Słońce górowało na niebie, a jego jasny blask oświetlał martwe twarze anbu. Zadziwiające, jak łatwo Kakashi potrafił się ich pozbyć. Tak jakby większość życia odeszła w niepamięć i znów był chłopcem, który za nic miał towarzyszy broni.
Nie mógł przestać patrzeć na swoje dłonie. Były ubrudzone krwią. Obserwował ten widok, a coś głęboko w nim krzyczało, przypominając o dawnych winach. Zmrużył oczy niezadowolony. Chciał, żeby zadrżały, ale od lat tego nie doświadczył. Ostatni raz trzęsły się, kiedy jego chidori przebiło pierś Rin.
Oni nie byli tacy sami, pomyślał kierując wzrok na dwójkę młodych mężczyzn. Nic dla niego nie znaczyli. Byli przeszkodą. Nie miał innego wyboru. Nie mogli uczestniczyć w misji powierzonej mu przez Hokage. Stanowili zbyt duże zagrożenie dla Sakury.
Spoglądając na ciche, spokojne sylwetki chwilowych towarzyszy, przyzwał jedną z technik elementu katon. Ciała leżące ramię w ramię zajęły się ogniem. Musiał chwile zaczekać i dopilnować, żeby nie pozostał po nich nawet najmniejszy fragment. Później ruszył w dalszą drogę.
Niebo było szare. Od paru godzin bezustannie mżyło. Niewielki, drewniany budynek krył się wśród wysokich koron dębowego lasu. Akasuna przekroczył próg pewnym krokiem. Nigdy nie mogłaś wyczytać w ruchach mężczyzny wahania. Był to kolejny niecodzienny element współgrający z jego sztucznym ciałem.
Ciężki płaszcz upadł na podłogę tuż przy frontowych drzwiach. Jego twarz, jak zwykle, nie wyrażała żadnych emocji. Jednak z wąskich, syntetycznych ust wypłynęło zmęczone westchnięcie.
– Nie ma co się martwić, wszystkim się zająłem – zapewnił.
– Dlaczego nie było cię tak długo? – zapytałaś.
– Ach, zabijanie wymaga finezji! Musiałem jeszcze wstąpić do Iwy. To nic, wartego uwagi.
Mimowolnie spojrzałaś przed siebie. Na tle drewnianej ściany z założonymi rękami stał Itachi. Przywitał Sasoriego lekkim skinieniem głowy, ale jego oczy cały czas były skierowane na ciebie.
Czy to odpowiedni moment, żeby zacząć panikować?
Musiałabyś być idiotką, żeby traktować wczorajsze wydarzenie jako nieporozumienie. Dość dobitnie wyraził czynami, co chodziło po jego głowie, a teraz jego ciemne spojrzenie nie opuszczało cię nawet na sekundę. Nie wyglądał na przejętego czy zmartwionego. Był cholernie pewny siebie. Z trudem przełknęłaś ślinę. Intensywność jego wzroku była niebezpieczna.
Uśmiechnęłaś się z wahaniem. Mimo skończonych osiemnastu lat nie miałaś wielkiego bagażu seksualnych doświadczeń, ale z łatwością wyczuwałaś jego intencję. I cała kumulacja tych odczuć sprawiała, że czułaś się jak zwierzyna, którą zamierzał pożreć.
Musiałaś uciec od tych myśli przynajmniej na chwilę.
– Co dalej z moimi praktykami? – zapytałaś Sasoriego.
Od blisko miesiąca byłaś jego uczniem i z zadowoleniem przyjęłaś tempo nauki. Pamiętałaś, że za każdym razem musiałaś chodzić za Tsunade niczym cień i skomleć o nowe jutsu. Tłumaczyła, że jest zbyt zajęta, a ty wierzyłaś w każde słowo.
Lalkarz westchnął nieco zirytowany. Był kukłą, ale w jego głosie zawsze pobrzmiewało zadziwiająco wiele uczuć.
– Myślę nad tym. Dziecko, jesteś niemożliwa. Zdaje się, że chwilowo nie mam dla ciebie nic nowego.
