojej wywody, kubeł pomyj, który wylewam na serię Boruto. Jeśli Cię to nie interesuje idź dalej xd
Ugh! Musze ponarzekać innym mangozjebom. Już chyba tak będę mieć zawsze, że kiedy tylko usiądę do Boruto, to dostaję popierdolenia. Naprawdę, chciałabym zgłębić ich historię, nawet jeśli większość ma być filerami lub odcinkami pro-poprawnymi (jeee, dzień rodzinny, jeee, jakieś wystawy sztuki dla dzieci shinobi), ale czasami nie mam na to sił. Siadam, wmawiając sobie, że może tym razem będzie lepiej, że może los się odmieni. Wytrzymuję parę odcinków, a później rzucam to w cholerę na kolejne miesiące. O ile odcinek z Saradą i Sasukę mi się podobał, bo pokazał tego nieprzystępnego drania z bardziej ludzkiej strony, to z Naruto i Himawari... wkurzał mnie xD Sama nie wiem czemu xD Fale goryczy przelało pojawienie się Kiby. Naprawdę się zdenerwowałam, kiedy okazało się, ze młoda Uzumaki go nie zna. Co to ma znaczyć? Czy naprawdę będąc w jednej wiosce, nawet kiedy Hinata zrezygnowała z misji, to zrezygnowała też ze swoich przyjaciół? Już nie mówię, że każdy z dziewiątki geninów (no wiecie, tej oryginalnej sprzed lat) + team Guy'a mają siadać co tydzień do wspólnej kolacji czy coś, ale... Drużyny, które w Naruto i Naruto Shippuden przeżyły tak wiele razem, były dla siebie rodziną od tak przestały istnieć, to ich więź też? Nie zrozumcie mnie źle, w moich oczach nie byli to ludzie związani jedynie przynależnością, ale przyjaciele, którzy widzieli swoje upadki i wzloty. Oczywiście wiem, ze bohaterowie wkroczyli w dorosłe życie, ale nie ma bata, żebym uwierzyła, że stali się dla siebie niemal obcy. Już wcześniej mnie irytowało, że więź łącząca Sakurę i Naruto wygasła, ale okay, on nie ma czasu nawet dla rodziny, więc spoko, ale co z resztą? Nie wiem, jakby twórcy na siłę chcieli pokazać, że w dorosłym życiu nie ma czasu na takie mrzonki. Ale taki obraz śmieszy, bo można nie mieć czasu przez jakiś okres, bo praca, bo rodzina, bo własne problemy, bo musisz patrzeć na dziecko 24/7, bo jest niemowlęciem i jasne,to jest zrozumiałe, ale nie przez jakiś 10 lat? U-G-H!
p.s. tak poza tym, to Himawari ma teraz 10 lat (dwa lata młodsza od Boruto). Dałabym jej góra 6 xD
Co do rozdziału, to NAJprzyjemniej piszę mi się o Sasorim (którego chwilowo wywiało) i o szurniętym Sasuke. To tyle ode mnie.


Zparaszam również na Zbawienie na sprzedaż , gdzie ukazało się kolejne KakaSaku.


Buziaki~

6 komentarzy:

  1. Bardzo urzekła mnie historia powolnego upadku Sasuke. Nadal ostatecznych odpowiedzi nie mamy, ale samo czytanie o szaleństwie pana Uchihy jest bardzo satysfakcjonujące ;) Zdziwiło mnie wspomnienie o tym, że Suigetsu nie walczył, znaczy... To świat shinobi. Mają techniki, bronie i Bóg wie co jeszcze, a Sasuke tak po prostu go udusił? Suigetsu nie walczył? Zawiodłam się na nim.

    Przyznam, że parsknęłam śmiechem przy scenie rozmowy Sakury i Itachiego, choć prawdopodobnie nie powinnam. Wyobraziłam sobie ten moment, kiedy Sakura gapi się na niego "Usilnie i wytrwale przez sekundy, które zamieniły się w minuty (...)". Minuty? Dałaś mi niezłe pole do wyobraźni jak przez kilka minut patrzy się na niego z głupim wyrazem twarzy. Wspominałam już o mojej niechęci do niej?

    O tym raczej nie wspominałam, a wypada w końcu o tym napomknąć. Uwielbiam Twoje opisy. Są tak plastyczne i działające na wyobraźnie, że czuję płatki śniegu na swojej skórze, a czasem mam wrażenie, że to za moim oknem pada deszcz.

