16 czerwca 2020

25. Upadek Konohy



EDIT: Blog nie jest porzucony, po prostu potrzebuję nieco więcej czasu do ogarnięcia fabuły... Cały czas nad tym procuję. Przepraszam i dziękuję za wsparcie!

W konoszańskich lasach panowała ciężka cisza. Śpiew ptaków całkowicie ustał, umilkł nawet szelest traw poruszanych przez leśne zwierzęta. Świat się zatrzymał, jakby czekając na iskrę, która pchnie życie we właściwym kierunku. Jiraiya wiedział, że to zawieszenie nie zwiastowało niczego dobrego. Jak przez mgłę pamiętał, że wioska powitała go absolutną, przytłaczającą ciszą, kiedy kroczył ścieżką do domu wiele lat wcześniej. Wówczas czekało na niego martwe ciało Minato.
Minął gęsto rosnące drzewa z niepokojem. Wmawiał sobie, że nie miał dobrej intuicji, że przeczucie zawiodło go wiele razy w przeszłości, ale mimo wszystko nie potrafił pozostać spokojny. Wszedł na wzniesienie niecały kilometr od bram osady w odpowiedniej chwili, żeby zobaczyć koniec świata.
Wszystko trwało sekundę. Znajoma sylwetka unosiła się wysoko nad Liściem, a jej rude włosy powiewały na wietrze. Ręce trzymał wyciągnięte przed siebie, dłoń przy dłoni. Sannin widział ładunek chakry, którą formował. Kula zwiększyła się do niebotycznych rozmiarów. Oślepiające, białe światło spadło na Konohę i wymazano ją z historii.
Potrafiłby zareagować. Zeskoczyć z wzniesienia i skryć się u podnóża góry. Albo przywołać technikę ziemi i odgrodzić się kamiennym murem przed falą uderzeniową, ale trwał sparaliżowany. Chakra, która zniszczył jego dom, powaliła go na ziemię. Przez chwilę nie mógł oddychać przytłoczony intensywnością mocy. 
Co ja zrobiłem, myślał.
To była jego wina. Powinien wierzyć w przepowiednie.
Skoczył na równe nogi. Nie wiedział, gdzie powinien biec. Do zgliszczy szukając ocalałych, czy za Nagato targany zemstą? Po prostu biegł, pozwalając, żeby ciało dokonało wyboru za niego, jednak już po kilkunastu metrach został ponownie powalony na ziemię. Jeśli jakieś z jego żeber wytrzymało pierwsze uderzenie, teraz na pewno miał połamane wszystkie. Wiedział jednak, że atak różnił się od pierwszego. Tyle razy doświadczył tej siły, że był absolutnie pewien źródła jego pochodzenia. Dlatego nie zdziwił się, widząc przed sobą twarz Tsunade.
— Co ty sobie wyobrażasz?! — krzyczała, a jej długie paznokcie wbijały się boleśnie w jego ramiona. — Gdzie byłeś?! Dlaczego nas zostawiłeś?
Łzy wściekłości spadały z jej roziskrzonych gniewem oczu.
Zauważył kątem oka ruch pośród drzew. Rozpoznał paru dzieciaków z Anbu, ludzi ze świty Tsunade i Homure ze starszyzny.
— Ewakuowaliśmy ludzi — wyjaśnił Shikaku. — Około osiemdziesiąt procent wioski, shinobi i cywili. Na tyle starczyło nam czasu. Czcigodna Koharu zmarła przy pierwszym ataku.
— Naruto? — zapytał, nie zważając na nowych ludzi. Z trudem chwycił twarz Tsunade w ręce i popatrzył jej głęboko w oczy.
— Myślisz, że Akatsuki przyszło zniszczyć nasze morale i tylko tyle, stary idioto?! — krzyczała. — Zabrał go!
Szarpała mocno za jego koszulę, jakby był szmacianą lalką. Zawsze czuł się w jej dłoniach jak zabawka. Wstrząsnął nim histeryczny śmiech, nawet nie zauważył, kiedy też zaczął płakać. Tsunade zakryła dłonią jego usta próbując go uciszyć, jednak Jiraiya nie potrafił przestać. Na przemian krzyczał, śmiał się i płakał nawet długo po tym jak gardło odmówiło mu posłuszeństwa. Później robił to, nie wydając żadnego dźwięku.
Przepowiednia, którą usłyszał ponad trzy dekady temu mówiła, że od jego wyborów będzie zależał los świata. Tak się stało. Chwilami nie wierzył w te słowa, innym razem wmawiał sobie, że ma jeszcze dużo czasu, że nie trafił na odpowiednią osobę. Wymówki, które towarzyszyły mu przez całe życie właśnie zbierały krwawe żniwo.






Powieki Kakashiego były ciężkie i podniesienie ich okazało się trudną walką. Ktoś mógłby pomyśleć, że lubił spać. Biorąc pod uwagę jego wieczne spóźnialstwo i lekceważące podejście do terminów to w zupełności zrozumiałe. To jednak nie do końca pokrywało się z prawdą. Kakashi nienawidził śnić. Miał na swoich rękach tyle krwi, że potępione dusze musiały ustawiać się w kolejce, chcąc wkraść się do jego koszmarów. Jedna noc nie wystarczała, a on zawsze zwlekał się z łóżka skoro świt, dając im jeszcze mniej czasu.
W tych chwilach po przebudzeniu, a przed gustownym spóźnieniem się na każdą możliwą okoliczność, Kakashi wspominał. Myślał nad błędami, które popełnił, imionami, które wymazał z historii. Musiał o tym pamiętać, był im to winien.
Rozmazany obraz widział obojgiem oczu. Oznaczało to, że ktoś usunął jego ochraniacz. Otępiały rozum nie potrafił przypomnieć sobie nic konkretnego, co nakierowałoby go na sytuację, w której się znalazł. Głowa pulsowała tępym bólem. Ręka automatycznie dotknęła twarzy, upewniając się, że maska jest na właściwym miejscu. Nawyk, którego nabawił się wiele lat wcześniej. Już w pierwszym roku, kiedy zaczął ją nosić. Prosty gest, który towarzyszył mu przez całe życie.
Usłyszał głosy. Niektóre ciche, dobiegające zza murów budynku, w którym się znajdował. Inne głośne, irytujące, jak żale dawnych towarzyszy, które ciągle pobrzmiewają mu w głowie. Zobaczył, że znajduje się na łóżku szpitalnym w pomieszczeniu, którego nie znał. Dziesiątki identycznych znajdowało się w równych odstępach. Na każdym z nich leżał ranny człowiek.
— Hatake-san, proszę się nie ruszać — powiedziała cichym, suchym głosem młoda lekarka.
Z westchnieniem rezygnacji i głośnym jękiem bólu, opadł ponownie na pościel. Nie znał tej kobiety, ale ochraniacz Konohy na jej głowie podpowiadał, że jest jedną z nich. Nie miał pojęcia, czy jest kimś ważnym, czy mało istotnym. Poza Sakurą i Tsunade nie znał innych medyków, a szpital omijał szerokim łukiem, łypiąc na niego groźnym wzrokiem. Nienawidził szpitali. Jego głowę wypełniły wspomnienia.
Jasne światło pojawiło się znikąd. Kiedy podniósł wzrok ku górze, pomyślał że tak wyglądałby wybuch słońca. Miał wrażenie, że ogień i magma spadają z nieba.
— Hatake-san, nie możesz jeszcze wstawać.
Nie słuchał jej. Automatycznie uniknął wyciągniętych dłoni. Nawet pokiereszowany miał nad nią przewagę. Czarny kształt latał nad oknem, rozpoznał go. Miał taką nadzieję.
Albo doszukuję się znaków, prychnął w myślach.
Utykając, minął parę łóżek i otworzył okno. W oddali zobaczył dym unoszący się nad centralną częścią osady. Tam gdzie była akademia, rynek i wieża kage. Ryk wrony zabrzmiał mu w uszach, powodując jeszcze silniejszy ból głowy.
Światło spadło z nieba. Parę dzieci potknęło się o własne nogi. Nikt nie krzyczał, a może dziwny pisk towarzyszący obcej technice zagłuszał wszystko dokoła. Musiał coś zrobić.
Z głośnym jękiem osunął się na podłogę. Jedna ręka dalej uparcie trzymała się drewnianego parapetu, jakby to mogło w czymkolwiek pomóc. Czarny ptak zakrakał złowrogo, przelatując kilka centymetrów nad ramą okna. Kakashi zacisnął dłoń w pięść, czując w niej skrawek jakiegoś materiału.
Mam to, Sakura.
Później wróciła ciemność.
Młoda lekarka podbiegła do nieposłusznego pacjenta, zaraz za nią szedł jeden z sanitariuszy.
— Zemdlał. Pomóż mi go podnieść. Może być w szoku.
— Jego energia jest bardzo słaba. Co mu się stało?
— Wyczerpanie chakry. Przyzwał potężną technikę ziemi, żeby ocalić ludzi na rynku. Naruszył rezerwy życiowe. Musi odpocząć.