Ponownie poczułaś na barkach ciężar czarnych oczu i nie potrafiłaś powstrzymać dreszczu.
– Sakura, a Deidara? – zapytał były shinobi Suny.
– Co z nim?
– Czy, zważywszy że nie pałasz do niego pozytywnymi uczuciami, zgodzisz się na badania nad jego ciałem?
– Ostatecznie to chyba nie najgorszy pomysł.
Prędzej czy później nie będziesz miała wyboru. Byłaś medykiem i jeśli dalej chciałaś podążać tą drogą musiałaś pogodzić się z każdym aspektem swojej profesji.
– Świetnie! Mam go zapieczętowanego…
Itachi zerwał się na równe nogi i mimowolnie spojrzałaś w jego kierunku, a kiedy wasze oczy się spotykały, z trudem uspokoiłaś swój oddech. Intensywność jego wzroku nie zmalała nawet odrobinę. Niejednostronne uczucie było takie nowe i inne.
– Ktoś się zbliża – wyjaśnił brunet.
Szybko podniosłaś się z drewnianego krzesła z zamiarem podążenia w ślad za nim. Itachi powstrzymał cię, zagradzając drogę ku drzwiom.
– Zostań tu z Sasorim – nakazał. Jego głos brzmiał ostro.
Zirytowałaś się. Mógł chcieć ciebie i to samo w sobie było niebezpieczne, ale nie zamierzałaś nabrać się na jego postawę groźnego shinobi. Nie po tym, jak poznałaś jego historię i dowiedziałaś się, jaką osobą był naprwadę.
– Nie zamierzam – odpowiedziałaś prowokująco.
Jego źrenice zwęziły się jeszcze bardziej. Dobrze wiedziałaś, że to nikt z organizacji, bo nie znajdowaliście się w jednej z ich kryjówek. Nie mogłaś całe życie skrywać się za cudzymi plecami.
– Nie jestem z tych, które czekają na ratunek.
– Nie przeszkadzajcie sobie dzieci, ja pójdę!
Czerwone włosy zniknęły za drzwiami nim zdążyliście zaprotestować, a potem usłyszałaś odgłos jego przyspieszonych kroków, kiedy zaczął biec między drzewami na spotkanie nieznajomego.
Przez długie sekundy mocowaliście się na spojrzenia. Nie zamierzałaś odpuścić. Najwyraźniej odczytał to z twojej twarzy, bo pozbył się maski zimnego drania. Jego rysy znów były łagodne, jak tego dnia na polanie.
– Czemu nie chcesz mojej opieki? – zapytał cicho.
– Przez całe życie chowałam się za kimś. Nareszcie mam moc, która może coś zdziałać i nie są to słowa na wyrost. Przecież zagroziłam Sasoriemu. Może nie zabiłabym go w pojedynkę, ale musiał się ze mną liczyć. Nareszcie mogę coś zrobić, bo nie jestem już w zamkniętym kloszu Konohy. Muszę próbować, muszę wiedzieć, na co mnie stać. Bądź przy mnie, jeśli tego chcesz, ale nie zabraniaj mi walczyć tak, jak robiła to Tsunade. Do cholery jestem shinobi, co z tego że medykiem? Przeszłam szkolenie bojowe, a wszyscy chcecie mnie traktować jak ofiarę losu, która przy pierwszej sposobności potknie się o własne nogi i nabije na własny kunai!
Jego twarz przybrała smutny wyraz. Nie sądziłaś, że jest zdolny zrobić taką minę. Nie chciałaś patrzeć na takiego Itachiego. Pomyślałaś, że przeszedł zbyt wiele w życiu i twoja marna osoba nie powinna być źródłem kolejnych zmartwień. Brunet pochylił się, tak że teraz ty patrzyłaś na niego z góry. Łapiąc za twoje nadgarstki, wlepił w ciebie świdrujący wzrok.
– Jesteś moim priorytetem. Nie wiem, czy jestem wstanie całkowicie spełnić tę prośbę.