    Co do Boruto... Walczę. Na razie przegrywam, bo nie jestem w stanie znieść absurdów, które się tam pojawiają, a wygląd Gaary... Gdybym mogła pracować przy produkcji, chyba sama bym go lepiej narysowała. Zresztą większość postaci oberwało przez dziwną kreskę. Nie dotarłam jeszcze do fragmentu, o którym wspominasz, tym z Kibą, ale... To jeden z tych absurdów, które mam na myśli. Większość wątków jest poprowadzona beznadziejnie, a te, które są rewelacyjne niestety nie utrzymują poziomu całości. Poniekąd liczyłam, że w Boruto będzie trochę więcej Suny, ale teraz raczej się cieszę, że ta wioska nie została doszczętnie zniszczona przez twórców.

    Tak... chyba dało się wyczuć, że podzielam Twoje zdanie albo nawet podbijam stawkę w niechęci ;)

    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. O jaciesune..
    Zabiłaś Sasuke.
    W życiu bym się tego nie spodziewała. O matko.
    To znaczy owszem. Podejrzewałam, że zaczniesz w amoku machać tasakiem (jako, że poczułaś już smak przelewanej krwi), ale żeby takie coś!! :O :O
    Jak mogłaś! Ja sobie to w ogóle inaczej W Y O B R A Ż A Ł A M
    Przede wszystkim, w moich chorych surrelistycznych wizjach, to Sasuke był czynnikiem napędzającym szaleńczą, ognistą miłość Itachiego i Sakury! Serio!
    Mógł na przykład, no nie wiem, porwać znienacka Sakure! Albo rzucić się z pięściami na Itachiego!
    A tutaj proszę.
    Poczyniłaś kres wszystkim moim planom.. ! W dodatku umarł tak nędznie. Asz ty!!

    Po za tym drobnym epizodem niesprawiedliwości.
    Miazga!
    Opisy tak przegenialne, że aż miałam dreszcze.
    Sasori - uwielbiam go u Ciebie! Wykreowałaś taką postać ( z pozornie bardzo neutralnego, mdłego bohatera kanonicznego, który z resztą ukazany był bardzo krótko), że czapki z głów a chwilami i boki zrywać! :) W tym rozdziale było go bardzo mało, a mimo to i tak pokazał swoje JA.

    Dialog między naszymi gołąbeczkami - jak zwykle cudo! Bardzo w punkt.

    O Kakashim dużo nie powiem, bo mi określeń zachwytu zabrakło.

    Fajnie, że rozdziału znów są regularne! Brakowaaaaało mi ich! ♥♥
    Pozdrawiam!
    Temira

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje opisy szurniętego Saska przypominają mi Sherlocka z serialu, w tych jego najgorszych momentach, albo jego siostrę z ostatniego sezonu. Jakoś tak mnie do niego ciągnie i chcę wiedzieć więcej i jestem zafascynowana! Poważnie nie żyje? ;( To samo mam jak piszesz o Sasorim, w sumie to on bardziej przypomina Sherlocka ^^ Bałam się, że Jiraya zdemaskuje Kakashiego, znaczy zachowanie i plan xD A co do wkurwu na "Boruto" - MAM TO SAMO niby oglądam, ale co jakiś czas nie mogę się zmusić i potem nadrabiam. Nie wiem jakoś słabo to wszystko poprowadzili. Zupełnie jakby się odcięli od starej serii, zrobili kreskę i zaczęli od nowa, nie zwracając uwagi na poprzednie pokolenie. Ok, może i to ma na celu pokazać, że dorośli nie zawsze mają dla siebie czas, ale właśnie relacje Hinaty z kimkolwiek poza jej rodziną to jest... właściwie ich nie ma! Super, że dalej są w przyjaznych stosunkach, ale to już nie jest to samo! Wolałabym żeby pokazali też trochę świata dorosłych, już nie mówiąc o tej wiecznej zagadce SasuSaku - jak do cholery oni zostali parą, małżeństwem, rodzicami?! Przecież on jej nie trawił! Ok potem zaczął trawić, no ale nie aż tak! Ech... To już nie jest to samo...