W Kraju Ognia zawsze wiało. Można pomyśleć, że ta charakterystyczna cecha powinna określać tylko Kraj Wiatru, ale tak nie było. Czasami trafiały się silne podmuchy, zrywające dzieciom słomiane kapelusze z głów, ale najczęściej był to łagodny zefir, który zbierał słabe liście z drzew i pozwalał im tańczyć w powietrzu. 
Wiatr przyniósł zapach spalenizny. Cieszyłaś się, że nie czuć zwęglonych ciał. To tak charakterystyczna woń, której nie można pomylić z niczym innym.
Głupia, podpowiadał rozsądek. Energia była tak duża, że nikogo nie trawił ogień. Zniknęli w jednej sekundzie.
Konoha zamieniała się w krater w ziemi.
Tam kiedyś był twój dom. Nie myślałaś o powrocie. Może raz pojawiła się w twojej głowie myśl, że kiedy Naruto zostanie Hokage, spróbujesz się z nim skontaktować. Może udałoby się wam spotkać gdzieś na neutralnym gruncie, wymienić się obelgami i żalami, a później trwać w swoich ramionach. Tęskniłaś za nim. Chciałbyś, żeby więź, która was łączyła, była mocniejsza.
To nie był tylko twój dom. Po raz pierwszy widziałaś u Itachiego takie spojrzenie — załamane, niepewne. Nie chciałaś mocniej ścisnąć jego dłoni w obawie, że rozpadnie się na twoich oczach.
— Miałem ich chronić. — Jego głos był cichy i przez chwilę zastanawiałaś się, czy znów nie był w twojej głowie. Nie, to było niemożliwe, zerwaliście technikę.
Koniec dziejów. Czy przyszli historycy będą liczyć czas nowej epoki, biorąc za punkt odniesienia upadek Konohy? Czy właśnie byliście świadkiem piekła, koszmaru, który w następnym pokoleniu będzie zaledwie rozdziałem w podręczniku? A może tylko paroma linijkami tekstu?
Chakra Sasoriego drażniła twoje zmysły. Roztaczał ją odkąd był w odpowiedniej odległości, żebyście nie wzięli go za kogoś obcego. Odwróciłaś się w odpowiedniej chwili, żeby zobaczyć rude włosy wyłaniające się z lasu za wami.
Miał na sobie mundur Konohy. Kiedy rozmawiał z mieszkańcami, przybrał pewnie inną, mniej rzucającą się w oczy twarz. Mistrz marionetek, który miał szpiega w każdej wiosce, sam zaczynał jako jeden z nich. Miał do tego talent.
— Zdążyli ewakuować większość mieszkańców. Stracili około dwadzieścia procent ludności — powiedział.
Setki żyć, pomyślałaś. Żal ścisnął twoje gardło. Nigdy nie byłaś na wojnie, to normalne, że shinobi i mieszkańcy wiosek ninja ginęli w potyczkach. Nigdy chyba się nie przyzwyczaisz do rzezi na taką skalę.
— Pain ich zaatakował. Hokage żyje. — Orzechowe oczy skierowały się na twoją twarz. Podziękowałaś mu za tę informację skinieniem głowy. — Hatake także. Przekazałem mu wiadomość przez twojego chowańca, Itachi.
— Naruto? — Twój głos był cichy i słaby. Spodziewałaś się, jak będzie brzmieć odpowiedź.
— Zabrał go.
Ręka Itachiego drgnęła w twojej dłoni. Co więcej mógł w tej sekundzie zrobić?
— Kakashi nam pomoże — szepnęłaś do nieruchomej twarzy Sasoriego. Wyraz jego oczu drwiąco mówił: "dziecko, nie mów rzeczy oczywistych" , ale powstrzymał się przed zbędnymi komentarzami. — Jiraiya… Nawet nie wiem, czy jest w wiosce.
— Przybył już po ataku.
— Ale czy dołączy do naszej walki?
— Zrobi to — przemówił Itachi. Odezwał się cichym i pewnym głosem. — Teraz to także jego walka.


O fabule powiem mało. Tylko tyle, że już mam plan na wszystko, do samego końca.

Hej, wędrowcze, chciałbyś przeczytać one-shot z Naruto o kimś konkretnym, ale kurna nigdzie go nie masz/przeczytałeś już wszystko, co było?! Zapraszam na Zbawienie na sprzedaż, gdzie możecie zamówić partówkę dla siebie. Zamówienia nadal są otwarte. 

Nowości znajdziecie również na Napraw mnie, sensei!