Chciałaś powiedzieć coś więcej, ale waszą uwagę przykuł głośny wybuch kilkaset metrów dalej. Puściłaś jego dłonie i wybiegłaś na zewnątrz budynku. Tym razem nie próbował cię powstrzymać.
Kukła Sanako była rozerwana na strzępy, a senbo, którymi operowała, zdobiły wszystkie drzewa dookoła. Sasori klęczał na ziemi, trzymając się za prawe ramię, które tak właściwie już nie istniało. Prawdopodobnie zostało rozerwane na strzępy. Mimo że nie odczuwał bólu, to nie mógł powstrzymać się przed tak oczywistym gestem – próbował uciskać ranę, z której przecież nie wypłynie nawet kropla krwi.
Spostrzegłaś, kto był jego przeciwnikiem i na moment zamarłaś. Mimo płaszcza i kaptura w ułamku sekundy go rozpoznałaś. Nie potrafiłaś powstrzymać ciepłego uśmiechu, który zakwitł na twojej twarzy.
Kto by przypuszczał parę lat wcześniej, że będziesz jedyną osobą, która się o mnie troszczy, pomyślałaś.
Twoje oczy nie mogły nadążyć za Itachim, a ciało było znacznie wolniejsze od jego, więc nie potrafiłaś wkroczyć w wir walki odpowiednio szybko. Uchiha wymierzył pierwszy cios, jednak przybysz z dziecięcą łatwością go skontrował. Przy drugim znalazłaś się wystarczająco blisko, żeby zagrodzić Itachiemu drogę. Nawet przez myśl ci nie przeszło, że może nie być w stanie wyhamować swojego ciosu i czekałaś na uderzenie wymierzone w twój bok, kiedy zasłaniałaś Kakashiego swoim ciałem.
– Nie! – krzyknęłaś, a ptaki z pobliskich drzew wzbiły się do lotu.
Poczułaś delikatny dotyk. Przez sekundę pomyślałaś, że twój dawny sensei chciał cię objąć, jednak próba powitania, jakieś cielesnej interakcji w obecnej sytuacji, wydawała się idiotycznym pomysłem. Zamiast tego z łatwością podniósł drobne, kobiece ciało i skrył cię za swoimi plecami.
– Uciekaj – szepnął na tyle cicho, że tylko ty mogłaś go usłyszeć. Gdyby nie miał maski, zapewne Itachi mógłby wyczytać słowa z jego warg.
– Kakashi, nie walcz! – prosiłaś, jednak jego ciało i postawa nadal były sztywne i gotowe na każdy ruch ze strony przeciwnika.
W jego prawej dłoni zaczęła kumulować się chakra i zobaczyłaś jak języki błyskawic zaczynają tańczyć wokół zaciśniętej pięści.
Chwyciłaś jego nadgarstek, powlekłszy swoje palce ochronną chakrą, i zmusiłaś go do rozproszenia techniki.
– Sakura, o co tu chodzi?
– Pohamuj swój testosteron samca alfa i posłuchaj mnie przez chwilę. Nie walcz i ty, Itachi, też! Jeśli się uspokoisz, to wszystko ci wytłumaczę.
Kakashi obserwował całą waszą trójkę spod przymrużonych powiek, ale ostatecznie przystał na twoją propozycję. Kiwnął głową, a jego szare włosy uniosły się kołysane wiatrem. Położył dłoń na twoim barku i nie puścił go przez całą drogę do chatki.
Sasori szeptał ciche przekleństwa pod nosem, wyrzucając wszystkie zwoje ze swojej torby. Jego niezadowolone warknięcia wypełniły ciszę, która panowała między wami.
– Człowieku, dlaczego akurat ręka? – rzucił w stronę Kakashiego. – I to prawa. Dziecko, nie chcesz się czasem doszkolić w sztuce? – zapytał cię.
– Co masz na myśli?
– Wyciosasz mi z kawałka drewn-
– Odmawiam – przerwałaś mu.
– Ach! Żadnej wdzięczności.
Wzrok Kakashiego był twardy i nieprzenikniony. Czy tak właśnie wyglądał podczas przesłuchań? Lub sekundę przed wymierzeniem ostatecznego ciosu? Takiego widzą go ludzie zanim ich zabije?