    OdpowiedzUsuń
  4. O wow, wzruszyłam się, kiedy Kakashi zrobił tyle, by pomóc Sakurze. Zabił nawet członków Anbu, by była bezpieczna. Rozbawiła mnie strasznie kłótnia Sakury i Itachiego o to, kto ma pójść, a potem to stwierdzenie Sasoriego "Dzieci, to ja pójdę". XD Taaa, Kakashi aka samiec alfa w akcji razem z drugim samcem alfa Itachim. Biedna Sakura, stanąć tak między nimi nie mogło być łatwe.
    Uwielbiam Sasoriego, ale chyba wszyscy go lubią. Jest świetną postacią i straszne bawią mnie jego komentarze. Śmiechłam, kiedy zaczął gadać o tej prawej ręce i potem, kiedy Sakura odmówiła stworzenia dla niego kolejnej.
    Mam nadzieję, że Kakashi i Sakura jeszcze się spotkają. Bardzo lubię ich relację, wcale nie zachowują się jak mistrz i uczennica, bardziej jak przyjaciele i towarzysze, no i jest on jedyną osobą w Konoha, która w jakikolwiek sposób się o nią martwi i się nią opiekuje.

    Ok, to teraz 18 rozdział. :P
    Od początku wiedziałam, że nie polubię u ciebie Sasuke i się oczywiście to sprawdziło. Szurnięty koleś. Nie sądziłam jednak, że zaciuka swoją ekipę. Szkoda mi ich, bo nawet Karin z nich lubiłam. Wcale się nawet nie dziwię, że się w ogóle nie broniła. Musi być ciężko, kiedy zabija cię osoba, którą kochasz.
    I znowu śmiechłam, tym razem czytając o nieporadności Itachiego jeśli chodzi o relacje międzyludzkie i pocieszanie. Kiedy ją objął i kazał jej patrzeć na deszcz, walnęłam takiego facepalma, że aż mnie czoło zaczęło boleć. Miałam wrażenie, że oboje czują się przy tym niezręcznie. xd
    @#$%^#%&*%$?! CZY TY ZABIŁAŚ SASUKE? CZY TY WYLAŁAŚ MIÓD NA MOJE USZY I OCZY?
    Jeśli go zabiłaś, to wiedz, że cię kocham!
    I muszę cię mocno pochwalić. Od początku wiem, że piszesz wspaniale, ale ten ostatni fragment dosłownie wygrał internety. Kilkukrotnie czytałam tę scenę i nadal nie mogę wyjść z podziwu. Twoje barwne opisy przenoszą nas w to miejsce, gdzie dzieje się akcja i autentycznie widziałam przed oczami przedzierającego się przez śnieg Sasuke. Ten ostatni akapit natomiast przywołał w moich uszach dźwięk wiatru, potem upadającego ciała i na końcu tę ciszę. Utworzyłaś tu genialny klimat. Aż poczułam tę grozę, kiedy jego ciało upadło.

    Jeśli chodzi o Boruto, to ja już nawet przestałam to oglądać po egzaminie na chunina. Obejrzałam tylko odcinek o Sasuke i Saradzie i tym dniu rodzinnym, a reszty przynajmniej na razie nie zamierzam tykać. To już nie jest prawdziwe Naruto. Czekam na to, aż zaczną puszczać odcinki z mangi, bo tam się dzieje.
    Pozdrawiam ciepło. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG *_*
    Co tu się wydarzyłoooo ;ooo
    Szurnięty Sasuke jest tak bardzo kanoniczny <3 Ale że zaciukał Hebi/Takę to mnie to troszkę zaskoczyło ;o ale można się było tego po nim spodziewać.
    Trójkąt Kakashi-Sakura-Itachi zapowiada się wybornie, mam nadzieję, że się spotkają :D
    A no i wybacz, że dopiero teraz odwiedziłam bloga :(
    Czekam na następny rozdział! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Twój Sasuke jest przerażający, naprawdę. Ale tak pięknie opisujesz jego szaleństwo, że uwieliam o nim czytać. :D Ale... moment, o nie żyje? Zabiłaś Uchihę? xD O kuźwa. :o
    A nieporadność Itaciego mnie tak rozwala. Jest tak marnym pocieszycielem, że chce mi się śmiać. :'D Ale ma to swój urok!
    Wróciłam, nie wiem na ile, ale jestem i oczywiście znowu mam u cibie zaległości. To się jakaś tradycja już robi. XD

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Sayuri7
podstrona