23 komentarze:

  1. Super, że w końcu pojawił się nowy rozdział! :3 Czytało się szybciutko, pewnie przez tak dynamiczną i szybko poprowadzoną akcję. W bardzo ciekawy sposób poprowadziłaś opis tytułowego upadku Konohy. Jednocześnie wciąż nie mogę się otrząsnąć z tego, jak wiele zmian tutaj następuje. To sprawia, że każdy rozdział zaskakuje, a tego nigdy za mało! ^^

    Bardzo mocno uderzył we mnie opis uczuć Jirayi. Wyczuwam w tym nawet pewne szaleństwo. To widoczna różnica, ale nie rażąca. W sumie nie zastanawiałam się nigdy nad tym, jak zareagowałby na uprowadzenie Naruto. Dałaś mi do myślenia.

    Co do końcówki - przeraża mnie to, że zniszczenie Konohy rozgrywa się na oczach Itachiego. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak wielkim dla niego musiało to być ciosem...

    Podsumowując - wartko, szybko, ciekawie i dość dramatycznie. Szkoda, że tak krótko! :D Mam nadzieję, że następne notki pojawią się nieco szybciej. ^^ Całusy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scena, gdzie Itachi patrzy na zniszczona Konohe to cud, miód! Miejsce, które chronił całe życie, dla którego poświecił nawet rodzinę, teraz tkwi pod gruzami. Na szczęście większość ludzi udało się uratować.

      Ach, mało, bo ja mało piszę xD Krótko, z niewielkimi opisami. Nie umiem opisywać łyżeczki do herbaty przez dwa/trzy akapity. Taki mój urok xd
      Całusy~

      Usuń
  2. Mnie zawsze zastanawiało to podejście Jirayi do przepowiedni. Z jednej strony pamiętał ją, nawiązywał do niej, a z drugiej strony (patrząc na to, jakie ostatecznie miała znaczenie) zrobił tak mało... No nic, to akurat problem Kishimoto. Nie powiem, ciekawy pomysł na tak rozemocjonowanego Sannina. :D

    Sasoriego zawsze doceniałam i choć trochę go mało w tym rozdziale, to aż się uśmiechnęłam, czytając o nim.

    Jestem ciekawa, jak się ostatecznie potoczy akcja. Cieszę się, że masz już pomysł. Wybacz, ale muszę zadać to pytanie - zmieniłaś plan na Sasuke? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze miałam podobne odczucia. Zastanawiało mnie też, na co więcej czekał? Czy naprawdę chłopiec z Rinneganem w oczach, mocą dawnych bogów, to za mało do zmiany świata? Już pomijając Minato i Naruto, uważałam że zostawienie Nagato samego sobie było głupotą. Tak, został przez jakiś czas w Ame, ale to było stanowczo za mało.

      Ach, sprawę z Sasuke zostawię do samego końca nierozstrzygniętą. Dopiero pisząc epilog zdecyduję, co z nim zrobię ;p

      Usuń
  3. Całość jest tak rozegrana, że śmiało mogłaby zostać wyemitowana jako całkiem alternatywna wersja, zatytuowana jednak jako "Sakura" bo wszystko przecież generalnie obraca się wokół niej.
    Nie spodziewałam się, że dojdzie do walki - ani, że dojdzie do niej aż tak szybko. Zawiłość myślenia Paina i jego świty odbyła się poza naszymi "oczami" co ma swój urok i nieprzeczalnie przyśpiesza akcję!
    W jednej chwili Sakura i spółka wyruszają w drogę a w drugiej nie ma już Konohy. Ani Naruto.
    I szykuje się gruba akcja.
    Po takim czasie nieobecności szykujesz nam taką bombe - WOW. Jestem pod wrażeniem i aż się boję, co czeka nas dalej.
    No i...
    Co z Sasuke? :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, dalej będzie jeszcze lepiej, bo zbliża się pomału i nieubłaganie walka. Ale kto będzie w niej uczestniczył, kto stanie przeciwko komu? ;>

      Usuń
  4. NO I TUTAJ TEŻ DOTARŁAM XD

    Generalnie to już od jakiegoś czasu się zastanawiałam, co z Ogniem. Jednak na Zbawieniu publikujesz wszystko częściej i w ogóle, ale jakoś tak zatęskniłam za ItaSaku. NO I MAM.
    Chociaż tutaj jest go dosyć mało, chociaż ogromnie, ale to ogromnie podobał mi się fragment, w którym Sakura widzi zniszczoną wioskę i nie myśli tylko o sobie. Czasami w kanonie miałam takie wrażenie, że jest dosyć samolubna?Idk, w 1 części napewno, w drugiej już dużo mniej, chociaż to już sporna kwestia. Tutaj skupiła się też na Itachim.
    I rzeczywiście kurczaczki, co on czułby, widząc, że wioska, dla bezpieczeństwa której poświęcił jednak swoje życie, staje w płomieniach. I w sumie, czy Sasgej w kanonie powiedział mu, że chciał zniszczyć Konohę? Tak, czy nie ? XDD Bo już serio nie pamiętam i nagle zebrały mi się takie pytania w głowie. Nie ważne.
    NO WŁAŚNIE, CO DO SASUKE [wyciąga petycję o jego uśmiercenie]. CO Z NIM ?XD
    Bo ja nadal chce tego, co kilka rozdziałów temu XD

    Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, bo mega czekam na takie konkretne rozkręcenie akcji XD No i co z relacją ItaSaku? Bo ja wiem, że ty lubisz sprawiać niespodzianki. I w tym momencie BŁAGAM, KURWA, BŁAGAM, NIECH ONI BĘDĄ RAZEM ŻYLI DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE XD

    Buźka ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Zbawieniu wszystko idzie sprawniej, bo napisanie one-shotu jest dla mnie dużo szybsze i łatwiejsze niż prowadzenie Ognia. Tak już jest, cop zrobić. Pisałam jednak, że Ogień zostanie doprowadzony do końca, nawet jeśli na siłę i wyjdzie z tego kicz.

      A sprawa z Sasgejem to słodka tajemnica~ (to nie tak, że jeszcze nie podjęłam decyzji xD)

      NO PRZECIEŻ NIE POWIEM CI CO BĘDZIE Z ITASAKU. ŻYJ W SŁODKIEJ NIEŚWIADOMOŚCI~

      Usuń
  5. Smutno mi się zrobiło na myśl, że Itachi patrzył na upadek Konohy ;( Na szczęście miał Sakurę obok, chociaż tyle :<
    Smutny też fragment z Jiraiyą. Stracił kolejnego ucznia.
    Tym rozdziałem jeszcze bardziej narobiłaś mi smaka na dalsze losy naszych bohaterów :D
    Pozdrawiam! <3

    PS dobrze, że podałaś link do nowego bloga, że też wcześniej tego nie zauważyłam... LECĘ NADRABIAĆ!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugi blog mógł Ci umknąć, bo podawałam go chyba raz czy dwa, prawie pół roku temu xD

      Tak, dziś dałam duuużo smutnych i płaczliwych żali. W końcu to dramat. Wesołe elementy, to tylko cudne teksty Sasoriego <3

      Usuń
  6. Hej, może wrzucisz swoje opowiadania tutaj:
    https://t3kstura.eu/

    To nowy portal dla twórców, można uzyskać feedback i poznać ludzi z pasją :)
    Zapraszamy!