– Sakura, czekam na wyjaśnienia.
– Nie zostawiłam ci listu? – zapytałaś niepewnie.
Lata nie doświadczyłaś jego gniewu. Tym razem nie był to dziecięcy wybryk, o którym zapomni po paru chwilach.
– Och? Masz na myśli te kilka zdań nakreślonych na papierze z odzysku?
– Dokładnie tak.
Jego brwi drgnęły; widać było, że jest zirytowany. Wyglądał jeszcze bardziej niebezpiecznie.
– Akasuna mnie szkoli – powiedziałaś. Pragnęłaś wypełnić tą dziwną pustkę między wami. Chciałaś odgonić jego rozgoryczenie.
– To wiem – warknął bezceremonialnie patrząc na Itachiego. – Coś jeszcze?
Tego już zdecydowanie za wiele, pomyślałaś.
– O co ci chodzi?
– „O co chodzi”? Dziewczyno, przecie-
– Przecież znasz jego historię – przerwałaś, a gniew zaczął kiełkować w każdym centymetrze twojego ciała. – Tą prawdziwą.
Jonin martwił się o ciebie i byłaś mu za to ogromnie wdzięczna. W tym momencie swojego życia był jedyną osobą, którą mogłabyś zaklasyfikować jako swoją prawdziwą rodzinę. Nawet jeśli ta dziwna relacja wciąż wahała się między nauczycielem, przyjacielem, a kompanem. Ale nie mogłaś pozwolić, żeby obrał na cel Itachiego. Zabawne, ale chciałaś chronić przestępcę klasy S niczym małe, bezbronne dziecko. Wiedziałaś, że niósł na swoich barkach o wiele za dużo i Kakashi też o tym wiedział. Miałaś absolutną pewność, że Trzeci wyjawił niemal wszystkie tajemnice swojemu przybocznemu anbu. Wyraz jego twarzy podpowiadał, że miałaś rację. Wzrok Kakashiego złagodniał. Przez chwilę wyglądał jak zbesztany uczeń.
– Prawda – powiedział po długiej pauzie. – Wybacz – skierował przeprosiny do bruneta.
– Nie takie rzeczy wybaczałem, senpai.
Z tyłu Sasori krzyknął: senpai?!, ale żadne z was na to nie zareagowało. Kakashi ściągnął ochraniacz z czoła i nerwowym gestem masował swoje skronie.
– Byłem pewny, że znajdę cię martwą.
– Sensei…
– Nawet nie próbuj znów mnie tak nazywać! – Jęknął żałośnie, a ty nie mogłaś przestać się śmiać. Wszystkie negatywne emocje uleciały i znów był dawnym sobą. Wybaczyłaś mu tą głupią, dziecinną wrogość.
– Gdzie pozostała część oddziału? – zapytał Itachi.
– Nie są już problemem. Sakura, czy zamierzasz wrócić do wioski?
Kolejny, który chcę mnie sprowadzić do Konohy, westchnęłaś w myślach.
– Żeby znów nie pozwoliła mi wychylić nosa poza granice? Nie, dziękuję bardzo.
– W takim razie nie wracaj, dopóki Tsunade jest Hokage.
Nie spodobały ci się te słowa. Coś w jego oczach prosiło, błagało, zebyś nie drążyła tematu, ale nie mogłaś, tego tak zostawić.
– Co masz na myśli?
– Moja misja polegała na odnalezieniu cię, a jeśli sprowadzenie będzie niemożliwe, to także wyeliminowaniu.
Zastygłaś w bezruchu, z głupkowatym uśmiechem błądzącym po ustach i nie potrafiłaś się poruszyć. Powoli zaczęłaś drżeć. Poczułaś jak najpierw dziwna siła wprawia w ruch palce dłoni, zaczynając od opuszków i biegnąc dalej i dalej. Ramiona trzęsły się, jakby nawiedziło cię zimno, ale to nie było nic cielesnego. Niemożliwa furia wypełniła całe twoje ciało. Byłaś tak niesamowicie wściekła, że aż pociemniało ci przed oczami. Nawet dłoń Itachiego, kiedy splótł razem wasze palce pod stołem, nie sprowadziła cię na ziemię.
Jak mogłaś, sensei?
To już przesądzone. Chociaż poczyniłaś odpowiednie kroki, żeby odciąć się od wioski, chociaż niejednokrotnie okłamywałaś Tsunade, to gdzieś w sercu miałaś miejsce na obraz jej groźnego uśmiechu. Skrywałaś go przed wszystkimi i gdybyś miała go skatalogować, trafiłby do pudełka z napisem „ukochani”. Głęboko w sobie miałaś nadzieję, że nie wszystkie mosty zostały spalone.
Taka głupia.
Już chyba nigdy nie przestaniesz być tą irytującą, różową dziewczynką, która ślepo ufała osobom, które okazały jej choć skrawek uczucia. Ino, Naruto, Sasuke, mama i Tsunade – wszyscy byli siebie warci. Już nawet nie liczyłaś pozostałych geninów, Deidary i Shizune, bo choć także im zawierzyłaś, to nie zdążyli odegrać znaczącej roli w twoim życiu zanim, łagodnie mówiąc, się na ciebie wypieli.
W pomieszczeniu znajdowało się trzech mężczyzn, którzy w ciszy obserwowali twoje drżące ciało. Tylko Sasori miał na tyle taktu, żeby udawać, że coś robi.
Ciekawe, kiedy i to się skończy.
Mogłabyś odciąć się od nich wszystkich i znaleźć gdzieś swoją pustelnię. Osiedlić się na skraju jakiejś chłopskiej wioski i zostać doktorem dla jej mieszkańców. Nie pozwalać, aby znaleźli się wystarczająco blisko, żeby ingerować w twoje życie, jednocześnie dając ci jakieś zajęcie i pozwalając utrzymać w przeświadczeniu, że coś robisz.
Nie, to żadne wyjście.
To nic. Każdy kiedyś odchodzi. Prędzej czy później skończysz jako nawiedzona zielarka lub dziwaczny doktor. Teraz musisz zbierać wspomnienia, dzięki którym w tych samotnych czasach nie zwariujesz całkowicie.
– Chyba powinienem odejść. Jeśli mój plan ma wypalić, to nie mogę pojawić się w wiosce zbyt późno – cichy głos Kakashiego przerwał potok twoich myśli.
– Co zamierzasz? – zapytałaś.
– Powiem, że to była pułapka. Takie rozwiązanie wydaje się najbardziej prawdopodobne i najłatwiejsze do zmanipulowania.
– Już mi się podobasz – Sasori był wyraźnie rozbawiony. – Czytasz w moich myślach, drogi Hatake Kakashi. Pozwól, że coś ci podaruję.
W rękach twojego dawnego sensei pojawił się niewinnie wyglądający zwój.
– To Deidara z Iwa-Gakure, jeden z nas. Musisz go przyzwać jeszcze przed Konohą i użyć na nim jednej ze swoich technik. W ciele chłopaka krąży jedna z moich trucizn. Po paru dniach będzie niemal niemożliwa do wyśledzenia, ale pozostaje na to znikoma możliwość, tym bardziej jeśli Hokage się tym zajmie osobiście.
– Wątpię – przerywałaś. – Tsunade nie zwykła się babrać w medycznych aspektach jej pracy, chyba że jest do tego zmuszona.
Kakashi przejechał palcem po wypukłościach zwoju.
– Ty się go pozbyłeś? – Jego groźny głos powrócił, kiedy patrzył na Sasoriego okiem, w którym tkwił sharingan. – Jak widzę, nie jesteście do siebie przywiązani.
Klekoczący śmiech Sasoriego sprawił, że Kakashi się skrzywił. Dziwne, ty zaczęłaś lubić ten dźwięk.
– Zagroził jej, a nauka Sakury, i co za tym idzie jej bezpieczeństwo, jest chwilowo moim priorytetem. Powinieneś się cieszyć, że nie rozpamiętuje przeszłości, synu Białego Kła. Inaczej ta rozmowa nie miałaby miejsca.