    OdpowiedzUsuń
  7. Komentarz, który znajduje się pod spodem ma bez spacji 11 060 znaków, ze spacjami 13 188, wyrazów za to 2128

    O MÓJ BOŻE, CÓŻ TO BYŁA ZA NIEZWYKŁA PRZYGODA!
    Przeczytałam całe opowiadanie w przeciągu dwóch dni i jestem wstrząśnięta. Jestem zombie, a mój chłopak czuje się kompletnie olany. Na początku pragnę zaznaczyć, że byłam wyjątkowo sceptycznie, wręcz negatywnie nastawiona do tego tworu. Kocham Twój styl pisania i niesamowicie mnie on pochłania, więc to nie Twoja wina, a raczej tego że ja… nie lubię Itachiego w kanonie i to wyjątkowo mocno. Nie przemawia do mnie jego historia ani ten cały hype, który się wokół niego bez przerwy generuje. Nie miałam jednak czego czytać, bo co grzebie, szukając czegoś dobrego, to nie przekonuje mnie styl pisania ani kreacja świata. A u Ciebie jest wszystko takie… idealne!
    Uwielbiam tę kreację, plastyczne opisy, lekki czytelny tekst. Po tym się aż płynie! Pokochałam bez reszty Sasoriego i to zdecydowanie mój ulubieniec tutaj, co jest ogromnym komplementem, bo zawsze najważniejsza dla mnie była Sakura. Zawsze się uśmiecham w momencie, gdy wkracza na scenę, cały na biało, bezapelacyjnie kradnąc show.
    Uwielbiam Sasuke, którego od początku stawiasz w pozycji szaleńca i psychopaty, na co Kishimoto się nie odważył, a co jednocześnie jest zdecydowanie bardziej wiarygodne niż oryginalna wersja. Nie chcę jednak, żebyś go zabijała, jeśli mam być szczera. Za dobrze się przy nim bawię.
    Uwielbiam Kakashiego, którego osobowość pięknie uwydatniłaś, dodając jeszcze większej głębi. Podoba mi się też fakt, że jest zabujany w Sakurze na tyle przekonująco i dojrzale, że mogłoby to stać się faktycznym elementem pierwowzoru. Do tego nie przestaje być jej najlepszym przyjacielem.
    Uwielbiam Kakuzu i Hidana, których sceny wyglądają niezwykle naturalnie oraz dostarczają duży fun czytelnikowi. Byli krótko, ale jakże pięknie się zaznaczyli. Warto w tym miejscu napomknąć o Deidarze – nigdy nie lubiłam tego idioty w kanonie. Mam do niego taki sam stosunek, jaki miał Sasori, ale nawet tutaj przedstawiłaś blondyna tak, że czytanie o nim nie sprawiało mi fizycznego bólu.
    Zszokowała mnie trochę kreacja Tsunade. Nijak nie pasuje do tej z kanonu, ale ładnie umotywowałaś jej przemianę, więc mogę w nią uwierzyć. Krok ten był konieczny, żeby Sakura opuściła wioskę, rozumiem to. Błagam jednak, żeby ona umarła xD To jest jakaś Tsuna z alternatywnej, bardzo nieprzyjemnej rzeczywistości, a fe :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konan lubię, Paina nie. Totalnie nie przemawiają do mnie ich motywy w anime. Czy może raczej ich podejście do Yahiko. Konan się u Ciebie buntuje i widać w niej jakieś „rozedrganie”, co w moich oczach działa na jej korzyść. Podejrzewam, że ostatecznie może nas zaskoczyć i wyłamać się Nagato, choć możliwe też, że wcale tego nie uczyni. Nagato do wyjebania, nie lubię go xD
      Ciężko się wypowiedzieć o Jirayi, bo mało go było, ale Naruto w tym opowiadaniu, wyjątkowo mocno mnie skrzywdził. Mówił, że nie będzie wybierał, ale ostatecznie wybrał. I to Sasuke. Kanoniczny Naruto co prawda miał obsesję, ale u Ciebie jakoś zyskał na ostrości i goryczy. Mam do niego żal, podobnie jak Sakura go ma. Ciekawe, czy odegra jeszcze jakąś znaczącą rolę i jak zareaguje na Sakurę. Obawiam się, że może pozostać dość obojętny na różowego pokurcza (xD), jeśli nagle w epicentrum wydarzeń wskoczy Sasuke, oczywiście cały na biało.
      Powalone by było i przykre. Iście dramatyczne i szokujące, gdyby Naruto ze względu na swoją obsesję zginął razem z Sasuke, albo wręcz (o kurwa, mam dreszcze na samą myśl!) poświęcił dla niego swoje życie i wylądował w piachu, żeby tylko Sasuke mógł przeżyć. Znając Ciebie spodziewam się dosłownie wszystkiego Sayuri xD Czy raczej znając Twoje teksty.
      Przejdę teraz do Twoich „dodatków”. Okazały się mega klimatyczne, nie umiem wybrać swojej ulubionej. Czytałam je wszystkie po kolei i mnie wręcz zaczarowały. Każda z nich jest potrzebna, ważna i rzuca wyraźniejsze światło na postacie w historii. Ogromne dzięki za poświęcenie czasu antenowego matce Sakury, bo o niej praktycznie rzadko kto się wypowiada. Okazała się charakterną babką, zresztą po kimś Sakura musi to mieć. Czy postąpiła dobrze? Nie. Czy ją rozumiem? Tak. I właśnie o to chodziło.
      Miłość Kakshiego do Sakury jest tak piękna, że aż mi się go żal zrobiło, a jednocześnie tak subtelna i delikatna, że to mnie rozckliwia w ciul, dziewczyno ;-; i to zestawienie cech Sakury z cechami Obito i Rin – miodzio. Płakłam, ale nikomu nie mów.
      Relacja Sasori – Itachi, to kolejna perła tego opowiadania. Nawet nie wiedziałam, że ich charaktery będą mi tak ze sobą współgrać, ale szalenie podoba mi się koncepcja ich wzajemnej zależności, bez jakiś pompatycznych pierdów o sile przyjaźni. Oni oboje przeszli zbyt wiele, żeby ich relacja opierała się na tak banalnych przesłankach. Kolejna świetna miniatura pokazująca rozwój Sasoriego i jego walkę o nieśmiertelność z Itachim w tle. Kocham.