Sakura i Hatake wyszli na zewnątrz. Kiedy z pola widzenia zniknął Lalkarz i Uchiha zaczęli zachowywać się zupełnie inaczej. Szczebiotali bez sensu wymieniając drobne złośliwości i słowa pocieszenia. Tak musieli wyglądać, rozmawiając beztrosko w Konoha.
Brunet stał obok sunijczyka. Oczy Itachiego były nieruchome. Nie szydził z niego, ani nie próbował uspokoić. I to te oponowanie doprowadzało Akasune do złości.
– Nie patrz tak na mnie, dzieciaku – warknął Sasori.
– Już dawno mnie tak nie nazywałeś.
Sasori westchnął. Nie lubił być obiektem obserwacji, a tym bardziej wszelkich psychicznych analiz.
– Nic mi nie jest!
Itachi nie odpowiedział od razu. Drobny uśmiech, który tańczył w kącikach jego ust, momentalnie zniknął:
– Stanę między wami jeśli zajdzie taka potrzeba. Gdy go skrzywdzisz, to wyślą następną osobę po Sakurę.
Brunet nie rozumiał go, jednak trudno było się temu dziwić. Od lat Sasori nie dopuszczał do siebie nikogo na tyle blisko, żeby go dogłębnie poznać. Przecież wszyscy w ich świecie robili tak samo.
– Nic nie zamierzam zrobić, zejdź ze mnie.
Itachi nie wydawał się przekonany. Sasori widział to w jego ciemnych oczach.
– Nigdy nie chciałem go szukać – przyznał po chwili. Poczuł, że jeśli nie wyjawi mu prawdy, Uchiha zaraz spróbuje go związać albo użyje jednego ze swoich cholernych genjutsu. – Jednak spotkanie, będące czystym przypadkiem, mnie zszokowało.
– Nie ukarasz go za winy ojca? – zapytał podejrzliwie.
– Nie odpowiadamy za grzechy rodziców. Popełniamy własne.
Ostatnim, o czym teraz myślał lalkarz, była walka z synem Białego Kła Konohy. Nawet jeśli Sakumo Hatake zabrał mu jego rodzinę zbyt szybko i niespodziewanie.
Pośród liści drzew było słychać jedynie szept wiatru. Stałaś kilkadziesiąt metrów od waszej chatki i nawet teraz czułaś na plecach palący wzrok Itachiego. Było to dziwnie uczucie.
– Czy Naruto pytał o mnie?
Trudno powiedzieć, żeby wyraz twarzy Kakashiego się zmienił, bo niemal cała była zakryta. Mimo to, jeśli przyjrzałaś się uważnie, to nieraz mogłaś dostrzec przez materiał maski, jak jego usta układają się w uśmiech.
– Oczywiście, że tak. – Ton jego głosu był pogodny i miły. Wiedziałaś jednak, że coś się za nim kryje.
– Ale za mną nie ruszył.
– Tsunade przekonała go, że jesteś na misji.
Twoje usta wygięły się w blady uśmiech.
– Nie nabrałby się na to, jeśli sprawa dotyczyłaby Sasuke.
– To prawda.
Nie pocieszał cię i nie próbował wymyślić zgrabnej bajeczki, żebyś poczuła się lepiej. Byłaś mu ogromnie wdzięczna.
– Dbaj o niego, dobrze?
– O ile na to pozwoli. Sama wiesz, jaki jest.
– Tak, aż nazbyt dobrze.
Patrzył w ciszy na twoją sylwetkę. Wydawało ci się, że w jego odsłoniętym oku dostrzegłaś smutek.
– Naprawdę myślałem, że nie żyjesz – szepnął.
– Jak wielu przede mną i po mnie. Taki jest los wojowników.
– Nie mogę cię stracić – powiedział cicho. – Nie mogę stracić żadnego z was. Zbyt wiele twarzy poległych towarzyszy śni mi się po nocach. Wystarczy, rozumiesz? Jeśli umrzesz przede mną, dopilnuję żebyś nie zaznała spokoju w następnym wcieleniu. To ty masz mnie opłakiwać. Jestem starszy i przywilej wiecznego odpoczynku po tym cholernym życiu ma mi przypaść pierwszemu.
Uśmiechnęłaś się. Poczułaś ciepło w sercu i w tej jednej chwili nie chciałaś pozwolić mu odejść. Pragnęłaś mieć go przy sobie w nowym życiu, chociaż doskonale wiedziałaś, że to niemożliwe.
– Coś jeszcze?
– A żebyś wiedziała. Masz dbać o mój nagrobek. Oczekuję świeżych kwiatów minimum raz na miesiąc.
Wyglądał jakby chciał się poruszyć, ale jego wyciągnięta dłoń wylądowała na karku w niezgrabnym geście zakłopotania. Mimo że nie miałaś teraz w Konoha nikogo bliższego, to czasami znajdowaliście się w kłopotliwym impasie, jeszcze nie do końca godząc się z porzuceniem relacji mistrza i ucznia.
– Sakura, twoja matka…
– Wiem, nie musisz nic mówić.
– Spróbuję się z tobą skontaktować, kiedy wioska będzie bezpieczna.
– To może potrwać lata. – Zaśmiałaś się. Nie posądziłabyś go nigdy o tak głupi optymizm.
– Co nie zmienia faktu, że to zrobię. Do tego czasu... Dbaj o siebie.
– Wedle rozkazu.
Mina Gaary wygrywa wszystko xD
Może znów wrócimy do publikowania w każdy piękny poniedziałek naszego życia, ale nic nie obiecuję! Na razie rozdział pojawia się co ok półtora/dwa tygodnie. Ogólnie cała historia miała zamknąć się na 30-stu rozdziałach, ale nie wiem co mi z tego wyjdzie. Najwyżej będę publikować dłuższe części, żeby się zmieścić w planowanej ilości (taa, jasne Sayuri, ty i długie rozdziały?! xD - szydzący głos rozsądku).
Przed nami kolejne dwa specjały, które wrzucę po części 20-stej. Jeden jest dedykowany Kakashiemu (bo jakżeby inaczej?!), jednak nad drugim się waham. Skrawek historii Tsunade czy relacja między Sasorim i Itachim sprzed lat? Jestem ciekawa Waszej opinii.
Przez krótką chwilę myślałam, że to Sasuke zaatakował :P Niewykluczone, że zwyczajnie chciałabym rozstrzygnięcia jego wątku - jest tylko idiotą czy chorym psychicznie idiotą? ;) A jeżeli chorym psychicznie, to dlaczego.
OdpowiedzUsuńKakashi od zawsze wzbudzał moją sympatię, a w Twojej wersji jeszcze bardziej go polubiłam. Ale Sasori... Ach, tu mnie masz. Albo może to ja mam jakąś słabość do mężczyzn z Suny ;) Albo mężczyzn z czerwonymi włosami... Ale do sedna. Przekonałaś mnie. Do tej pory całkiem lubiłam tę postać, ale traktowałam ją z dystansem. Po tym rozdziale dystansu nie ma i sama chętnie wystrugałabym mu tę rękę ;)
Mam nadzieję, że Itachi jakoś da radę wpasować się w rolę równocześnie opiekuna, partnera i osoby dającej przestrzeń osobistą. Zadanie trudne, ale trzymam za niego kciuki :D
Udało mi się skomentować bez wspominania o Sakurze. Trening czyni mistrza xD
Przeczytałam!
OdpowiedzUsuńOMG! Najlepszy rozdział w moim życiu!
Ze dwa razy to tak mi się chciało śmiać, że głowa mała.