      Usuń
    2. Wypowiedziałam już się chyba o wszystkich i wszystkim, co tylko można było poruszyć w tym opowiadaniu. Dałam komentarz na temat postaci i najważniejszych wątków, a mimo to wciąż nie napisałam bezpośredniej opinii o samej kreacji Sakury, kreacji Itachiego, czy też całej tej ich relacji. Zostawiłam to na koniec, bo… mam co do tego największe wątpliwości i zdaję sobie sprawę, że może być to dość kontrowersyjne. Ciężko mi o tym pisać, ale do rzeczy, bo jest o czym mówić i ja się dopiero rozkręcam xD
      Nie chcę w żadnym razie Cię atakować ani nic, bo i tak będę to opowiadanie czytać ze względu na rzeczy, które wymieniałam do tej pory. A jak widzisz, tych jest całe mnóstwo. Podoba mi się kreacja Sakury jako takiej, jest pogłębiona i wiarygodna… do pewnego stopnia. Lubię jak buduje relacje z innymi postaciami, lubię jej przemyślenia, reakcje i emocje, sceny w szpitalu, no miodzio… dopóki nie przejdziemy do relacji z Itachim.
      Podobnie jest z Itachim, lubię go tutaj nawet i jest dla mnie wiarygodny… do pewnego stopnia. Nie wiem od czego zacząć, bo mam w głowie mętlik, a chyba właśnie to powinna robić literatura, więc i tak jestem zadowolona – mam nadzieję, że Ty również. Choć już teraz przepraszam za ten chaos.
      Nie kupuję tej ich relacji. Jak dla mnie rozwinęła się ona bardzo gwałtownie i szybko. Nie chcę powiedzieć, że jest tragiczna, bo absolutnie nie, w tym opowiadaniu nie ma ani jednej takiej rzeczy, ale sceny z nimi razem nie wywołują u mnie przyspieszonego bicia serca. Nie kibicuję im i w sumie, jakby się rozeszli, to by się nic nie stało. To mnie akurat smuci.
      Dostajemy od ciebie parę urywków z przeszłości, w których rozmawiają ze sobą, stykają się ich losy – te opisy są bardzo zgrabne i ładne. Wiemy, że Itachi jest samotny i desperacko szuka bratniej duszy, a Sakura to kochana, ciepła duszyczka, która daje mu ukojenie. Okej, to jest mega urocze, ale nie widzę w tym romantycznych uczuć. Po prostu zadatki na przyjaźń. Bardzo piękną i silną, ale przyjaźń i jakby nie mam z tymi urywkami z przeszłości absolutnie żadnego problemu. To słodkie, kochane i roztapia serduszko. Wiem też, że w tych urywkach z dawnych lat NIE miało chodzić o romantyczne uczucia, dlatego je lubię.
      Problem mi się zaczyna w momencie, gdy skupię się na teraźniejszości. Itachi przywraca Sakurze wspomnienia – wspomnienia ich przyjaźni! Po czym… Sakura jest trochę wkurzona, ale w sumie nie denerwuje się jakoś bardzo, gdy poznaje prawdę. Szoku też w tym za bardzo nie ma. I tu miałam pierwszego zonka w tym miejscu. No ale jak? Niby można to zrozumieć, ale dalej, jakoś bardzo łatwo jej to przyszło. Nie dość, że nie przynosi to dramy na jakimkolwiek poziomie, żadnego większego skrępowania, to za chwilę… oni się pożądają, całują i są ze sobą. Przywrócenie wspomnień 13 rozdział, pocałunek 15 rozdział, seks i związek 20 rozdział. Czytając Twoje opisy pod notkami, dowiedziałam się, że chciałaś na początku zafundować im seksik przy pierwszym pocałunku. Bogowie! Jak ja się cieszę, że tego nie zrobiłaś ! To by jeszcze bardziej wszystko przyspieszyło.

      Usuń
    3. I ja wiem, że zanim Sakura wróciła do Akatsuki, to oni miesiącami (?) rozmawiali ze sobą w mózgu Sakury, ale zostaje nam to wspomniane, że miesiące mijają, tych rozmów między nimi nie ma wcale jakoś wiele, a ich stosunki, raczej nie bardzo ewoluowały w stronę swobody i sympatii, skoro po długim okrasie rozmów w mózgu, podają sobie po prostu ręce, gdy się widzą. I okej, to mi się podoba, taka powolność. Ale skoro to gadanie ze sobą w mózgu nie zmieniło jakoś specjalnie ich stosunku do siebie, to co w takim razie to spowodowało? Momentów, kiedy ze sobą rozmawiają, spędzają czas wspólnie, serio nie ma niewiadomo ile, a tu nagle miłość wjeżdża. (Rozpiskę rozdziałów dałam na górze, co jasno udowadnia, jak bardzo chaotyczny jest to wywód, za co jeszcze raz przepraszam xD). No poczułam się trochę, jakbym jakiś rozdział ominęła. Kiedy właściwie Sakura stwierdza mniej lub bardziej, że ten Itachi to taki jest fajny i że można by z nim cokolwiek próbować?
      Wróćmy jeszcze na chwilę do kreacji postaci. I to już nie jest kompletnie Twoja wina (w sumie nic nią nie jest, rozmawiamy teraz tak naprawdę o moim widzimisie bez przerwy xD). Itachi ma inny charakter, w sensie, ja nie kupuję jego osobowości. Przeżył wiele, a jest trochę jak dziecko we mgle. Można to zrozumieć przez to, że nie miał dzieciństwa, trauma, desperacka potrzeba bliskości itp. ale jakoś i tak mi go dziwnie widzieć, jako tego, który NIE JEST tajemniczy, skryty, niejednoznaczny, budzący lekki niepokój. U Ciebie jego emocje widać jak na dłoni, zwłaszcza te do Sakury i miałaś do tego prawo, aczkolwiek taka osobowość Itachiego z pewnością nie jest moją ulubioną.
      O ile zakochanie Itachiego jeszcze jakoś rozumiem, bo obserwował Sakurę latami i mógł sobie ją w mózgu zajebiście wręcz wyidealizować, czy nawet fantazjować erotycznie w tych swoich grotach, w chwili samotności i TO TRWAŁO, tak nie rozumiem właściwie, czemu Sakura kocha Itachiego. Przez większość życia miała go za obcego faceta, całe swoje życie kochała Sasuke i bum… Itachi. Nawet w jakikolwiek sposób nie zbuntowała się przeciwko temu, a moja duszyczka trochę pragnęła jakieś dramy. Sakura i Itachi kochają się, nie znając się właściwie, dlatego mnie to gniecie. Nawet te ich wspomnienia nie są jakoś bardzo bogate. Urocze, słodkie, kochane i ciepłe – owszem są. Ale to takie zalążki przyjaźni. A gdzie tutaj w ich stosunkach był czas na jakikolwiek rozkwit przyjaźni, nie mówiąc o miłości? Nie znalazłam go.
      No ale dobra, sielanka ich trwa, trochę mi się robi mdło, aż tu nagle Sayuri, tak właśnie Ty Sayuri, nikt inny zrzucasz bombę w postaci słów Itachiego (ja przynajmniej zrozumiałam, że to ON mówi), które są takie piękne, że pozwolę je sobie zacytować:
      „Zanim zniknął usłyszałaś jego największy lęk, który przed tobą obnażył. Nie miał po tym wystarczająco odwagi, żeby spojrzeć ci w oczy. Nie chciał zobaczyć, że miał rację. Odszedł szybko, kiedy sens słów dopiero do ciebie docierał.
      — Proszę, wybierz mnie, a nie Sasuke.”
      I ja sobie myślę wtedy, po tych słowach, oczy jak pięć złoty, uwaga - noż kurwa, jaki epicki zwrot akcji! Marzę!- koniec myśli. I tutaj przechodzimy znów do kreacji Sakury.