Pierwszy raz, jak Sakura porównała Itachiego do zwierzęcia które usiłuje ją pożreć xD Jeny, tak mi się te porównanie spodobało że jeszcze ze trzy razy do niego wracałam xD
I moment, w którym Sakura kłóci się z Itachim kto ma iść, a Sasori po prostu sobie wybiega i zostawia ich samych, jeszcze rzucając takie beztroskie " Dzieci, to ja pójdę!" XD. No oczami wyobraźni widziałam, jak podskakuje radośnie prąc do drzwi za ich plecami XD
Później sytuacja stała się już nieco bardziej napięta... A nie! Rozbawił mnie też epizod, w którym Sasori marudzi, że Hatake rozwalił mu akurat prawą rękę xD
Rozdział naprawdę poważny, no bo w końcu walka, trudna relacja między Sakurą a Itachim, nagłe pojawienie się Kakashiego, nieprzyjemna rozmowa i w ogóle (niekoniecznie w tej kolejności), ale mimo to udało ci się wpleść w niego elementy komizmu co mi, z reguły śmieszce, ogromnie się to spodobało :D
Brak romansu w tej części uważam za plus, gdyż co za dużo, to nie zdrowo!
Teraz Itachi z kochasia przemienia się w walecznego lwa, cóż! Można i tak. Ciekawa jestem, jakie oblicze jeszcze nam pokaże, nim do końca przyzna się do swoich uczuć romantycznych względem naszej małej lekareczki.
Sasoriego lubię przeogromnie, może i za ten dystans, który ma do świata i te jego wieczyste mądrości. Gość wydaje się naprawdę w porządku.
Ps. Czy już mówiłam, jak kocham ten twój niebanalny styl? Wszystko, co napiszesz czyta się z ogromną przyjemnością!
Ps2. Głosuje za Itachim i Sasorim! Walić Tsunade. Głupia suka. :>
Pozdrawiam!
Temira!
Był Deidara i nie ma Deidary, więc niech Kakashi uważa na słowa bo eksterminacja czeka :D
OdpowiedzUsuńOsobiście bardziej preferuje śmierć poprzez dekapitację ale ta również była spoko :D
Muszę również powiedzieć, że dołączam do klubu "walić Tsunade". Drażniące stare babsko, bez emocji niech idzie jak najszybciej pod sierp któregoś z naszych mrocznych królewiczów, Sasoriego lub Itachiego.
Ich komitywa i szacunek w tym opowiadaniu są cudownie zobrazowane i czasem czytając nie mogę się doczekać fragmentów z ich relacjami.
Budujesz tą historię na solidnych fundamentach dobrego stylu a to jej wróży bardzo dobrze.
Pozdrawiam gorąco i lecę zbierać się do pracy :D
Całusy!
Ps. U mnie nowy post :D
Nawet się nie zorientowałam, kiedy skończyłam czytać post.
OdpowiedzUsuńPo prostu uwielbiam to opowiadanie!
Każda scena w tym rozdziale była pochłonięta bez opamiętania xd
Strasznie mi się podoba postać Sasoriego - taki książkowy, idealny mentor.
I te gesty Itachiego w stronę Sakury, achh *_*
Co do specjali, też jestem zdania, aby łagodnie mówiąc, odstawić Tsunadę na bok, daleko, w cholerę :D Ciekawi mnie głębszy opis relacji Itachiego i Sasoriego.
Cóż, czekam na dalsze rozdziały!
Pozdrawiam serdecznie <3
Już? Przeczytałam wszystko? No nie wierzę. :D
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał. Od kłótni Sakury po jej rozmowę z Kakashim. Było w niej sporodojrzałości i smutno mi się zrobiło, że Kakashi jest zmuszony ją zostawić. Widać, że jmu też było ciężko.
A tak jak Tsunade normalnie lubię, tak tutaj niech idzie do diabła. xD
No to co? Pozotaje mi czekać na kolejne rozdziały. :>
❤️
OdpowiedzUsuńCoponiedziałkowe notki sprawiły, że przestałam nienawidzić tak bardzo ten dzień tygodnia! Notka przednia. Tego spodziewałam się po Kakashim. Eh... niby wiem, że nie, ale i tak ciągle mam nadzieję, że powstanie z tego KakaSaku... A co do specjala - Kakashi oczywiście ^^ i ja jestem za Tsunade. Ciekawi mnie co ma na swoją obronę i jak to się stało, że tak się zmieniła
OdpowiedzUsuń