      Usuń
    4. I ja sobie myślę wtedy, po tych słowach, oczy jak pięć złoty, uwaga - noż kurwa, jaki epicki zwrot akcji! Marzę!- koniec myśli. I tutaj przechodzimy znów do kreacji Sakury.
      Kochała Sasuke prawie całe swoje życie. Miała obsesję na jego punkcie. Była jego bezwolną marionetką. Była gotowa na wszystko dla niego, żeby ją tylko zaakceptował. I my wiemy i rozumiemy, że zakochała się w Sasuke, bo przypominał jej Itachiego, którego zapomniała, okej. Sama Sakura to wie. Ale to nie zmienia faktu, że to właśnie Sasuke kochała, czy była nim mocno zafascynowana przez lata. I przywrócenie wspomnień nie powinno raczej spowodować, że od razu wszystko przejdzie na Itasia, bo tak, a przywiązanie emocjonalne i przede wszystkim psychiczne do Sasuke nagle zniknie. Nawet jeśli to Itachi był powodem zakochania Sakury. Bo mamy tu (jak dla mnie of course) dziwaczną sytuację, w której Sakura przez lata uzależnia się od Sasuke, po czym pod wpływem krótkiego okresu (krótkiego w porównaniu lat miłości do Sasuke) stwierdza, to „Itachi był mi przeznaczony!”… trochę kapeć.
      Podoba mi się za to BARDZO reakcja Itachiego na zaistniałą sytuację. On obserwował Sakurę latami. On WIE, że ona miała słabość do Sasuke. On WIE, że ona świata poza Sasuke nie widziała. On WIE, że Sakura kochała Sasuke mimo zadawanych jej ran. On WIE, że ona była gotowa opuścić wioskę, żeby tylko z Sasuke być. Itachi w końcu WIE, że istnieje szansa, że to przywiązanie psychiczne i emocjonalne wciąż w Sakurze istnieje, a co gorsza Itachi nie będzie miał na to żadnego wpływu. Ten moment, gdy on dzieli się tym lękiem „Proszę, wybierz mnie, a nie Sasuke”, jest właściwie PIERWSZYM momentem, w którym ja Itachiemu współczuję. Tak, współczuję Itachiemu, którego zawsze miałam kompletnie gdzieś.
      Emocje rosną, ta walka między uzależnieniem, a miłością do Itachiego, ta niepewność co dalej!!! O matko, o matko! Ta niemoc względem tego, czy Sakura dalej będzie bezwolna. Czy będzie drama?! No kurde, nie będzie… Sakura okazuje się nic kompletnie nie czuć, nawet z Sasuke drwi i koniec aktu… zero bicia z myślami, zero walki, zero nawet wątpliwości. Itachi się martwił nadaremno i ja kurde też…
      Ale ogólnie to mega spoko to opowiadanie i mam nadzieję, że je dokończysz XD Naprawdę się w nim zakochałam. Tak mocno, fest. Masz naprawdę cudowny warsztat Sayuri. Ale coś długa przerwa widzę, mam nadzieję, że zmotywowałam Cię jakoś do pisania.


      Wysyłam ogromne love i dziękuję za uwagę <3

      Usuń
    5. Mała, Ty jesteś szalona!
      Absolutnie szalona!
      My nie piszemy nawet tak długich rozdziałów jak Ty komentarzy!

      Usuń
    6. Wiem, tak coś czułam, więc po skończeniu (W Wordzie pisałam, żeby mi się nie usunęło XD) sprawdziłam liczbę słów. Jakoś mnie tak poniosło. Ale mnie często tak ponosi. Zbieram siły na napisanie zamówienia u was :D

      Usuń
    7. Na początek — w żaden spsobó nie czuję sie atakowana, więc nie musiałaś nawet o tym wspominać xd Jednak czytając te słowa miałam takie wewnętrzne "owww, jaka ona kochana". Także bardzo dziękuję :3

      Sasuke, od początku pasowała mi do niego rola szaleńca. Nie chodzi o moje odczucia do tej postaci, bo mimo wszystko widzę w nim osobę pokrzywdzoną przez los. Nie wszyscy umieli by udźwignąć ciężar historii jego klanu, byciu ostatnim ze swoich, zdradę ukochanego brata i konieczność stania się mścicielem (bo tak to widzę, że czuł wewnętrzny przymus pomszczenia rodziny). Poza tym lubię szaleńców, lubię o nich pisać.

      Mebuki nigdy nie miała być zła. Chciałam, żeby była niezdecydowana, nieszczęśliwa w wiosce i wśród shinobi. Co najwyżej jest egoistką, ale czy to coś złego, że chce swojego szczęścia?

      Tsunade tak bardzo uwielbiam w kanonie, naprawdę. Jednak zaczynając pisać historię myślałam co mi przeszkadzało w tych wszystkich fikach czytanych latami. Oczywiście to, że Sakura musiała porzucić rodzinę, mentorkę, przyjaciół. Również nie lubiłam, że w niektórych opkach wszyscy kochali Sakurę, może z jednym wyjątkiem Sasuke czy Ino. Najwyraźniej poszłam w całkiem inną skrajność ^^' Ale to też było celowe i nie żałuję.

      Sasoriego uwielbiam. Przy początkach przygody z fandomem nawet o niem nie myślałam, ale dzięki Ogniowi weszłam głębiej w jego charakter. Już od początku wiedziałam, że go pokocham. Pomyślałam jaki był — trochę szydzący, niegrzeczny i zarozumiały, narcyz z ciętym językiem, akceptujący jedynie perfekcje. Dodałam trochę do jego wizerunku, który zaledwie musnęłam w tak krótkim czasie antenowym, który mu dano i stworzyłam obraz człowieka, którego ubóstwiam xd

      Itachi, och ten Itachi. Powiem Ci, że jestem z niego zadowolona. Czytając przypisy pewnie już wiesz, że jest to reaktywacja mojego pierwszego bloga. O ile kreacja go jako zimnego i małomównego jest dobra do krótkich historii, to przy czymś dłuższym utonęłam w tym całkowicie. Dlatego cieszę się, że jest niemal taki, jak chciałam. Miał mieć pewna obsjesję na punkcie Sakury. Starał się nie poddawać emocjom w życiu, ale kiedy miał okazję zdobyć coś, czego pragnął, zaczął się zachowywać irracjonalnie jak na niego, jakby to wszystko co dusił wreszcie znalazło ujście.

      Zdaję sobie sprawę, że mając w pamięci nie tylko kanon, ale i całe morze ficzków (przynajmniej w moim wypadku) motywacje i charakter Sakury z Ognia trzeba by często przypominać, żeby zapadły w pamięć. Albo coś, co w mojej kreacji jest oczywiste znika w skrótach myślowych czy skróconych scenach. Dlatego napiszę jaki miałam pomysł na jej postać. Haruno kochała Sasuke jako dziecko, to prawda, jednak mając siedemnaście lat (początek historii) widzi w tym zauroczenie, silne, ale jednak nadal. W latach, kiedy nie było go wiosce wciąż jej zależało. Widziała w nim przyjaciela, zagubionego, który dokonał głupiego i złego wyboru. Przyjaciela, o którego muszą z Naruto walczyć, bo może się zatracić w swojej zemście. Wiec powiedzmy, Sakura mając jakieś 13/14 lat już nie czułA tej ślepej miłości. Zauważyła też, jak to uczucie ją wcześniej hamowało. Kiedy przypomina sobie dawne lata widzi jak źle te bezmyślne zauroczenie na nią wpływało, robiła z siebie kogoś jeszcze gorszego, słabszego niż była, żeby Sasuke się o nią martwił i ratował.

      Usuń
    8. “Nie ważne, co chciałaś osiągnąć, co pokazać — przy nim stawałaś się słabą idiotką. Dziecięca miłostka mogła być motorem napędowych treningów i samodoskonalenia, ale spojrzenie ciemnych oczu odbierało ci wszystko, co osiągnęłaś. Stawałaś się słabą dziewuchą, którą miał porwać w objęcia, kiedy kunai przeciwnika leciał w twoją stronę i nie ważne, że później patrzył na ciebie jak na ofiarę losu, pasożyta w świecie shinobi.”
      Kilka lat minęło, plotki o jego losie pojawiły się w konoha jakiś rok po jego odejściu, później wszystko umilkło. Zachowanie innych mieszkańców wioski trochę ją dusiła, bo każdy oczekiwał, że będzie czekać na swoją drużynę cokolwiek by się. stało. A ona się zmieniła, jej priorytety, myśli i uczucia.
      Z drugiej strony strach z rozdziału 6 przed wyruszeniem na Most Nieba i Ziemi, a później w 22 przed ich spotkaniem już w domku w lesie, był spowodowany tym, że nie do końca wiedziała, jak się zachować widząc Sasuke ponownie. Dlaczego dwa razy? Bo na moście tak naprawde nie mieli zbyt dużej interakcji, walka to co innego niż rozmowa. Chodzi o to, że jej przemiana nastąpiła bez udziału Sasuke. Że te wszystkie lata, myśli i postanowienia rozmyją się nagle na wietrze, kiedy w końcu stanie przed nią. Bo tak było za czasów geninów. Mówiła, że będzie silniejsza, lepszą wersją siebie, ale kiedy nadarzyła się okazja, żeby Sasuke zwrócił na nią swoją uwagę, to wszystkie plany nie miały znaczenia.

      Teraz jej obecne podejście. Ma mu za złe, że Sasuke ich porzucił, nawet jeśli wie co nim kierowało i jest w stanie w pewny sensie to zerozumieć. Przede wszystkim też ma za złe Naruto, że poświęciłby wszystko, nawet ją, dla Sasuke. I ten gniew wyładowuje też na Uchiha, nie potrafi do końca tego odseparować i rozbić. Na końcu, mimo tego lęku, że coś czuje, czuje do niego niemal nienawiść za to, że chciał zabić Naruto i niemal mu się udało.

      Co do związku z Itachim. Kiedy odzyskała wszystkie wspomnienia, to uzmysłowiła sobie, że zawsze podświadomie gdzieś go szukała. Nawet mam taki cytat, z którego jestem zadowolona
      "Nie widziałaś w nim twarzy Sasuke, ale w wyobrażeniu Sasuke dostrzegłaś Itachiego. I wszystko się zmieniło”
      Nawet jeśli to wszystko było podświadomie. Nie umiałam do końca poradzić sobie z budowaniem ich relacji przez te miesiące spędzone w Konoha, dlatego użyłam przeskoku czasowego. Co do zarzutu, że przez rozmowy między nimi (w głowach) wcale specjalnie się do siebie nie zbliżyli. Pisałam, że początkowo, kiedy Sakura go zobaczyła, doszło do niej, że to ta osoba. Oczywiście wiedziała, że rozmawia z Itachim, po prostu nie potrafiła połączyć tych dwóch osób. Stało się to dopiero później, kiedy wróciły jej wspomnienia.
      I te big love jest na wyrost, samej mi to przeszkadzało, ale krążyłem wokół tematu jak polujący jastrząb i nie umiałam uderzyć w inne miejsce xD Może to zahaczyć o szczeniackie ff z nagłymi seksami, co poradzić, słowo się rzekło xd To pójście na łatwiznę i z tego nie jestem do końca zadowolona, ale nie umiałam tego inaczej ugryźć, a chciałam koniecznie mieć ten ship. Może faktycznie bardziej to były podwaliny pod przyjaźń, ale... Eh, jestem takim czytelnikiem i pisarzem, czytając fanfiki chcę w końcu romansu, pisząc coś dłuższego też chcę romansu. To moje skrzywienie niestety, czego skutki widać i mogą kłuć w oczy niektórych xd

      Mam problem, to że nie umiem szybko pisać dłuższych historii. Ten ficzek, w tej wersji, ciągnie się niemal dwa lata. A ja kochliwa jestem i zmieniam fronty jeśli chodzi o anime boyów xD Najpierw był Itachi, który już mi trochę się przejadł niemal przy początkach pisania. Później Kakashi, dlatego też nie mogłam się powstrzymać od motywu jego beznadziejnego pragnienia, które jednak nigdy nie zostanie odwzajemnione. Od dłuższego czasu mam hype na Sasoriego i tak bardzo boję się pisać dalej, bo nie chcę, absolutnie nie chcę, żeby w jakikolwiek sposób było między nimi poza relacją mistrz uczeń.

      Okay. Pisz dalej! Z chęcią odpowiem, jeśli chcesz o czymś podyskutować lub wiedzieć więcej ^^

      Usuń
    9. Dziękuję Ci Sayu za tak obszerną odpowiedź, wolałam zaznaczyć wyraźnie, że nie chcę Cię atakować, bo wiesz jak to z ludźmi bywa. Już w trakcie czytania wiedziałam, że będę musiała Ci "wyłożyć" może żale, bo inaczej się uduszę. Tym bardziej, że niejako żyłam tym tekstem przez dwa dni i nawet alternatywna wersja wydarzeń śniła mi się w nocy (wciąż nie mogę uwierzyć czasem, że jestem starą babą a nie nastolatką, kiedy śnią mi się animce).
      Cieszę się, że Ty jesteś zadowolona ze swojego Itachiego. Zgrzyta mi, że z niego taka otwarta księga, bo mam o nim osobiście inne zdanie. Fanfiki nie wyrobiły mojej opinii o nim akurat, bo to pierwsze opowiadanie z Itachim, które czytam - tak bardzo nie lubię tej postaci, a jednocześnie chciałam zobaczyć, co tworzysz. Choć z pewnością jest to ciekawy kontrast, biorąc pod uwagę Sasuke, który jest bucem jak chuj. Twój Itachi ma w sobie jakieś ciepło. Jest to tak dla mnie nowe, że aż dziwne. Choć może oceniam go zbyt surowo. Jakieś tam uczucia miał, można nawet się pokusić o nazwanie go wrażliwcem, skoro nie mógł znieść myśli o śmierci młodszego braciszka.
      Inaczej sprawa ma się z samą Sakurą, o której przeczytałam setki jak nie tysiące dłuższych i krótszych tekstów. Tak, można mnie uznać za Sakuratarda ze skłonnościami do masochizmu. Jakoś szybko jej to poszło wszystko, choć to wrażenie może być w moim umyśle potęgowane przez fakt, że sama przeszłam przez ten tekst jak burza. Myślałam dużo o tej kreacji i ostatecznie naszło mnie przy myciu garów, że w sumie… Sakura tak długo była olewana przez Sasuke, że mogła być bardzo podatna na zakochanie się w pierwszej w brzegu osobie, która ją trochę ogrzeje. I oczywiście rozumiem już, jaka była Twoja koncepcja, tym bardziej, że mi ją tak pięknie wyłożyłaś, ale myślę, że mój wniosek też może działać na korzyść tego fika :D
      Co do tej obsesji na punkcie Sasuke… przyznam Ci szczerze, że zapaliłam się jak Rock Lee przed walką, a to wszystko z powodu obaw Itachiego, wypowiedzianych na głos. Gdybyś mu w usta nie wepchała tej obawy, to pewnie nie zaczęłoby mi się w mózgu kotłować. Widziałam w tej sytuacji ogromny potencjał oraz możliwości rozwoju fabuły. Choć oczywiście ciągle miałam świadomość, że to opowiadanie ItaSaku. Bynajmniej nie myślałam, że zmienisz front. Ale zmieniłaś resztę mojego dnia tym jednym zdaniem xD Pożądałam dramy, bo ogólnie ze mnie taka dramaqueen, nie w prawdziwym życiu na szczęcie, ale relaksuje mnie czytanie jakiś pojebanych historii.
      Kamień z serca, że Tobie początek tej relacji też jakoś zgrzyta. Rozumiesz dzięki temu co mi po głowie chodziło, gdy pisałam tę litanię. Niemniej zaakceptowałam te rozwiązanie po dłuższej chwili, bo to nie tak łatwo połączyć dwie odmienne osobowości, które nie miały ze sobą większej styczności. „Na pocieszenie” dodam, że też bywam strasznie niecierpliwa i łaknę szybkich romansów, choć w ostatecznym rozrachunku szybkie romanse słabo wychodzą i ostatecznie mnie rozczarowują xD Sama nie wiem, jakbym rozciągnęła ich relację, żeby to lepiej wyglądało. Nigdy raczej bym się tego pai nie podjęła (a spróbuj tylko to zamówić u mnie xDDD). Ostudzenie standardowego zapału Sakury do Sasuke ma jak najbardziej sens, skoro chcemy połączyć ją ze starszym bratem, choć ja i tak nie zniwelowałabym tego tak do końca :P Tak czy siak liczę choćby na jakąś rysę w tym związku, co to za historia, gdzie Sakura nie płacze xD (tutaj tkwi mój masochizm).

      Usuń
    10. Co do Twojego lęku odnośnie własnego hypu na Sasoriego. Powtarzaj sobie, że to nie miałoby tutaj najmniejszego sensu. Gość w tym opowiadaniu jest żywą kukłą, nie posiada mimiki twarzy, a do tego Bóg jeden raczy wiedzieć, czy chciało mu się strugać penisa. Sakura raczej przy nim zostałaby zmuszona do postu seksualnego. No chyba, że mogłaby sobie co jakiś czas korzystać z dziwek męskich. Cholera wie jak bardzo Sasori miałby wyjebane na potrzeby ciała. Choć na plus zdecydowanie to, że nie pierdziałby pod kołdrą.
      A co do innych jeszcze rzeczy. Nie twierdzę, że Mebuki jest zła, ale i tak dziwnie mi z tym, że nawet do córki nie pisze. Może coś się w tej kwestii zmieni po porodzie, chociaż wątpię. Wszak nie mają już ze sobą bliskich relacji. Ciężko się dziwić, skoro to dwa odmienne światy. Wspomnisz jakimś sposobem, co się tam urodziło?
      Kakashi i Sasuke są świetni u Ciebie tacy jacy są i jeszcze raz to podkreślę. Żywię nadzieję, że żadnemu z nich się nic nie stanie i będą mieli jeszcze swoją rolę do odegrania. Za jakie malutkie scenki KakaSaku się nie obrażę ^^
      Tsunade w kanonie chyba każdy lubi, a jak nie, to jest dziwnym człowiekiem. Tak czy siak u Ciebie jest po prostu ciężka do strawienia, przez ten kij w dupie (jak najbardziej uładniony, ale to już inna kwestia). Generalnie skłócenie Sakury ze wszystkimi miało zdecydowanie sens, skoro miała się dobrowolnie znaleźć u Akatsuki. Trochę szkoda, że nie wspomniałaś o Ino, choć rozpisywanie kolejnego konfliktu mogłoby sprawić, że byłoby tego zwyczajnie za dużo. Nie czepiam się więc. Mam do Ino zresztą dość obojętny stosunek.
      Podsumowując, Sakurę już rozumiem, choć sama bym jej aż tak nie zmieniała. Itachi mnie jakoś nie wkurza, w sumie mam do niego dość neutralny stosunek, w przeciwieństwie do kanonu, a co za tym idzie masz plusa. A tym Sasorim się nie przejmuj, bo raczej połączenie ich tutaj byłoby dość… problematyczne. Choć oczywiście jak skusisz się na stworzenie bloga SasoSaku, to będę tam pierwsza (o ile Temira mnie nie wyprzedzi xD). Ciekawe, jakbyś to tam uzasadniła :P
      Póki co wracaj do skrobania Ognia Konohy! Ja tutaj znoszę jajo <3

      Usuń
  8. Ah te twoje przeskoki. Są takie... idealne.
    Dla mojego leniwego dupska wprost stworzone, bo nie muszę się przebijać przez bezsensowne opisy i za to cię normalnie kocham!
    Uwielbiam też to, że twoja historia jest tak okrutnie banalna w tym pozytywnym znaczeniu! Nie słodzisz, nie cukrzysz. Jest źle i będzie źle bohaterowie są pozostaieni na pastwę seoich możliwości i żadne talk no jutsu nic tu nie naprawi.

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Sayuri7
podstrona